pierwszy dzień fuchy

11 3 1
                                    

Przez chwilę był radosny, że chociaż nie słyszał bliźniaków przez jakiś czas, ale i to się szybko zmieniło. Okazali się być jego pomagierami w sprawie i głupkowato się szczerzyli na myśl o tym, że zostają tylko oni i zimne przysmaki z białej (zielonej) budki. No i oczywiście Preminger. Stary, niezadowolony Preminger.

Zanim chłopacy ruszyli do pracy, musieli zapoznać się z zasadami BHP obowiązującymi na terenie ośrodka. Najważniejszą zasadą było to, aby nie przywłaszczać sobie złota, gdyż na to wiadomo, kiedyś skazańcy mieli chrapkę. To była w sumie jedyna zasada, ponieważ na więcej nie miał się kto wysilić. Poza tym to nie były standardy 2022 roku. Równie dobrze można było zrobić lody z błota i sprzedawać po regularnej cenie.

Preminger nigdy nie czuł się tak głupio, jak w momencie, w którym musiał ubrać kostium sprzedawcy, przez co miał na sobie mnóstwo różowych kolorów i dziwną, zupełnie nie gustowną czapeczkę (według niego oczywiście, do czapki nie można się było przyczepić). Pierwszym klientem był brat Juliana, Julian vol. 2. Był do niego tak podobny, że można go było pomylić z oryginałem. Wytłumaczył, że jego rodzice nie byli zbyt kreatywni przy wybieraniu imion i dlatego nazwali go po starszym bracie bliźniaku, który najzwyczajniej miał farta i urodził się 3 minuty wcześniej. Julian vol. 2 zażyczył sobie kremowej śmietanki na pół z zielonym bólem (Preminger nazwał tak smak pistacjowy). Nie było to zbyt trudne przedsięwzięcie, gdyż lody gałkowe były znacznie prostsze w obsłudze, niż te kręcone. Preminger obawiał się tego momentu, gdy jakiś wieśniak poprosi o takiego świderka w dwóch smakach. Kiedy się stało, musiał powiedzieć klientowi, że najpierw musi przeczytać skomplikowaną instrukcję obsługi demonicznej maszyny. Mimo tego, że miała tylko 5 stron napisanych czcionką 32, zajęło mu to trochę czasu. Na końcu dostał najważniejsze ostrzeżenie – aby nie spartolić roboty. Przełknął ślinę i zabrał się do pracy. Na samym początku myślał, że nie wyrobi i popłacze się, jeśli wyjdzie mu krzywo, ale na całe szczęście podołał temu trudnemu zadaniu i klient był naprawdę bardzo zadowolony.

Można było powiedzieć, że po pierwszym dniu Preminger nie był mocno zrażony i przywykł do rutynowej czynności rehabilitacyjnej. Nawet polubił swój fartuszek. Gdyby spotkał w tej chwili kogoś, kto podobnie jak on chciałby zawładnąć królestwem, powiedziałby mu, że próbował i nie poleca.

Zastanawiał się też, gdzie wylądował ten paskudny babsztyl. Był przekonany, że jemu, jako dawnemu doradcy trafiła się najlepsza fucha, ale jak to sprawdzić, kiedy 24/7 przed budką siedzą strażnicy na plastikowych krzesełkach do grilla i nawet nie mrugną? Postanowił poprosić jednego z nich, tego, który wyglądał przyjaźniej, o pomoc. Okazało się, że on sam chętnie pośmiałby się z roboty przydzielonej wielorybowi. Po piętnastu minutach niczym Sonic wrócił z drugiego końca miasta i obwieścił, że Madame Karp jeździ przyczepką i zbiera odpady komunalne z ulic w śmiesznej odblaskowej kamizelce.

- Ach, czy ten dzień mógł być lepszy? - rozmarzył się Premmy, nieświadomy, co czyhało na niego jutrzejszego dnia.


Po happy endzie ciąg dalszy - Barbie księżniczka i żebraczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz