Wieczorem dojechaliśmy do zajazdu w wiosce, której nazwa brzmiała tak dziwnie, że nie byłam w stanie jej powtórzyć, a co dopiero zapamiętać. Budynek nie prezentował się tak dobrze jak poprzedni, co mnie trochę martwiło. Kiedyś jeden z bardów opowiadał jak spał w pokoju z przeciekającym dachem, a innego razu z biegającym po podłodze szczurem. Bałam się podobnego standardu. Z drugiej strony, wątpiłam, aby Erishia nocowała w takim miejscu, nawet na rozkaz króla. Namiot kobiety, wyglądał o wiele lepiej niż to. Odwróciłam się, aby na nią spojrzeć. Wyglądała na styraną i jakby wszystko było jej jedno, gdzie się położy. Jeśli ona nie zamierzała narzekać to ja tym bardziej.
W środku okazało się dużo schludniej niż przypuszczałam. Zajazd, co prawda do pięknych nie należał, jednak nie wyglądał, jakby miało nam kapać na głowę czy coś biegać pod nogami.
Tylko ludzie w zajeździe wydawali się jacyś dziwni. Gdy usiedliśmy do kolacji sir Razjer uśmiechnął się do karczmarki.
-Taka piękna pani, a taka zasmucona - rzucił przyjaźnie.
Kobieta westchnęła ciężko.
-Trudno nie być jak taka sytuacja.
Spojrzałam na nią zaciekawiona.
-Co cię trapi? - drążył rycerz.
-Jakiś upiór straszy. Ludzi porywa. - Patrzy na nas wszystkich. - Przydałoby się, aby jakaś grupa śmiałków go przegoniła...
- Niestety, ale my mamy już swoje zajęcie - powiedział stanowczo książę.
- Twój plan zakłada, że mielibyśmy trzy dni na przygotowanie. Możemy więc poświęcić jeden na...
- Nie - przerwał mu Demetrius. - Zwłaszcza, że plan się zmienił i zostały nam tylko dwa dni zapasu. To zdecydowanie za mało.
- Ale... - zaczął Mael.
- Powiedziałem "nie".
- Ostatnio zaginęło nawet dziecko - dodała karczmarka, widząc, iż istniała szansa.
Zauważyłam, że na tę wypowiedź zareagowała nawet Erishia. Wymieniła się spojrzeniami z sir Razjerem, Avenem i Vaylardem.
-Naszym obowiązkiem jest bronić ludzi - kłócił się dalej Mael.
- Twoim obowiązkiem jest wypełnianie rozkazów króla, a ten brzmiał jednoznacznie - rzekł szorstko książę. - Jeśli nie wypełnimy swojego zadania, nie tylko ta wioska będzie zagrożona. Myślcie trochę szerzej.
No to pozamiatane... Sir Razjer przeprosił uśmiechem kobietę i zajął się jedzeniem. Karczmarka wyglądała na szczerze zawiedzioną, nie dziwiłam się jej. Ludzie w zajeździe szeptali pomiędzy sobą. Niewiele z tego usłyszałam, a to, co już dotarło do moich uszu lepiej, żeby nie dotarło do księcia.
Po posiłku zajęliśmy dwa pokoje. Ja z Erishią jeden, a reszta drugi. Przez chwilę miałam ochotę poprosić któregoś z rycerzy, aby się zamienił. Na szczęście Erishia nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Przebrała się i położyła, zasypiając niemal od razu. Sama wpatrywałam się w sufit, nie mogąc zmrużyć oka. Myślałam o tych biednych wieśniakach. Musieli być przerażeni, a my nie mogliśmy nic zrobić, bo jechał z nami ten bucowaty Demetrius. Gdyby zamiast niego dowodził nami jego brat, Hermald, wszystko wyglądało inaczej. On nie odmawiał pomocy poddanym, zawsze robił, co w jego mocy, a przynajmniej tak mówiono. Miałam nadzieję, że to prawda, że chociaż jeden z książąt to naprawdę dobra osoba. Po jakiejś godzinie drzwi do pokoju otworzyły się. Wystraszona, podskoczyłam na łóżku. Spojrzałam w tamtą stroną. Ulżyło mi, gdy zorientowałam się, że to Vaylard. Chociaż chwila...
- Co ty tu robisz? - zapytał cicho, lekko oburzona.
Pomyłka ewidentnie nie był zadowolony, że nie spałam.
- Przyszedłem tylko obudzić Eri.
- W środku nocy?
- Mam jej coś ważnego do przekazania.
- Nie może to poczekać do rana?
- Nie przychodziłbym wtedy tutaj. Wracaj spać - powiedział, po czym podszedł do łóżka kobiety i delikatnie ją poszturchał.
- Budzenie jej nie wydaje się mądre...
Vaylard posłał mi zmęczone spojrzenie. Postanowiłam się już zamknąć. Erishia podniosła się do siadu, ziewając. Mrugała bez przerwy, nie mogąc utrzymać oczu otwartych.
- Ubieraj się, musimy zaraz wyjść jeśli chcemy zdążyć - powiedział łagodnie. O dziwo czarodziejka go nie skrzyczała, a pokiwała posłusznie głową.
- Zdążyć na co? - zapytałam cicho.
- Panienko, proszę się nie interesować - powiedział wampir.
Kobieta wyszła z łóżka, zaczęła zakładać buty. Wychodzą na zewnątrz? Drzwi zaskrzypiały. Zza nich wychyliła się głowa sir Razjera.
- Weźcie trochę ciszej - szepnął. - Jeszcze ich obudzicie.
On też? Co oni kombinowali?
- Zaraz ją uciszę - powiedziała nadal zaspana czarodziejka.
- Eri.
- No, co? Przecież sama nie zamilknie, a wziąć jej nie weźmiemy.
- A czemu nie? Z nami raczej bezpieczniejsza będzie - odezwał się Razjer.
Vaylard i kobieta spojrzeli na niego jak na ostatniego debila. Rycerz aż wrócił na korytarz.
- Mogę się na coś przydać - zaczęłam ostrożnie.
Spojrzeli na mnie wymownie. Pomyłka ty też? I jak oni to robią, że tylko spojrzą i człowiek wie, że dyskusja skończona? Skoro koniec dyskusji czas na szantaż.
- Jak mnie nie weźmiecie i tak pójdę za wami.
- Mogę ją już uśpić?
Vayland wzdycha ciężko.
- Masz minutę na ubranie butów i czegoś ciepłego.
- Oszalałeś? - syknęła cicho kobieta.
Ja już zaczęłam się szykować, póki zajmowała się ochrzanianiem go. Liczyłam, że zdążę zanim skończy. Wampir szepnął jej coś do ucha, czego nie dałam rady dosłyszeć. Erishia w odpowiedzi na to pokiwała niechętnie. Ciekawe czym ją przekonał? Oby nie zmawiali się jak mnie podstępem zatrzymać. Najpierw powiedzieć "tak, idziesz z nami, tylko zaczekaj na dole", a później się jakoś przemkną i tyle z tego. Szybko wyjęłam z torby płaszcz, omal nie wyrzucając wszystkich ubrań razem z nim. Chwytając okrycie wierzchnie, wyszłam szybko i cicho na korytarz do sir Razjera. Obok rycerza stał też sir Aven. Brakowało tylko księcia i Maela, w sumie nic dziwnego. Zaraz za mną z pokoju wyszli Vaylard z Erishią.
Po cichu zeszliśmy na dół. Ktoś z obsługi siedział za barem, ale poza nim nikogo więcej tu nie było. Usiedliśmy przy jednym ze stołów.
- Czego się dowiedziałeś? - zapytał wampir sir Avena.
- Nie wiedzą wiele więcej niż powiedziała nam kelnerka. To coś pojawiło się prawdopodobnie kilka dni temu, bo wówczas zaczęli znikać ludzie. Zawsze po jednym na noc. Na początku osoby, które przebywały na dworze, ale dziś porwało dziecko z domu, okno było otwarte.
- To niewiele nam daje. Jest wiele upiorów, które działają na tych zasadach. Nikt nie widział niczego nietypowego? - dopytywał sir Razjer.
Zastanawiałam się, kiedy rycerz zdążył się tu rozeznać. W dodatku dziwiłam się, że tym zajął się on, a nie nasz postrach Wrzasków. Sądziłabym, iż łatwiej mu dogadać się z innymi niż komukolwiek z nas. Erishia starała się utrzymać głowę prosto, ale co chwilę jej spadała ku rozbawieniu wampira.
- Może i ktoś widział, ale nie przepytamy ich teraz. Masz chociaż pomysł, co może zmniejszyć opcje? Wtedy moglibyśmy jeszcze raz zagadać do obsługi. Jest szansa, że przy bardziej szczegółowych pytaniach coś mu się przypomni. - Sir Razjer westchnął, myśląc chwilę. Pokręcił głową - A wam? - spojrzał na pół przytomną czarodziejkę i Vaylarda. Oni również zaprzeczyli. - Panienko, ty znasz się w ogóle w jakimś stopniu na bytach? - zapytał rzeczowo. Zdziwiło mnie to, że nie usłyszałam w jego głosie uprzedzenia. Niestety musiałam przyznać, iż znów na nic się nie przydam.
- Próbowałem podpytać Demetriusa, ale twierdzi, że w tej okolicy powinno być spokojnie.
- Od ponad stu lat nic się tu nie działo - potwierdził Vaylard. - Nawet wędrujące się tu nie zapuszczają, a ten wędrującym ewidentnie nie jest.
- Nic dziwnego, skoro niedaleko ma swoja siedzibę Kojąca Woda - dodała śpiąco Erishia.
- Zostanie na stałe nie wchodzi w grę, prędzej czy później Duch go przegoni, biorąc pod uwagę, że to raczej jego granice. Jednak wiosce do tej pory mogą skończyć się mieszkańcy, ale na kolejna nie przejdzie.
- To zostaje nam tylko jedno - odezwał się sir Razjer. - Trzeba się za nim rozejrzeć.
- Zgłaszasz się na przynętę? - prycha sir Aven.
- Do odważnych świat należy - odpowiada dziarsko.
CZYTASZ
Drużyna (Bez)nadziei
FantasyBłękitny Wiedzący zsyła na Kaleyę wizję przez którą staje się ona członkiem wyprawy. Dziewczyna nie za bardzo wie co się dzieje i dlaczego Duch ją tam posłał. Jest, jak zresztą zdecydowana większość drużyny, przekonana, że się do tego nie nadaje, al...