Rozdział 4.

599 36 45
                                    

Nico

Dnia, którego mieliśmy wyruszyć na tą feralną misję przeżyłem najgorszą pobudkę w swoim życiu. A przynajmniej jedną z najgorszych i bardziej brutalnych. A ranking miałem całkiem niezły.

Tego dnia jednak nie budziłem się w Tartarze, ani innym paskudnym miejscu. Obudziłem się w swoim łóżku, przez to, że ktoś postanowił odpalić cholerny młot pneumatyczny pod moim oknem i nie, to nie jest żart.

Ledwo zdążyłem się obudzić i już miałem ochotę kogoś zabić.

– Kogo kurwa tak pojebało?! – wydarłem się wychodząc ze swojego domku. Sprawcy jednak tego karygodnego czynu już nie było. Co znaczyło, że to była zaplanowana akcja. Na co wskazywało dodatkowo to, że zastałem Willa popijającego sobie kawę na werandzie domku Apollina. Z idealnym widokiem na mój domek. – Ty! To ty to zrobiłeś chuju!

– Ja nic nie zrobiłem – odparł Will z pełnym spokojem dalej pijąc kawę.

Zacząłem dreptać do niego, będąc tak wściekłym, że zignorowałem fakt, że mam na sobie tylko bluzę, gacie i skarpetki.

Nawet jeśli tego nie zrobił, to na sto procent to zaplanował. To nie podlegało dyskusji.

– I całkiem przypadkowo sobie usiadłeś w miejscu, z którego perfekcyjnie widać trzynastkę, co nie?! – wydarłem się jak już byłem bliżej.

– Dokładnie tak. Po prostu tutaj jest najwięcej słońca o tej godzinie. Ale skoro już się widzimy, to cieszę się, że wstałeś Nico. Dzięki temu wyrobisz się na ósmą trzydzieści.

Zgrzytnąłem zębami.

W tej chwili miałem mu ochotę przywalić. Naprawdę nie pamiętam kiedy ostatnio byłem aż tak wyprowadzony z równowagi, ale aż mnie ręka świerzbiła, żeby to zrobić. Przegiął. Po prostu przegiął.

Ale nie chciałem więcej mu dawać tej satysfakcji, dlatego policzyłem w głowie do dziesięciu i odezwałem się już nieco spokojniej.

– Jesteś okropny. A ja idę spać dalej – zanim jednak ruszyłem, stwierdziłem, że jego kawa wygląda na tyle nieźle, że z chęcią ją sobie zabiorę w ramach odwetu. – I zabieram to.

Niestety zdążył złapać kubek, zanim go zgarnąłem.

Pieprzony Will Solace, w tym jego pieprzonym słońcu z jego pieprzonym refleksem!

Tak, naprawdę byłem okropnie wściekły.

Jeszcze nic sensownego do mnie nie docierało.

– Nie zabierasz. To moja kawa di Angelo.

–A to był mój czas na sen.

– Nie udowodnisz mi, że to ja cię obudziłem. I nie daje ci to prawa kraść mojej kawy.

– Nie? No to patrz – chciałem wyrwać mu tą kawę nawet kosztem wylania, jednak gdy Will wciąż nie chciał jej puścić, po prostu przechyliłem naczynie i wylałem ją na stół.

Wiem, patrząc wstecz stwierdzam, że zachowywałem się jak ostatni gówniarz, ale wtedy to w mojej głowie grało tylko to, że jeśli ja nie mogę mieć kawy, to on też jej nie będzie miał.

– Wylałeś mi kawę – stwierdził Will złym tonem.

Te słowa powiedziane teraz wydały mi się tak abstrakcyjne, a jednocześnie tak bezsensowne, że nawet nie jestem w stanie określić czy dźwięk który z siebie wydałem to parsknięcie, czy prychnięcie. Może coś pomiędzy. Jednak cała ta sytuacja sprawiła, że byłem całkiem z siebie zadowolony, nawet jeśli to było ultra żałosne.

want you back || solangelo ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz