Rozdział 7 ''Tak, tak, przywykniesz''

905 6 4
                                    

Jane pov.


Wpatrywałam się w parę szmaragdowych tęczówek i nie mogła uwierzyć własnym oczom, że to nie sen. Z przerażeniem odkryłam, że nie mam na sobie swoich ubrań tylko dolną bieliznę, która na pewno nie była moja i dużą koszulę bez biustonosza pod spodem. Oddech uwiązł mi w gardle, a potem z całej siły odepchnęłam od siebie mężczyznę, który zdawał mi się być nocną marą, ale był jak najbardziej prawdziwy. 

 - Uspokój się - przytrzymał mi ręce, ale ja szarpałam się dalej. 

- Zabieraj ode mnie swoje łapy! Nie dotykaj mnie! Ty cholerny zboku! - rzucałam głową na wszystkie strony i próbowałam go ugryźć, ale robił zręczne uniki. 

- Uspokój się - powtórzył, a ja spojrzałam na niego ciężko dysząc. 

- Zabieraj ode mnie swoje ohydne łapy - wycedziłam przez zęby. 

- Ohydne? - zaśmiał się pod nosem i spojrzał na mnie przekrzywiając głowę w prawą stronę. - Wczoraj nazywałaś mnie "Koteczkiem" i tuliłaś mnie tak mocno, że przyjaciółki nie mogły cię oderwać, a dziś jestem zbokiem i mam zabrać swoje "ohydne łapy"? - z każdym wypowiadanym przez niego słowem robiło mi się gorąco ze wstydu i tego, jak blisko teraz był. 

Wczoraj? Powiedział wczoraj? To ile ja spałam? I co było prawdą, a co snem? 

- Puść mnie... - powiedziałam spokojniej i ciszej niż wcześniej. 

- Proszę bardzo moja dwubiegunowa koleżanko - puścił moje ręce i zszedł z łóżka. - Twoje przyjaciółki cię przebrały, jak coś, a na szafce masz wodę - wskazał szklankę przy łóżku i podszedł do drzwi, ale zanim wyszedł spojrzał na mnie przez ramię. - Na krześle masz spodnie, a za chwilę będzie śniadanie - chwycił klamkę i zniknął w korytarzu zostawiając mnie samą. 

Cholera...

Co tu się dzieje...?

Chwilę myślałam nad tym co się działo i w końcu do mnie doszło, że nie śniłam i naprawdę zabiłam wielkiego pajęczaka, a potem kleiłam się do obcego faceta, który pomimo dziwnego wyglądu był nawet pociągający. 

Idiotka...

Musiałam się pozbierać, bo to wszystko nie trzymało się kupy. Mógł wyglądać inaczej, ale raczej nie był tamtym drapieżnym kotem, którego widziałam w lesie. To przecież nie miało najmniejszego sensu. Wypiłam wodę, której tak bardzo potrzebowałam i dopiero po tym czynie uświadomiłam sobie, że mogło coś w niej być, ale za późno się zreflektowałam. Siedziałam chwilę by się uspokoić. 

Założyłam spodnie i ściągnęłam gumkę uwalniając swoje włosy z ciasnego więzienia, a potem lekko je roztrzepałam i ułożyłam na wyczucie, bo nigdzie nie widziałam lustra. Powoli wyszłam z pokoju i rozejrzałam się po korytarzu. Z dołu było słychać głosy, więc ruszyłam w stronę schodów i po paru krokach byłam już na parterze. Przeszłam kawałek i zobaczyłam po lewej przestronną kuchnię, a przy niej jadalnię z dużym stołem, gdzie siedziały Tina i Agnes w towarzystwie mężczyzn podobnych do tego, z którym rozmawiałam. Była też brunetka, która wyglądała normalnie, ale kiedy nasz wzrok się spotkał od razu poczułam, że jest coś na rzeczy. 

- Jane! - Agnes poderwała się z krzesła, a za nią Tina i obie rzuciły mi się w ramiona co było naprawdę dziwne biorąc pod uwagę okoliczności. - Już myślałyśmy, że prześpisz kolejny dzień - powiedziała odrywając się ode mnie. 

- Dalej się zastanawiam czy to nie koszmar, bo jesteś miła - zwróciłam się do Agnes, która wyglądała na zmieszaną. 

- Najpierw musisz zjeść, a potem wszystko ci wyjaśnimy - powiedziała Tina i zaprowadziły mnie do stołu, z którego wstał łysy mężczyzna z blizną. 

KlątwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz