Rozdział 4

83 8 7
                                    

Pan Shinya jeździł czarnym bmv, którym najwidoczniej lubił się popisywać, bo kiedy wsiedliśmy do pojazdu zaczął warczeć silnikiem zamiast normalnie ruszyć.

- Uspokoisz się? Jest rano - warknął Guren próbując rozmasować sobie skroń opuszkami palców. Siedział na przednim siedzeniu i mimo braku słońca miał wysuniętą osłonkę. Najprawdopodobniej tylko po to, aby kontrolować stan swoich włosów w lusterku i upewnić się, że wystarczająco dobrze pomogłem mu z krawatem. Tymczasem ja rozsiadłem się na tylnych siedzeniach w dużym rozkroku przytrzymując ręką torbę szkolną. Co najmniej tak jakby przy najbliższym zakręcie miała mi wypaść przez przednią szybę.

- A od kiedy ci to przeszkadza? Główka boli? - zakpił nasz kierowca co i u mnie wywołało delikatny uśmieszek. Za to wnioskując po minie Gurena gdybym tylko siedział bliżej niego oberwałbym za to po głowie, a Shinyę broniło tylko to, że był kierowcą.

Guren nie podjął dalszej rozmowy, więc tylko westchnął ciężko i resztę drogi odbyliśmy w milczeniu. Mimo to Shinya wyglądał jakby miał jeszcze dużo do powiedzenia i tylko czekał aż wysiądę z auta. Nie trwało to długo. Jazda komunikacją miejską do mojej szkoły trwała krótko, a w samochodzie minęło to jeszcze szybciej.

~

- Dziękuję za podwózkę. Do widzenia - powiedziałem na odchodne żeby nie robić wstydu Gurenowi i starałem się nie trzaskać drzwiami przy wychodzeniu. Przewiesiłem sobie torbę przez ramię i chowając ręce do kieszeni westchnąłem ciężko zanim w ogóle ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Długo unikałem tego miejsca i mógłbym przysiąc, że nie tylko z lenistwa. Chociaż to na pewno trochę też. Od dawna męczyły mnie okropne, pulsujące bóle głowy w skroniach, a do tego wszystkiego depresja przygniatała mnie do łóżka. Nie chciałem sobie wymyślać chorób, ale w ten sposób łatwiej mi było samemu sobie tłumaczyć, że codzienne wstawanie z łóżka było jakąś wewnętrzną walką. W końcu nie zostawałem w domu żeby grać na konsoli Gurena, bo nawet na to nie miałem ochoty. Próbowałem tylko wysypiać się na tyle, żeby w końcu obudzić się wypoczętym i poczuć się dobrze. Jednak to nigdy nie nadeszło.

- Yuu! Dawno cię nie było! - Usłyszałem znajomy, podekscytowany głos za sobą i nie musiałem się odwracać żeby wiedzieć kto to. Yoichi Saotome chodził ze mną do klasy i z jakiegoś powodu za swoją misję życiową objął wyciąganie do mnie ręki.

Wszystko zaczęło się, kiedy ten jeden, jedyny raz wracałem ze szkoły pieszo aby zdążyć ochłonąć po drodze. Do tej pory się sobie nie dziwiłem, że byłem wściekły. Najpierw, dla rutyny, poranna awantura z Gurenem. Później spóźnienie do szkoły i wykłócanie się z nauczycielami. Potem cała dyskusja na temat mojego podejścia do nauki. Jeszcze wtedy miałem siłę do buntu i specjalnie zaznaczałem wszystkie odpowiedzi nieprawidłowo żeby oddali mnie z powrotem do Miki. Właśnie dlatego wzięli mnie na rozmowę. Z jakiegoś powodu nikt mi nie uwierzył, że mogę być aż tak głupi i słusznie zauważyli, że robiłem to umyślnie. Mimo to wciąż uparcie zaprzeczałem, co tylko przedłużało to całe zamieszanie. Śmieszne, bo chyba już tak zdążyłem się zapuścić, że nawet nie miałbym kontroli nad tym czy zaznaczam dobre odpowiedzi.

Wobec tego po całym wyczerpującym dniu aż rączki mnie świerzbiły po drodze aby w coś przywalić. Los chciał żeby akurat pod pobliskim sklepem jakieś chłopaczki z klasy wyżej męczyły dzieciaka, który chodził ze mną do klasy. Kojarzyłem go tylko dlatego, że był wyjątkowo irytujący. Cały czas zgłaszał się na lekcjach jakby chciał się pochwalić jaki jest inteligentny. Jednak przy tym wydawał się całkiem zapominać o tym, jak się jąka. Właściwie na pierwszy rzut oka był ofiarą, która nie będzie w stanie się obronić. I tamci trafili w dziesiątkę. Dlatego zareagowałem wtedy udając bohatera. Pierwsza sprawa, że całkiem poważnie brzydziłem się wykorzystywaniem słabszych, jednak nikt nie musiał o tym wiedzieć. Druga, że naprawdę miałem ogromną ochotę na bójkę, a okazja sama do mnie przyszła. Wtedy wyrwałem jednemu z tych chłopaków portfel Yoichiego zachodząc ich od tyłu. Po przekazaniu własności mojemu koledze z klasy oberwałem pięścią w brzuch od tych starszych, na co szybko zrewanżowałem się uderzeniem pięścią w twarz jednego z nich. Więcej za bardzo z tego nie pamiętałem. Za to Yoichi najwidoczniej do tej pory nie może wymazać tego z pamięci skoro dzień w dzień do mnie zagaduje.

- No, bywa - odpowiedziałem mu lakonicznie i starałem się przyspieszyć, na co Yoichi zaczął za mną truchtać.

- Wszystko w porządku? Może potrzebujesz moich notatek? Jeśli nie będziesz mógł ich rozczytać możemy pouczyć się razem! - Cały czas nadawał nie dając się wyprzedzić, a mnie znowu zaczęły świerzbić ręce. Co za wspaniały nowy dzień, idealny aby dostać zawiasy za pobicie na terenie szkoły.

- Nie dzięki - westchnąłem ciężko nawet się nie wysilając na to, aby spojrzeć w jego stronę. - I tak bym z nich nie skorzystał - dodałem mając nadzieję, że sobie odpuści i w końcu udało mi się wejść do budynku. 

~

Podszedłem do swojej szafki i zmieniłem buty ze świadomością, że do końca lekcji miałem jeszcze całe dziesięć minut bezczynnego stania na korytarzu jak idiota. Ruszyłem w stronę sali chcąc mieć chociaż chodzenie po schodach za sobą i dopiero na drugim piętrze założyłem słuchawki podłączając je do telefonu. 

Właściwie mieszkając u Gurena nie miałem pojęcia jak wyglądała jego sytuacja finansowa. Sam dom był wielki i było w nim dużo wolnej przestrzeni co było niezwykłe jak na japońskie standardy. Mimo to, że był parterowy to zarówno ja jak i mój opiekun mieliśmy swoje, osobne pokoje. Dodatkowo samochód którym jeździł wyglądał na drogi. Jednak z drugiej strony blat stołu był już cały obskrobany, nogi krzesła zdawały się uginać od samego patrzenia na mój ciężar, jedna deska w moim łóżku wymagała regulacji co wieczór jeśli nie miałem ochoty na obudzenie się z tyłkiem w szczelinie którejś nocy. No i komputer zdecydowanie wymagał wymiany niektórych części. Stąd już gubiłem rachubę, czy to lenistwo czy brak pieniędzy. Dlatego też, jak na obecne czasy, trochę żenującym było wyciągać moje słuchawki na kablu jeszcze podłączane do telefonu przejściówką w zupełnie innym kolorze niż sam przewód. Oczywiście, jak każdy dzieciak, czasem czułem drobne ukłucie zazdrości, jednak chyba nie musiałem długo nikomu tłumaczyć, że miałem większe problemy na głowie niż słuchawki na kablu i stara generacja telefonu. 

- Wow... co to za sprzęt? Jesteś hipisem, czy bezdomnym? - zapytała Shinoa, która wyglądała jakby miała się zaraz udusić ze śmiechu przez własny żart. Kolejna irytująca osoba z klasy, której najwidoczniej nudziło się na tyle, żeby się do mnie przykleić i uprzykrzać mi życie. 

- Coś pomiędzy - odpowiedziałem dla świętego spokoju. 

- To w sumie by miało sens. To dlatego cię tyle nie było? Twoi rodzice mają problemy finansowe? Przepraszam, że pytam, nie musisz odpowiadać jeśli to dla ciebie niewygodne, ale jako twój przyjaciel jestem gotowy ci pomóc w każdej sytuacji!

Przez zabawę z rozplątywaniem kabla od słuchawek nawet nie zauważyłem, kiedy Yoichi też tutaj przyczłapał.

- Już starczy. Nic od ciebie nie chcę, nawet nie jesteśmy przyjaciółmi. - Po moich słowach Yoichi od razu stracił błysk w oczach i posmutniał. Nawet przez sekundę zrobiło mi się go szkoda. Tylko przez sekundę. 

- Widzisz dzieciaku... Spadłeś niżej niż friendzone. Poległeś żołnierzu - dodała Shinoa klepiąc chłopaka po ramieniu. Najwidoczniej stanowczo za mocno jak na jego posturę, bo lekko się zgiął i odsunął od niej. Potem jeszcze chwilę dyskutowali na temat mojej sytuacji rodzinnej, o której rzecz jasna, nie mogli mieć nawet pojęcia. 

- Niestety jak wychodzisz z domu dziecka to nie dostajesz kosza z owocami i najnowszym Iphonem na odchodne. - Miałem nadzieję, że tym ugaszę ich entuzjazm i miałem rację. Nawet zrobiło im się głupio, a ja w nagrodę miałem święty spokój do końca dnia, a przynajmniej taką miałem nadzieję.

Angel's smirk [MikaYuu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz