00. ciasteczko

2.2K 157 202
                                    

Prolog
'ciasteczko'

•••

Harry zdecydowanie był naczelnym haterem budzików.

Urządzenia, które powstało chyba tylko po to aby doprowadzać biednych uczniów do zawałów i męczyć ich codziennie rano wyrywając z błogiego snu.

Zwłaszcza, kiedy twój budzik wyje jak syrena strażacka sprawiając, że zrywasz się z łóżka jak poparzony i spadasz z niego na glebę. Bynajmniej nie na cztery łapy.

Tak było i tym razem. Cholerne nie szczęście, które trzymało się Harry'ego, jak rzep psiej dupy, znów wygrało. Biedny chłopak wylądował plackiem na podłodze a urządzenie z piekła rodem wciąż wyło przyprawiając go o ból głowy.

Podniósł się z podłogi i wyłączył diaboliczny budzik. Powłucząc nogami udał się do łazienki, wcześniej zabierając szkła kontaktowe z szafki przy łóżku.

Opłukał twarz wodą, po czym założył okulary na nos. Astygmatyzm przekazywany z pokolenia na pokolenie w rodzinie Potterów to męczarnia. Aczkolwiek okulary nawet podkreślały jego delikatne kości policzkowe, a soczewek by nie założy, bo... bo nie.

Wyszedł z pomieszczania i jeszcze w piżamie opuścił swój pokój aby udać się do salonu. Miał jeszcze godzinę do wyjścia, a piżama składająca się z spodni w zieloną kratę (idealna na jesienne wieczory) i dużej, białej koszulki z czarnym napisem fuck it all, którą gwizdnął Fabianowi z szafy, to przecież dobry look.

Salon był psuty za to z kuchni dało się słyszeć radosne śmiechy i rozmowy. Wszedł do pomieszczenia i uśmiechnął się do swoich tymczasowych opiekunów. Piękna ciemnowłosa kobieta, o karmelowej karnacji z czerwoną bindi* na czole, ubrana w tradycyjny hinduski strój spojrzała na niego z uśmiechem. Pomimo wieku sześćdziesięciu lat wciąż była zjawiskowo śliczna. Może to te wschodnie geny.

— Dzień dobry, babciu — Harry uśmiechnął się do Euphemii Potter. — Cześć, dziadku.

Fleamont posłał mu szeroki uśmiech znad kubka kawy i porannej gazety. Brunet w tym czasie zajął się robieniem dla siebie śniadania i kawy. Mocną, czarną z trzema łyżeczkami cukru. Był cukro i słodyczo lubem zdecydowanie.

Na śniadanie postanowił zrobić sobię parówki, bo na nic innego nie miał chwilowo ochoty. Z resztą nie lubił jeść zaraz po wstaniu, ale babcia nie wypuściła by go z domu z pustym żołądkiem.

Usiadł obok dziadka przy wyspie kuchennej, po tym jak podgrzał swoje śniadanie w mikrofali, a kawę zalał wrzątkiem.

— Jak się spało? Smacznego — odezwała się Euphemia, a Harry skinął jej głową w podzięce.

— Aż za dobrze — mruknął chłopak przełykając kęsa parówki. Kobieta zaśmiała się głaszcząc wnuka po czarnych włosach.

— Wiem, skarbie, ale do szkoły trzeba chodzić — powiedziała z uśmiechem.

— Rodzice wspominali coś, kiedy wracają? — spytał Harry zmieniając temat.

Rodzice chłopaka znajdowali się aktulanie w Grecji. Obydwoje zawsze marzyli o wycieczce we dwójkę, jednak woleli się poświęcić wychowywaniu Harry'ego odkładając przyjemności na bok. Brunet w dwudziestą rocznicę ich ślubu postanowił sprezentować im taką właśnie wycieczkę. Pracował na ten prezent dorywczo aż dwa lata, ale dzięki temu udało mu się uzbierać odpowiednią sumę pieniędzy.

— Za dwa tygodnie — odpowiedział Fleamont.

— Wysłali nam kilka fotek. Prześliczny kraj — powiedziała Euphemia.

FRENCH KISS; drarry & theobian [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz