Myśle ze nikt się nie spodziewał że coś wrzucę nawet ja + Iga błagam nie czytaj tego ja nie czytam twoich ff
Jest tydzień po wydarzeniach z Madison a moja matka przy każdej możliwej okazji o niej papla. Przy obiedzie, kolacji, śniadaniu, kiedy mówię że wychodzę z domu czy nawet jak puka do mnie do kibla z pytaniem czy żyję.
To się robi męczące i szczerze nie wiem ile jeszcze tak wytrzymam. Ło ja nie mogę juz 7⁵⁰ a ja mam na 8⁰⁰ do szkoły.
Okej Eddie pora wstać.Więc wstałem wziąłem jakieś randomowe ciuchy i poszedłem się odświeżyć i przebrać do kibla.
Po tej dość szybkiej pięciominutowej rutynie chwyciłem plecak zbiegłem na dół w pośpiechu złapałem tosta i wybiegłem z domu najszybciej jak umiałem.***
Na przerwie pomiędzy biologią a matematyką poszliśmy na stołówkę, bo szczerze jednym tostem jakoś nie zabardzo się najadłem. Zastanawiało mnie tylko gdzie jest Richie, bo nie widziałem go od wyjścia z klasy. Szczerze, niezbyt mi to przeszkadzało mogłem spokojnie zjeść i uporządkować myśli bez ciągłego gadania w tle.
***
Wychodziłem właśnie z klasy przed ostatnią lekcją aż tu nagle koło głównego wejścia, tuż obok portierni stał sobie jak gdyby nigdy nic Richie wkładający wszelkie starania w podrywanie Jake'a. Wspominałem już że Jake wyglądał na całkiem zadowolonego? Nie? No to właśnie tak było. Po chwili Richie wyciągną kolorową karteczke z ogłoszeniem o balu i mu ją pokazał.
I szokujące nie było to że ją pokazał i go zaprosił o nie nie, największym szokiem było to że ten się zgodził. Zazdrość. Byłem zazdrosny jak cholera. Miałem ochotę podejść i walnąć Jake'a w twarz najmocnej jak tylko się da, a jednak tylko przeszedłem obok i wyszedłem z budynku.Zazdrość mordercze uczucie:/
***
Wszedłem do domu z chęcią rzucenia się na łóżko popłakania i pójścia spać, jednak nie było mi to dane.
- Misiu Eddisiu przyjdź do salonu słoneczko - moja mama akurat teraz musiała se coś znowu wymyślić, jakby mój dzień i tak nie był wystarczająco zepsuty.
- Tak? - spytałem wchodząc bo nie miałem pojęcia co ta znów wymyśliła.
- Pamiętasz Madison prawda? - napierdalasz o niej 24/7 więc nie da się zapomnieć.
- Tak pamiętam a co?
- No więc twoja kochana Madi zostaje u nas na noc na tydzień - zapiszczała jak jakaś nastloatka. Dosłownie zakrztusiłem się powietrzem. Że niby co?
- O to super - nah bro to nie jest super zdecydowanie nie, co ja niby teraz zrobie?
- no to leććie do twojego pokoju a potem to już nie wnikam co będziecie robić - ale ze teraz? Ona tu jest? Gdzie niby? I w tym momencie zauważyłem dziewczynę stojącą w rogu pokoju z walizką w ręku.
No świetnie z odpoczynku nici już nawet nie wspomnę o jakimkolwiek robieniu czegokolwiek.No ale ruszyliśmy do mojego pokuju. Tym razem dziewczyna chociaz się na mnie nie rzuciła tylko grzecznie odstawiła walizkę i usiadła przy biurku.
Nawet nie zwracając na nią uwagi zacząłem pisać ze Stanleyem, gdy ta usiadła koło mnie i zaczeła się jakoś przymilać, przytulać czy jak to się tam nazywa. Jakby nie mogę mieć trochę szczęścia w życiu? Moja matka chce mnie zeswatać z jakąś podejrzaną napaloną laską, wjebałem się w jakis piepszony udawany związek z którego teoretycznie wyszłem ale teraz cała szkoła myśli że jestem gejem, co na dodatek chyba jest prawdą, a co najgorsze zabujałem się w moim najlepszym przyjacielu(nareszcie przed sobą to przyznałem). Chociaż jak teraz na to tak popatrzeć w sumie nie jest źle inni mają znacznie gorzej.
Juz nawet ignorując nadal przyklejoną do mnie dziewczynę, położyłem się na łóżku i zasnąłem zastanawiając się co mam zrobić z przerażającym mnie faktem że podoba mi się mój przyjaciel.
Jestem w totalnej dupie.
★★★
No moi drodzy jeśli ktoś czekał na roździał to go dostał, co prawda nie jest on jakis wspaniały ani długi ale jest.
Pozdrawiam wszystkich nadal żywych czytelników maslojesthot<33
CZYTASZ
Do I have a chance with you? || Reddie
FanfictionOprócz naszych kochanych Richiego, Edsa, Mike, Billa, Stana, Bena i Bev do frajerów należał również niejaki Jake Smith. No właśnie-należał. Otóż przeszedł on na stronę Bowersa, ale gdy jeszcze należał on do klubu nikt inny jak Richie Tozier był w n...