Kiedy żyjesz pozbawiony wszystkiego co wcześniej nadawało sens twojemu istnieniu każdy dzień jest tylko kolejnym powodem żeby umrzeć. Właśnie dlatego nie miałem pojęcia po cholerę codziennie wstawałem rano z łóżka. Po krótkim namyśle po prostu wyłączyłem budzik i przykryłem się kołdrą po szyję. Wtedy odzyskałem wiarę w cudowny poranek... do czasu. Mój spokój skutecznie rozproszył Guren. Wlazł do pokoju od razu drąc się na mnie bez sensu. Nawet nie musiałem na niego patrzeć żeby wiedzieć, że jest wkurzony i zapewne marszczył brwi. Podszedł jeszcze bliżej następnie łapiąc za moją kołdrę. Chwilę potem jednym, dynamicznym ruchem odkrył mnie zrzucając ją na podłogę. Od razu zrobiło mi się cholernie zimno co tylko mnie zirytowało. Podniosłem się do siadu patrząc na ten obleśny, wredny uśmieszek Gurena.
- Masz jakiś problem?! Po prostu daj mi spać! - wrzasnąłem sięgając po kołdrę. Wtedy ten kretyn złapał za mój nadgarstek skutecznie mi to uniemożliwiając mimo, że próbowałem się wyrwać.
- Pierwszy lepszy dzieciak szybciej zrozumie co się do niego mówi niż ty - warknął cicho. - Wstaniesz sam czy mam Ci pomóc?
- Grozisz mi czy próbujesz mnie zmotywować? - spytałem nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu.
- Zastanowię się nad drugą opcją dopiero kiedy okażesz chociaż trochę empatii - powiedział i pociągnął mnie za rękę przez co byłem zmuszony do wstania z łóżka.
- Raczej się tego nie doczekasz jeśli dostanę tu hipotermii! - Warknąłem i zacząłem pocierać ramiona dłońmi żeby chociaż trochę się ogrzać.
-Bez obaw. Możesz tego uniknąć jest tylko w końcu się ruszysz i pójdziesz do łazienki się ogarnąć. Przestaniesz się kiedyś zachowywać jak rozpieszczony gówniarz?!
Kiedy zaczynał podnosić głos od razu odwróciłem wzrok nie chcąc na niego patrzeć. Odczekałem tak chwilę i gdy w końcu się zamknął wyciągnąłem pierwsze lepsze ubrania z szafy. Chcąc jakoś rozładować narastającą we mnie złość trzasnąłem drzwiczkami i poszedłem prosto do łazienki. Rzuciłem wszystko co miałem w rękach na pralkę i usiadłem na podłodze opierając się plecami o ścianę. Nadal było mi zimno więc przysunąłem kolana do klatki piersiowej i objąłem je tak, jakbym starał się zająć jak najmniej miejsca... jakbym czuł, że komuś przeszkadzam. Właściwie było tak cały czas. Wiedziałem, że sprawiam problemy, ale Guren utrudnił sobie życie na własne życzenie. Jedyne czego chciałem to znowu spotkać się z Miką. Problem polegał na tym, że nigdzie nie mogłem go znaleźć. Nie widziałem niczego nawet sprawdzając chyba wszystkie możliwe portale społecznościowe. Wyglądało to co najwyżej tak, jakby nie chciał żebym go znalazł... ale byłem pewny, że mój dzisiejszy sen nie mógł być przypadkiem. Zacząłem wstępnie planować ucieczkę do sierocińca. Problem polegał na tym, że moje wszystkie plany były do bólu dziecinne i nie byłem w stanie wymyślić nic mądrzejszego. W końcu całkiem rozproszyło mnie pukanie do drzwi.
- Jeśli nie masz zamiaru stąd wychodzić to ostrzegam, że to nie skończy się dla Ciebie dobrze. Pamiętaj, szkoła to Twój pierdolony obowiązek, więc błagam, ogarnij się w końcu bo nie mam do Ciebie siły!
- Nigdzie nie idę! - wrzasnąłem. Nie miałem potrzeby tam wracać. Ani nauczyciele ani rówieśnicy nie pałali do mnie sympatią. Zresztą z wzajemnością. Ja sam nienawidziłem nawet nauki. Nie potrafiłem nic zapamiętać. Trudno mi się było skoncentrować skoro cały czas mogłem myśleć tylko o Mice. Boże, jeśli on by tu był... Na pewno dawno by coś wymyślił i moglibyśmy zniknąć stąd razem. Był jedyną osobą, z którą umiałem się dogadać i tylko jego potrzebowałem. Przez tyle lat byliśmy praktycznie nierozłączni... większość rzeczy robiliśmy razem. Świetnie się uzupełnialiśmy, dlatego teraz czułem się jakbym stracił część siebie...
W końcu usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Gurenowi musiała skończyć się cierpliwość i pewnie po prostu pojechał do pracy. Westchnąłem cicho i podniosłem się z podłogi żeby wziąć prysznic. Zdjąłem z siebie ubrania następnie rzucając je na podłogę i stanąłem nagi przed lustrem. Za każdym razem kiedy patrzyłem na to ciało dochodziło do mnie, że nie jestem już dzieckiem. Powinienem już zacząć myśleć o takich rzeczach jak nauka, praca czy chociażby takie pierdoły jak związki. Natomiast ja znowu utknąłem. Tak było za każdym razem kiedy coś mi nie wychodziło, czyli całkiem często. Blokowałem się i nie umiałem ruszyć naprzód. Czasem... chyba chciałem być kimś zupełnie innym. Uczyć się po nocach, być jednym z tych, których ekscytuje zdobywanie wiedzy. Albo chociaż mieć inną opinię wśród ludzi... chciałem tylko być kimś dobrym.
Po kilkunastu minutach nareszcie się ogarnąłem i wyszedłem z łazienki. Następnie wycierając jeszcze mokre włosy ręcznikiem poszedłem do salonu. Ku mojemu zdziwieniu Guren wcale nie pojechał do pracy. Za to wyraźnie zdenerwowany siedział na kanapie.
- W końcu - westchnął ciężko kiedy zobaczył mnie w pokoju.
- ... Myślałem, że już będziesz w pracy - mruknąłem cicho odwracając wzrok. Spodziewałem się, że zaraz wybuchnie dając mi wykład na całą godzinę. Myliłem się. Zamiast tego usłyszałem tylko jak poklepał miejsce obok siebie. Rozumiejąc co miał na myśli usiadłem na wolnym miejscu jednak zachowując ostrożność i możliwie jak największy dystans między nami. Oboje byliśmy wgapieni w ścianę przed nami na razie nie mając ochoty się odezwać albo nie wiedząc co mamy w ogóle zamiar powiedzieć. W końcu Guren przerwał milczenie cichym odchrząknięciem.
- Jeśli mam być szczery... myślałem, że będzie łatwiej - powiedział patrząc na mnie kątem oka.
To wszystko jeszcze bardziej mnie wkurwiało kiedy czułem na sobie jego wzrok. Gotowało się we mnie jednak resztkami cierpliwości postanowiłem chociaż spróbować uszanować to, że Guren, raz w życiu, stara się być spokojnym. W każdym razie... wiedziałem. Byłem pewny że on, tak samo jak każdy, w końcu też będzie miał mnie dość. Byłem u niego w domu zaledwie trzy miesiące więc mogłem z prawie czystym sumieniem powiedzieć że miałem go gdzieś. Co więcej przecież wcale nie bolał mnie fakt, że znowu byłem niechciany... A przynajmniej tej wersji chciałem się trzymać. W końcu najbardziej i tak wkurwiło mnie to, że przez jego pragnienie zabawy w dom istniało ryzyko, że już nigdy nie spotkam Miki. Bo to wina Gurena, że zostaliśmy rozdzieleni.
Na samo wspomnienie o moim blondwłosym przyjacielu zebrały mi się łzy w oczach, a ja nadal czułem na sobie spojrzenie tego chuja. Nie mogłem sobie pozwolić nawet na pojedynczą łzę. W końcu nie chciałem pokazywać słabości przy ludziach którzy mają mnie w dupie. Zanim zacząłem mówić przygryzłem mocno wargę żeby chociaż trochę się uspokoić.
- Rozumiem... W takim razie pójdę się już spakować - starałem się mówić moim normalnym tonem ignorując, że w połowie zdania złamał mi się głos.
- O czym ty mówisz? Nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym żeby się Ciebie pozbyć. Chcę tylko wiedzieć... co robić żeby było dobrze. W końcu doskonale wiem, że nie mam podejścia do dzieci, a tym bardziej cierpliwości do nastolatków - powiedział nadal się na mnie gapiąc.
- Przecież widzę jak się ze mną męczysz. Po prostu mnie oddaj. Przyzwyczaiłem się.
- Uspokoisz się? Nic takiego nie powiedziałem. Chcę żebyś został.
- Nie wierzę Ci - powiedziałem cicho i niekontrolowanie po moim policzku spłynęła jedna łza, której nawet nie poczułem.
- Jeśli masz do mnie takie nastawienie to nie damy rady nic zmienić. Wiesz o tym co nie? - westchnął ciężko.
- Ja po prostu chcę do Miki rozumiesz?! - w końcu na niego spojrzałem. - Nie obchodzi mnie czy coś zmienimy.
- ... zapomnij. Nie zobaczysz go więcej - westchnął tylko następnie wstając z kanapy.
Nie rozumiałem czemu tak powiedział. Na pewno musiał mieć jakiś ukryty motyw skoro tyle ze mną wytrzymał, a teraz pieprzył takie bzdury.- Zobaczysz że go znajdę, a wtedy w końcu będę miał z Tobą spokój! - warknąłem również wstając.
- Jadę do pracy. Pogadamy jak wrócę. Dzisiaj daruję ci szkołę, ale to ostatni raz. - powiedział następnie zabierając z komody klucze i telefon. Potem po prostu wyszedł.
CZYTASZ
Angel's smirk [MikaYuu]
Fiksi PenggemarTrzy miesiące temu Yuichiro został odcięty od przyjaciół z sierocińca znajdując nowy dom, z którego nie jest zadowolony. Jest w stanie poświęcić wiele, aby wrócić do stanu sprzed lat, jednak ogranicza go bezsilność. Kiedy prawie całkiem traci nadzie...