Rozdział 3

88 10 4
                                    

       Uznałem, że dzisiaj nie będę robił Gurenowi pod górkę. Przynajmniej rano. Ustawiłem sobie trzy budziki żeby mieć pewność, że podniosę się wystarczająco wcześnie. Tak jak oczekiwałem, nie miałem co liczyć na pierwszy alarm, jednak ten drugi już postawił mnie na nogi. Wziąłem telefon do ręki i siedząc na krawędzi łóżka zacząłem przeglądać powiadomienia. Nadal pusto. Coraz bardziej traciłem nadzieję na to, że ten profil na instagramie to mój Mika. Już układałem sobie w głowie wiadomość do tej osoby. Że przepraszam za zamieszanie, szukam kolegi, który nie ma żadnych kont w social media. Nie mogę powiedzieć, poprzeczkę postawiłem sobie bardzo wysoko. W końcu jak znaleźć kogoś, kto chce być niezauważony. Przez myśl przeszło mi usunięcie tamtej wiadomości zanim zostanie wyświetlona. Na całe szczęście jeszcze ostatnie ochłapy nadziei powstrzymały mnie przed tym. 

     Westchnąłem ciężko i wstałem po mundurek szkolny, z którym potem udałem się w stronę łazienki. Z korytarza nadal było słychać chrapanie Gurena. Jeszcze bardziej intensywne niż wczoraj wieczorem. Przeszło mi przez myśl, że może powinienem go obudzić, jednak to on był tutaj dorosły. Nawet po imprezie powinien ustawić sobie budzik, a jeśli tego nie zrobił to jego problem. Nie miałem zamiaru mu matkować. 

W końcu znalazłem się pod prysznicem. Chociaż wolałem gorące kąpiele to lepszym pomysłem na poranek była jednak chłodniejsza temperatura. Łudziłem się, że chociaż to mnie trochę rozbudzi. Było tak jak sądziłem, a dodatkowo pomógł mi w tym irytujący budzik mojego opiekuna dzwoniący z salonu. Do momentu, w którym wyszedłem z łazienki zdążył zadzwonić ze trzy razy. 

Już ubrany w szkolny mundurek przykucnąłem przed kanapą na której spał Guren i zacząłem szarpać jego ramieniem. Zasnął z otwartymi ustami przez co cała poduszka była zaśliniona. Miałem wrażenie, że w ogóle niewiele mu przeszkadzało, zwłaszcza, że koc którym przykrył go wczoraj nasz gość zdążył mu już spaść na podłogę zawinięty w kulkę. 

Moje próby dobudzenia go niewiele dawały. Nie wiedziałem ile wczoraj wypił, ale najwyraźniej tyle żeby nadal być nieprzytomnym. Miałem tylko nadzieję, że to nie ja doprowadziłem go do takiego stanu aby musiał aż tak odreagowywać. Do tej pory myślałem, że mnie to nie obchodzi. Czułem się tak jakby on mnie zabierał, a nie ratował. Oczywiście, sami opiekunowie w domu dziecka byli okrutnie irytujący i od nich akurat z przyjemnością bym uciekł, jednak moja rodzina była godna każdych poświęceń, a sam fakt, że Guren z jakiegoś powodu zabronił mi się z nimi kontaktować był zbyt gwałtowny. Musiałem całkowicie zmienić moje życie z dnia na dzień i nic dziwnego, że przez to czułem się jakbym był w żałobie. Od tamtej pory cały czas miewałem gorsze stany. Wiedziałem, że żyło mi się lepiej w momentach kiedy o nich nie myślałem, i cały czas się wahałem czy powinienem się do tego dostosować, czy nigdy o nich nie zapominać. Czy może w ogóle próbować zjednoczyć nas wszystkich na nowo. 

- Która godzina? - Mruknął Guren kompletnie wyrywając mnie z rozmyślań. 

- Późna. Za dwadzieścia minut musimy wychodzić - powiedziałem i następnie podniosłem się z kolan, aby zrobić mu miejsce. Spodziewałem się, że ta informacja momentalnie go rozbudzi i wyrwie się z łóżka od razu. Nie myliłem się. 

Wziąłem z lodówki jogurt, który został moim dzisiejszym śniadaniem i usiadłem z nim przy niewielkim, okrągłym stole w salonie. Guren w tym czasie biegał po całym domu klnąc pod nosem. Cały czas obojętnie go obserwowałem. A to podbiegał do komody po koszulę i spodnie garniturowe. Potem słyszałem wodę pod prysznicem i syczenie puszki z suchym szamponem. Najwidoczniej próbował na ostatnią chwilę odratować włosy po tym, jak się zapocił przez noc. Ponownie biegiem wrócił się do salonu ze szczoteczką do zębów w buzi i w samych bokserkach. Po drodze zamoczył całą podłogę, najwidoczniej nie mając czasu nawet dokładnie się wytrzeć. Już dwie minuty później wrócił znowu. Prawie w pełni ubrany jedynie siłując się z krawatem.

- Kurwa! - krzyknął, a ja miałem wrażenie, że zaraz rzuci tym krawatem o ścianę, albo wyrzuci go za okno. 

Wstałem z krzesła i po wyrzuceniu pustego kubeczka po jogurcie podszedłem do niego i zawiązałem mu krawat w milczeniu. Nie było to dla mnie nic przyjemnego. Wcześniej zawsze Mika mi je wiązał. Bardzo to lubiłem. Właśnie dlatego zawsze wolałem być wcześniej przygotowany do wyjścia żebyśmy mogli razem usiąść na łóżku. Zawsze zostawaliśmy już wtedy sami w pokoju i rozmawialiśmy na spokojnie o rzeczach, których woleliśmy nie omawiać przy młodszych. Opowiadaliśmy sobie smutne i poważniejsze historie o naszej przeszłości, rozmawialiśmy o emocjach, albo śmialiśmy się razem z opiekunów. Jednak ten ostatni raz, kiedy wiedziałem, że niedługo przyjedzie samochód, który zabierze mnie stąd na zawsze, było zupełnie inaczej. Ustawiliśmy stojące lustro na przeciwko łóżka i usiedliśmy obok siebie na krawędzi materaca. Pokazywał mi powoli i cierpliwie jak mam go wiązać, żeby wyglądał schludnie. To jemu zawsze zależało na tym bardziej niż mi. Pilnował żebym nie miał wygiętego kołnierzyka i równo zawinięte rękawy. Opiekował się mną jak nikt inny. Wtedy, kiedy upewnił się, że wiązanie krawatu nie jest mi straszne po raz pierwszy to ja poprawiłem mu kołnierzyk i rękawy. Później złapał mnie za ręce, a mnie przez wzniosłość tej chwili aż przeszły dreszcze. Jego skóra wydawała się delikatna jak nigdy, a ja patrzyłem na niego pusto jakby nic z tego do mnie nie docierało. Jakby wszystko to, co mnie czekało nie miało się wydarzyć naprawdę. Potem spojrzał mi w oczy. Całe się błyszczały od łez, które zbierały mu się na liniach wodnych. Przytuliłem go wtedy do siebie i oglądając jego miękkie włosy w lustrze próbowałem nacieszyć się jego obecnością na zapas. "Do zobaczenia,  Mika" wyszeptałem mu wtedy do ucha, a on zacisnął dłonie na mojej koszuli pierwszy raz nie przejmując się tym, że mi ją pogniecie. Wtedy widziałem go ostatni raz. 

- Dzięki - powiedział Guren i odsunął się odrobinkę aby spojrzeć mi w oczy. - Wszystko okej? Jesteś jakiś dziwny - dodał i zaczął zakładać na siebie marynarkę. 

- Wszystko okej - starałem się go utwierdzić w tym przekonaniu i akurat wróciłem się po torbę, którą miałem zabrać do szkoły i wtedy usłyszeliśmy jak ten sam samochód, którym Guren wrócił wczoraj podjeżdża pod dom. 

Angel's smirk [MikaYuu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz