Czułam, że atmosfera nadal była napięta, choć od spotkania upiora minęło już trochę. Zanim wyjechaliśmy z lasu udało się odzyskać spłoszone konie dzięki jakiemuś zaklęciu. Nikt nawet nie pomyślał o opatrzeniu Vaylarda, on sam zresztą był zajęty przekonywaniem czarodziejki, aby schowała dumę do kieszeni i resztę drogi pokonała na koniu z kimś. Nie miałam kiedy mu zaoferować zajęcia się ranami, aż do postoju, który zrobiliśmy parę mil za Dźwięcznym Lasem. Podeszłam wówczas do niego niepewnie.
- Nie potrzebujesz może pomocy z opatrunkami?
Spojrzał na mnie zmieszany.
- Dziękuję za troskę, ale nie, nie potrzebuję ani pomocy ani opatrunków. - Uniósł przedramię tak, abym je widziała. - Widzisz? Już po wszystkim.
Rzeczywiście zagoiło się. Słyszałam, że wampiry miały świetną regenerację, ale nie sądziłam, iż aż tak. Swoją drogą jakby się tak zastanowić to nawet nie zauważyłam ani jednej czerwonej plamy na ubraniu, czyżby w ogóle nie krwawił?
- Erishio chciałbym z tobą porozmawiać - usłyszałam księcia, który podszedł do czarodziejki. Kobieta nie podniosła na niego wzroku, bawiła się piórem, które zostawiło Kruczę Dziecię.
- No to mów, słucham.
- Wolałbym przeprowadzić tę rozmowę w cztery oczy.
- A ja wolałabym jej nie przeprowadzać.
Westchnął ciężko zmęczony już Erishią.
- Co to miało być?
Spojrzała na niego niezadowolona z tonu, którym się do niej odnosił. Pierwszy raz widziałam, aby ktoś kazał się czarodziejce z czegokolwiek tłumaczyć. Nawet wówczas, gdy na tydzień zabrała księżnej Givinie głos, nikt nic nie powiedział. Demetrius zaplusował w moich oczach. Sir Aven gwizdnął, dalej jednak zajmował się ogniskiem, reszta po prostu spojrzała w ich kierunku zaciekawiona. Nie tylko ja uznałam to za odważna decyzję. Tylko Mael wydawał się nie zdawać sprawy ze skali wyczynu.
Kobieta wpatrywała się w niego wyczekująco. Książę chyba poczuł się pewniej, bo zaczął wyniosłym tonem:
- Mogłaś to załatwić o wiele bezpieczniej. Co to w ogóle był za pomysł z tym upiorem? Powinnaś go odesłać do Evondu.
- Wiem, co powinnam, za kogo się masz, aby mnie pouczać? Gdyby nie je nie mielibyście jak przegonić przegonić Kruczego Dziecięcia.
- Do przytulania go wystarczyłby nam sir Razjer - odparł szorstko.
Mina rycerza sugerowała, że nie chciał być w to wciągany. Najwyraźniej nawet on wiedział, iż wkurzanie czarodziejki ma swoje granice, które w tym przypadku zostały przekroczone już na samym początku rozmowy. Spojrzałam na Vaylarda, aby ocenić jak bardzo książę miał przesrane. Wampir wyglądał na zaciekawionego i zaskoczonego, ale nie zmartwionego, więc chyba nie było tak źle.
-Mogliśmy stracić sir Avena, gdyby ten szalony plan nie zadziałał. To podobno twój przyjaciel, a ty ryzykujesz jego duszą dla... nawet nie wiem czego.
Wzrok czarodziejki mordował księcia, jednak jej poza pozostawała spokojna.
-Miałam wszystko pod kontrolą, niczym nie ryzykowałam - odparła pewnie.
- Nie wydaje mi się. Gdyby nie Vaylard upiór by cię rozszarpał.
- Po to go mamy - odparła arogancko.
Pomyłka westchnął ciężko, ale jego mina była ciut weselsza. Zaczęłam wątpić w swój gust...
- Pani, narażanie swoich to... - odezwał sią Mael poważnym tonem.
- Oj zamknij się młody - fuknął sir Aven.
- Nie wtrącaj się do czyjejś rozmowy - poparł Demetrius. Spojrzał znów na Erishię. - Nie będę więcej tolerował takiego zachowania.
Czarodziejka prychnęła.
- I co zrobisz? Pojedziesz beze mnie?
- Jeśli będzie trzeba.
- Nie jesteś tak głupi.
- Ale tak uparty... - urwał sir Razjer, orientując się, że mruknął to trochę za głośno.
Demetrius milczał, chyba zastanawiając się, co odpowiedzieć, aż w końcu odszedł zdenerwowany całą tą sytuacją. Może i księciu nie udało się doprowadzić jej do porządku, ale chociaż próbował. Podeszłam do niego, chcąc trochę podnieść go na duchu.
- Wasza Wysokość - zaczęłam niepewnie.
- Czego?
No i cała chęć bycia miłą się ulotniła.
- Teraz już niczego.
Odwróciłam się ostentacyjnie na pięcie. Zamierzałam sobie pójść, lecz zatrzymał mnie kładąc dłoń na ramieniu.
- Wybacz, panienko. - Tak lepiej, zwróciłam się ku niemu. - W czym mogę ci pomóc?
- Chciałam tylko powiedzieć, że jestem pod wrażeniem, iż Wasza Wysokość zwrócił Erishii uwagę, należało jej się trochę strofowania, a mało kto się tego podejmuje.
- Szkoda tylko, iż pokazało to jedynie jak głęboko w poważaniu ma moje zdanie.
Uśmiechnęłam się nerwowo, bo w sumie miał rację. Na dodatek udowodniła mu, że znajdował się na przegranej pozycji. Jak zwykle wykazałam się obyciem w towarzystwie... Książę przeprosił mnie i poszedł napoić konie. Zaczęłam bawić się dłońmi, zastanawiając, czy nie lepiej zamknąć się do końca podróży. Nie wiedziałam też, co ze sobą zrobić. Stałam tak chwilę, aż nie zawołał mnie sir Razjer.
- Sikorko, chcesz pomóc mi zebrać więcej chrustu na opał? To ognisko to jakiś nieśmieszny żart.
Sir Aven, któremu dopiero udało się rozpalić ogień, spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi. Został jednak zupełnie zignorowany. Pokiwałam głową, zadowolona, że chociaż na chwilę czymś się zajmę.
- Nie przestraszyła cię za bardzo ta przygoda? - zapytał, gdy odeszliśmy na tyle, że nie było już nikogo słychać.
-Nie...- odparłam szybko. - Wcale prawie nie dostałam zawału - dodałam w myślach.
Sir Razjer zaśmiał się krótko.
- Kurczę Dziecię by cię nie ruszyło jeśli o to się martwiłaś.
- Bardziej przerażały mnie te Wrzaski. Ten jeden tak krzyczał, że głowa to mogła mi z bólu pęknąć... Czekaj, dlaczego jesteś taki pewien, że by mnie nie ruszyło?
- Bo ono poluje tylko na osoby, które mają dzieci.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Dlaczego?
- Ten upiór różni się od zwykłego, tak naprawdę to nie do końca można go nazwać upiorem, ponieważ powstaje z dusz dzieci, które zginęły przez brak opieki czy inne zaniedbanie. Podejrzewa się, że mszczą się na przypadkowych rodzicach za swoich, którzy sprowadzili na nich ten los, choć niektórzy zwracają uwagę na to, iż Kruczę Dziecię powinno wówczas atakować głównie złych rodziców, a wygląda to zgoła inaczej. Można by założyć, że upiór jest po prostu zazdrosny, ale bardziej prawdopodobne, że szuka duszy, która zajmie się tymi dziećmi. Niestety nawet jeśli już wydobędzie duszę z ciała nie potrafi jej na długo utrzymać i szybko szuka kolejnej.
Aż zrobiło mi się chłodniej na myśl o tym wszystkim.
- Sporo o nim wiesz - skomentowałam.
- Skutki uboczne znajomości z Demetriusem - odparł wesoło. - Często gada o tych wszystkich bytach to się trochę zapamiętało.
- Nie wiedziałam, że książę się na tym zna.
- Oj, zna się i to bardzo dobrze. Do tego mocno interesuje się magią. Bez niego wiedziałbym tyle, że Kurczę Dziecię zabija rodziców i nic materialnego nie jest w stanie go zranić, więc jak się pojawi to masz po prostu przesrane i nic z tym nie zrobisz.
Skrzywiłam się.
- Nie brzmi optymistycznie.
- Ta, dlatego nie lubimy tego upiora. Wrzaski można zaszlachtować, więc nie są takie złe, ale ta cholera boi się tylko Duchów oraz Pożeracza.
- A jest coś, co się go nie boi?
Uśmiechnął się krzywo.
- Mamy tu kogoś, kto mógłby go tak zbesztać, że zwiałby do Evond w podskokach.
Zaśmiałam się.
- Dziękuję, poprawiłeś mi humor.
- Nie wybaczyłbym sobie pozostawienia ciebie bez uśmiechu. - Puścił mi oczko.
Zastanawiałam się jakim cudem ten seryjny podrywacz jeszcze nie miał damy serca? Może dlatego, iż wtedy musiałby przystopować?
Zanim wróciliśmy do reszty zebraliśmy kilka patyków, bardziej aby wziąć cokolwiek niż aby naprawdę uzbierać na porządniejsze ognisko. Gdy wróciliśmy widziałam, że książe i Vaylard omawiają coś przy mapie. Sir Aven zajął się podgrzewaniem jakiegoś posiłku. Erishia siedziała obok niego, ściskając pióro w dłoni, wzrok miała nieobecny. Mael wyglądał jakby nie mógł znaleźć sobie zajęcia. Zauważyłam, że sir Razjer nawet na niego nie spojrzał.
CZYTASZ
Drużyna (Bez)nadziei
FantasyBłękitny Wiedzący zsyła na Kaleyę wizję przez którą staje się ona członkiem wyprawy. Dziewczyna nie za bardzo wie co się dzieje i dlaczego Duch ją tam posłał. Jest, jak zresztą zdecydowana większość drużyny, przekonana, że się do tego nie nadaje, al...