rozdział2. Marudny Vince

164 0 1
                                    

Obudziłam się o 8.32. Daktyl spał w swoim posłaniu, po chwili też się obudził. Wstałam, bo trzeba ogarnąć, przecież dom. Kot pobiegł do mnie odrazu i się o mnie otarł. Och, te koty. Poszłam do łazienki , Wzięłam długi prysznic i umyłam zęby, musiałam podejść do walizki żeby się ubrać. Wybrałam czarny top i białe dzwony. Zaczęłam ogarniać dom aż w końcu zorientowałam się że nie mam żadnych ozdób, przypomniałam o swojej karcie od Vince'a. Zasiadłam do laptopa, włączyłam allegro i kupiłam: Sztuczny bluszcz, różne małe lampeczki i ledy, nowe gryzaki dla Daktyla , figurki oraz prezenty dla braci. Zapłaciłam za przesyłkę 1072 zł. Kiedyś byłoby to dla mnie dużo ale nie teraz, Bracia rozpuścili mnie już trochę bardzo.

Była już 13.22. poszłam z Daktylem na spacer żeby zwiedzić Hiszpanię. Była piękna.

Zachwycałam się ty widokiem długo

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zachwycałam się ty widokiem długo. W końcu Daktyl poszedł tak daleko że mnie ciągnął, poszliśmy dalej, i trwało by to jeszcze dłużej gdyby nie zadzwonił do mnie Dylan.

- Halo?

- Cześć mała dziewczynko, jadę do twojego małego domku.

- Jestem na spacerze ale ok, już wracam.

Że akurat teraz Dylan musiał zadzwonić. Zaczęłam wracać ale poszłam daleko więc było 30 min drogi do domu. Kiedy przekroczyłam próg domu przywitał mnie tam Dylan.

-No w końcu ,mała dziewczynko.

- Jak mówilam byłam na spacerze , a poszłam trochę daleko.

- Już nie można spędzić czasu z małą siostrzyczką?- zadrwił.

- Nie, nie można- odpłaciłam się mu z uśmiechem.

Odstawiłam Daktyla do domu, a z Dylanem poszłam do restauracji. Ja zamówiłam  Typowe Chiszpańskie śniadanko, croissant z czarną kawą. Z kolei Dylan pozostał wierny gofrom i bekonowi.

- Vince stał się marudny- poskarrzył się mój wredny brat.

- Ooo, marudny Vince?- upewniłam się z szczyptą drwiny.

- Ciągle marudzi że jesteś daleko, że dostałaś się na lepsze studia a nanie nie poszłaś albo że nie mieszkasz w willi, a w domku.

- Aj, ten Vincent- zaśmiałam się.

Kiedy zjedliśmy poszliśmy do mojego domu. Dylan się przyczepił że nie wykorzystałam tarasu, obiecałam że jak następny raz przyjedzie , ten taras biędzie ładniejszy niż najładniejsza zaliczona przez niego panienka. Śmiał się z tego tak długo że aż zaczął się krztusić.

- A jak tam Lissy ma już 3 miesiące prawda?- Zagadnęłam Dylana.

- Tak, już umie chodzić. Aż Anji się łezka w oku zakręciła, a Vince się uśmiechnął.

- Skoro Vince się uśmiechnął  ,musiał się naprawdę ucieszyć!

Rozmawiałam z Dylanem długo , że już była 17.01. JA JESZCZE MUSZĘ DAĆ PAPIERY NA STUDIA !

- Dylan muszę dać jeszcze papiery na studia!- krzyknęłam  szukając .

- Podwiozę cię.

- ZNALAZŁAM!

- Dobra jedziemy- zadecydował mój brat.

Dotarliśmy , a ja dałam papiery dyrektorce która na szczęście tam jeszcze była. Byłam gotowa na jutro na studia. Nawet nie mogę opisać ile radości i zmieszania czułam naraz! Zadecydowałam ze Dyluś będzie spał na kanapie, niezbyt mu się to podobało ale nie oponował. Najpierw ja poszłam się myć, bo przecież musiałam wcześniej wstać. Była 22.34, Po chwili zasnęłam.

Życie hailie w HiszpaniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz