Rozdział 17.

500 33 43
                                    

Will

Czy to byłoby całkowicie szalone, gdybym zrezygnował ze studiów i wszystkich swoich marzeń z tym związanych, żeby zostać z Nico?

Takie myśli chodziły mi po głowie, kiedy głaskałem szkieleto kotka. Nico akurat szedł sprawdzić, co znalazł nasz szkieleto wojownik, a ja nie mogłem wyjść z podziwu, jak miło głaszcze się tego kościstego zwierzaka i jak ładnie on mruczy.

– Nie chciałbyś być może moim skrzydłowym? Bardzo przydałby mi się skrzydłowy - powiedziałem do niego, jakby co najmniej naprawdę mógł naprawić całą tą sytuację i przekonać Nico, że może nam się udać.

Nie miał niestety takiej mocy. Moje zakochane spojrzenie, którym wodziłem za Nico, gdy tylko odwracał ode mnie swój wzrok, również jej nie miało.

Wierzyłem jednak, że może nam się udać. Tak uparcie chciałem w to wierzyć. Nie mogłem po prostu znieść myśli, że miałbym go znowu stracić. Po tym wszystkim, przez co przeszliśmy, po tym, jak odnaleźliśmy się z powrotem.

Jak już wiem, że wciąż najpiękniejsze uczucie wszechświata to bycie w jego ramionach. Uczucie jego ust na moich. Jego uśmiech, śmiech, który rozjaśnia wszystko wokół.

To ja byłem synem boga słońca, ale dla mnie to Nico był słońcem. Bez niego moje życie gasło.

Byłem w takim nastroju patrząc wtedy na niego, że chyba mógłbym układać o nim haiku lepsze, niż mój ojciec w najbardziej kreatywnej fazie. Życie herosa jednak miało dla mnie inne plany i nie pozostawiło mi czasu na takie mało pożyteczne zajęcia.

Gdy tylko Nico podszedł do szkieleto wojownika, radar Leo zapiszczał. Czyli potwór był blisko.

A dokładniej to przed nami. Dosłownie w kilka sekund wręcz zmaterializował się przed nami.

Empuza nie wyglądała już teraz, jak miła kobieta serwująca owocową herbatkę. Człapała w naszym kierunku na swoich prawdziwych nogach. Jednej ze spiżu, błyszczącego w świetle słońca, a drugiej oślej. Poruszała się zbyt szybko, jak na tak dziwną kombinację, ale potwory były przyzwyczajone do o wiele dziwniejszych rzeczy, niż coś tak drobnego, jak specyficzne nóżki.

Albo płonące włosy. Przez chwilę zmartwiłem się, że las przez nią spłonie, ale szybko moją uwagę zajęło jednak to, że ja i Nico mogliśmy spłonąć.

Natychmiast wyciągnąłem moją broń z plecaka a Nico już stał z mieczem gotowy do walki. Szkieleto kotek, którego odstawiłem na ziemię i szkielet trzymający urządzenie Leo też od razu zniknęły. Zostało tylko samo pikające urządzenie na ziemi. Nico ogarnął sytuację szybciej, niż ja. Przez chwilę aż mnie to zakłuło, ale skarciłem się w myślach.

Poprzednim razem wspólna walka nie poszła nam najlepiej. Próbowaliśmy się przed sobą popisać. Bardziej zrobić coś samemu, niż razem, a jednocześnie uważaliśmy, żeby temu drugiemu nic się nie stało.

Przez to nie mogliśmy się zgrać. Nie mogliśmy się wyczuć, przewidzieć swoich ruchów.

Chciałem, żeby tym razem było inaczej.

– Nico! - zawołałem, żeby zwrócić jego uwagę, a kiedy na mnie spojrzał, uniosłem moje skrzypce w górę.

Tak, wiem, przed chwilą się nagadałem w myślach, że mamy się nie popisywać, ale przecież zaraz miałem zamiar wykorzystać jego uwagę do ustalenia improwizowanego, szybkiego planu ataku.

Popisywać się chciałem tylko przez kilka sekund. Akurat zanim empuza wyciągnie kopyto z dziury pod konarem, w którą wpadła.

Te czerwone ślepia chyba nie były najbardziej niezawodne. Może empuzie przydałyby się okulary.

want you back || solangelo ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz