11

11 2 0
                                    


Tej nocy niestety świecił tylko najmniejszy księżyc. Trzymałam się blisko rycerza, starając się nie trząść z zimna. Siedzieliśmy w jednym miejscu od ponad godziny, co wcale nie pomagało się rozgrzać. Obserwowaliśmy z dachu jak sir Razjer szwęda się między chatami. Vaylard i Erishia schowali się w innych częściach wioski. Czekałam cierpliwie aż coś się wydarzy, cokolwiek, nawet przebiegnięcie bezpańskiego psa. Upiór tak przeraził mieszkańców i najwyraźniej zwierzęta, że żadne z nich nie zamierzało wystawić choćby nosa na zewnątrz.
- Jesteś pewna, że nie chcesz, aby cię odprowadzić? To może trwać do rana - powiedział cicho sir Aven.
- Wytrzymam.
- Jasne, możesz wytrzymać gapienie się w ciemność i marznięcie przez wiele godzin, ale warto? Zwłaszcza, że twój sen jest dla nas ważny. Nie mówię tego, bo chcę się ciebie pozbyć, a dlatego, że sądzę, iż tu tylko się wynudzisz.
- Nawet jeśli coś mi się przyśni książę i tak to zignoruje. Nikt nie słucha mojego zdania.
- Skoro masz takie wrażenie, dowiedz się może, czy jednak ktoś słucha i cię poprze. Ze wsparciem będzie ci łatwiej.
- A ty, zaufałbyś moim wizjom?
- Zależy od tego jak sama byłabyś ich pewna i czy miałyby jakiś sens. Nie ukrywam, że widzę w tobie bardzo niedoświadczoną Widzącą, więc nie pałam entuzjazmem na to, co ci się objawi, choć jakieś początki musisz mieć.
Czyli nie ufa, ale też nie odrzuca ich zupełnie. To już jakiś postęp. Na razie najbardziej wierzył we mnie Vaylard. Zastanawiałam się, czy gdybym odezwała się wtedy najpierw do niego, przekonałby księcia do mojej interpretacji. Z drugiej strony sama nie byłam jej już pewna, w końcu jego wybór zaprowadził nas do kolejnego składnika śnienia... Ciekawe, co by się wydarzyło, gdybyśmy pojechali drugą drogą?
- Chcesz się szkolić w obserwacji ciemności, czy tym co stanowi twój największy atut?Westchnęłam wiedząc do czego zmierza.
- Sama wrócę - powiedziałam niezadowolona z tego, że nie mogłam odmówić mu racji w tym, co próbował mi uświadomić, a mianowicie: tutaj będę bezużyteczna, tylko śniąc mogę się na coś przydać. Z naciskiem na "mogę", bo pewne to to ani trochę nie było.
Przynajmniej dał mi wrażenie, że miałam jakiekolwiek szanse. To zawsze coś.
-Panienko Kaleyo, właśnie robimy zasadzkę na upiora, który porywa ludzi w nocy i chcesz wracać sama?
Uśmiechnęłam się głupio.
-Jak coś będę krzyczeć...?
-Odprowadzę cię.
Westchnęłam ciężko. Nie było sensu protestować. Sir Aven zeskoczył z dachu. Poszłam za nim i usiadłam na krawędzi. Czekałam aż rycerz rozłoży ręce, aby mnie złapać, ale zamiast tego stał chwilę bez ruchu. Zawołałam go. Zignorował mnie. Odwrócił się i zaczął gdzieś iść. Jego ruchy były powolne, ospałe. To nie wyglądało normalnie. Spojrzałam w dół, próbując ocenić czy w cieniu nie stało coś na co spadnę. Chyba nie. Zeskoczyłam, wykazując się zupełnym brakiem gracji. Lądując na ziemi oczywiście wywróciłam się, nie utrzymując równowagi.
-Ał... Sir Aven! Gdzie idziesz?
Znów nie zareagował. Podniosłam się, ignorując ból w kostce. Ruszyłam za rycerzem, zaczynając się martwić. Chwyciłam go za ramię, próbując zatrzymać.
-Razjel! Vaylad! - zaczęłam krzyczeć, rozglądając się za nimi.
Jednak zamiast nich zobaczyłam parę oczu wiszących w powietrzu, pięknych i czarnych z jasnymi plamami jak noc z gwiazdami. Ich spojrzenie stało się jedynym o czym mogłam myśleć.
Ból, to pierwsze, co do mnie dotarło. Straszny, wszechogarniający ból. Jęknęłam, dowiadując się, że to zły pomysł. W ustach miałam sucho jakbym nie piła od wielu dni, a wydobywanie z nich dźwięku przypominało skrobanie gardła igłami. Łapanie oddechu sprawiało kłopot. Przy każdym uniesieniu klatki piersiowej czułam jakbym rozrywała świeżo zasklepione rany.. Z trudem otworzyłam oczy. Obraz był rozmazany. Każda smuga słabego światła wręcz kuła. Słyszałam znajomy głos, ale chwilę mi zajęło zorientowanie się do kogo należał. Erishia mówiła coś czego nie rozumiałam. Zamknęłam oczy, co okazało się dobrą decyzją. Chociaż one wtedy tak nie bolały. Nie miałam ani siły ani chęci nawet spróbować się ruszyć. Myślałam tylko o tym, żeby przestało boleć.
Ktoś inny się odezwał. Nie słuchałam.
-Umieram? - przeszło mi przez myśl.
Wtedy poczułam zimno, ogarniające powoli moje ciało. Im zimniej tym mniej bólu. Chciałam zamarznąć. Gdy chłód objął całą moją głowę, otworzyłam leniwie oczy. Widziałam nad sobą Erishie, której oczy błyszczały białym światłem. Mruczała coś pod nosem.
-To działa - usłyszałam ulgę w głosie Razjela.
-Czemu miałoby nie działać? - odezwał się Vaylard.
Zimno zawędrowało już do klatki piersiowej, dzięki czemu oddech nie sprawiał problemu. Prawdziwa ulga, aż pojedyncza łza wypłynęła na policzek, zamarzając nim zdążyła spłynąć
-Po prostu się ucieszyłem - odparł rycerz.
Patrzyłam w skupioną twarz pochylonej nade mną czarodziejki. Chłód przenosił się coraz bardziej w dół, odganiając ból. Pierwszy raz miałam ochotę ją przytulić z wdzięczności. Nie ruszyłam się aż zimno nie przeszyło mnie całej, a oczy Erishii wróciły do normy.
Dopiero wtedy spróbowała się podnieść. Poczułam, że jakieś ręce mi w tym pomagają.
- Ostrożnie - odezwał się sir Aven. - Nie spiesz się tak z tym wstawaniem.
- Dopiero co paliłaś się od środka - mruknęła zmęczonym głosem czarodziejka.
- Co?!
- Błękitny przejął nad tobą kontrolę, aby was ochronić - wyjaśnił Vaylard.
- On tak może? - zapytałam zdziwiona.
Erishia i Pomyłka wymienili się spojrzeniami. Razjel wzruszył ramionami. Drugi rycerz zrobił minę pod tytułem "mnie nie pytaj".
- Naprawdę sprowadzisz śmierć na waszą trójkę - powiedziała czarodziejka. No i cała wdzięczność jaką do niej czułam się ulotniła. Zaczynałam żałować, że żaden upiór jej nie zeżarł. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 15, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Drużyna (Bez)nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz