THE GREEN OF MY FAITH

82 7 0
                                    

„Serce nie tylko jest
jednym z najbardziej
bezinteresownych narządów,
jest także najbardziej
odważnym i wiernym
z nich.”


Harry powoli i dokładnie przyglądał się sylwetką każdej osoby, która przekroczyła próg wielkiej sali. Draco zapewniał, że przyjęcie będzie małe, a tym samym pojawiło się stopięćdziesiąt osób. I zrozumiał to dopiero, kiedy stojąc niedaleko Draco, szepnął coś o tym, a ten wspomniał, że na każdym małym przyjęciu arystokrackim liczba osób wynosi sto, lub więcej.

I to dosyć dziwne, bo Harry zawsze zakładał, że małe przyjęcia są małe, a nie duże, będące małymi jako przykrywka.

Jedyne co robił na balu, to siedział na wyznaczonym dla siebie miejscu, przy stoliku, przy którym również siedziało kilku niewolników, których państwo nie mogło pozostawić pod opieką nikogo, dlatego siedzieli, gdzie musieli i siedzieli cicho. Niektórzy rozmawiali, ale żaden z nich nie zamienił z Harry'm ani jednego słowa, dopóki nie zjawił się Draco, który specjalnie dla Harry'ego, jako jego prywatny kelner, przyniósł mu talerz, na którym idealnie ułożone leżało sushi.

— Spróbuj, naprawdę dobre — polecił, a następnie odszedł do bawiących się gości.

Kilka osób siedzących przy stole Harry'ego, spojrzały na niego ze wściekłością, bo jak on dostał od swojego pana jedzenie, kiedy oni nie mogli doprosić się chociaż kawałka chleba.

— Dostałeś drogie jedzenie, którego nie jadają w Europie? — niedowierzał jeden ze sług.

Harry przeżuwając rybę i ryż spojrzał na chłopaka spod wachlarza swoich rzęs, kilka razy mrugając oczami.

— To coś złego? — zapytał wbijając widelec w kolejny niski walcowaty kawałek, tym razem owinięty czymś podobnym do papieru, jednak o kolorze czarnych.

— Nikt u nas tego nie je, a jeśli już to pojawia się to w najbogatszych dworach. Nigdy nie widziałem u mojego państwa nic takiego.

— Bo są biedakami?

— Nie są!

Harry wzruszył ramionami, wracając do połykania surowych kawałków ryb z ryżem, innymi dziwnymi i nie bardzo określonymi składnikami, maczając to w sosie, równie nieokreślonym.

Nie wracał do rozmowy z kłócącymi się aktualnie sługusami. Nie widział w tym sensu, po za tym, skończył jedzenie, a kelnerka wyniosła jego talerz.

Nie widział też sensu, aby dłużej siedzieć przy jednym stole z innymi. Głównie przez to, że nie znał nikogo z nich. Było ich dokładnie trzech. Dziewczyna i dwóch chłopaków. Wiek dziewczyny szacował by na osiągnięcie pełnoletniości, pozostałej dwójki nie mógł rozgryźć — jeden z nich wyglądał na młodszego, niż drugi. Ale Harry nie zawracał sobie nimi głowy.

Po prostu odszukał w tłumie blond włosy Draco i już wiedział, gdzie jest i co robi, więc nie miał się czego martwić.

Ostrożnie, tak aby nikt nie zauważył, podebrał alkohol stojący na długim stole, wyglądający jak szwedzki stół alkoholi.

Poszedł do jednego z kątów, który jest mało widoczny, z butelką Cherry Brandy w ręce i siadając w koncie wziął łyka.

I następnego, kiedy zobaczył, że pewien mężczyzna zbliża się do niego.

— Nie ładnie kraść — powiedział z uśmiechem siadając obok.

SHADES OF OUR FEELINGS; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz