Rozdział 5 ''Będę tego żałować...''

1.1K 10 3
                                    

Rano przy śniadaniu Victor powiedział, że będziemy kontynuować pracę z wczoraj, czyli dalej zbór kukurydzy i jej przygotowanie na zimę. Szło mi z tym lepiej niż poprzedniego dnia, a chłopaki ustalali co będzie po tym. Sezon grzybowy się zaczął, ale plony były ważniejsze, więc uwijaliśmy się w miarę jak najszybciej. Po obiedzie zarządziliśmy przerwę, więc David zaproponował, żeby teraz to wykorzystać. 

- Załóż to - podał mi kremową bluzę - tam w górze nie jest za ciepło, a przy locie będzie wiało i nie chcę, żebyś zmarzła. I parę rzeczy zanim wyjdziemy - przestrzegł. - Trzymaj się mocno i staraj się zachować pozycję pochyloną, a zwłaszcza wtedy, gdy będę nurkował i wznosił się w powietrze. Przy równym locie możesz spokojnie siedzieć, ale nie odchylaj się zbytnio do tyłu. 

- Jak wysoko będziemy? - spytałam nakładając bluzę z golfem, która była naprawdę ciepła.

- Chyba nie masz lęku wysokości? - złapał mnie za ramię, kiedy chciałam założyć buty.

- Nie, ale nigdy nie byłam bezpośrednio w powietrzu. Zwykle stałam gdzieś wysoko - lekko się denerwowałam, ale to z podniecenia, bo bardzo chciałam zobaczyć jak to jest latać tak bez żadnych ograniczeń i czuć wiatr we włosach.

- To będzie dla ciebie niezwykłe doświadczenie - powiedział patrząc na mnie uważnie. - Spodoba ci się - uśmiechnął się. 

- Z pewnością - odwzajemniłam uśmiech.

- Weź też to - podał mi gruby sznur. - Kiedy na mnie wsiądziesz, zarzuć go na moją szyję robiąc obrożę i zawiąż mocno. W ten sposób jest mniejsze prawdopodobieństwo tego, że się zsuniesz i spadniesz. 

- Dziękuję - objęłam go i chwilę tak trwaliśmy, a potem wyszliśmy z domu.

Poszliśmy w stronę rzeźni, bo na tyłach było więcej miejsca do startu. Chłopak oczywiście zrzucił z siebie wszystko, a ja ponownie miałam szansę podziwiać jego mięśnie. Stanął kawałek ode mnie i zamknął oczy, a potem zobaczyłam jak z jego skóry wyrastają czarne pióra. Kości zaczęły się łamać i wydłużać, a po paru chwilach miałam przed sobą David'a zmienionego w wielkiego, czarnego ptaka. Wyciągnął się rozprostowując dwa razy większe od ciała skrzydła, a ja nie mogłam z wrażenia oderwać od niego wzroku. Był piękny i imponujący. 

"David zmienia się w wielkiego ptaka..."

Przypomniałam sobie słowa Tony'ego i nie mogłam pojąć, jak można było się ich bać. Każdy był piękny i wyjątkowy na swój sposób. Victor i Marius może i lekko przerażali, ale znam osoby, które jarają się takim typem urody. Spokojne i poukładane dziewczyny ciężko byłoby przekonać, ale słyszałam to i owo od metalowców ze szkoły i niejedna by pewnie padła na ich widok. 

David zatrzepotał lekko skrzydłami i podszedł do mnie. Dolne odnóża miał zakończone ostrymi jak brzytwy szponami, które świetnie musiały się nadawać do łapania czegoś w locie. Ostry dziób również robił wrażenie, a oczy błyszczały nieziemskim błękitem. 

Pochylił się w moją stronę, a ja dotknęłam jego dziobu i pogłaskałam. Był w dotyku zimny i twardy, jak marmur. Oplotłam sznurem jego szyję i mocno zacisnęłam węzeł, ale zrobiłam to tak by był lekki luz. Potem wdrapałam się na jego plecy i starałam się trzymać równowagę. David zakrakał głośno i rozłożył skrzydła, a potem wzbił się w powietrze. Długo się wznosił, a ja kurczowo trzymałam się liny i starałam się na razie nie patrzeć niżej.

Zostawiając w dole dom mogłam zobaczyć wszystko to, co nas otacza. Olbrzymie góry, które przywoływały wspomnienia wycieczki szkolnej. Wolności jaką się tam czuło, gdy telefon nie dzwonił, a ja czułam, że z każdym krokiem przekraczałam granice swoich możliwości. Dalej zobaczyliśmy kilka jezior i przeplatające się rzeki, aż dotarliśmy do potężnego wodospadu, symbolu oczyszczenia ciała i umysłu. 

KlątwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz