8

336 16 34
                                    

Weszłam na jedną z platform. Czułam się okropnie zburzona samym zejściem z łóżka i spożyciem śniadania. Nawet nie wiem ile dokładnie spałam. To śmieszne.

Miałam na sobie czarne spodenki typu legginsy i szary over size T-shirt. Związałam włosy zwykłą frotką w kucyk, bo tak naprawdę nie rozumiem dlaczego robić na trening jakieś trudne upięcie.

Wzięłam do ręki miecz. Przejrzałam się w jego czystej jak łza klinice i pomyślałam, że niedługo już nie będzie taka czysta. Jak kolwiek to brzmi. Nie chciałam zabić Lloyda to jasne, chodziło mi tu raczej o to, że zaraz znajdzie się w kurzu i odcinkach drewna, które miałam pocharatać.

– Tylko pamiętaj... – zaczął Lloyd.

– Nie zabij się? Tak, tak pamiętam. Nawet nie musiałeś mi przypominać – weszłam mu w słowo.

Zdziwiłam się jak słowa łatwo wyszło mi to z ust. Pamiętam? Co pamiętam? Podałam się za zwykłą obywatelkę Ninjago City, a nie za osobę, która miała styczność z bronią.

– Miałem bardziej na myśli „uważaj” ale skoro zakładasz tą drastyczną wersję... – Zaśmiał się.

Uśmiechnęłam się dość sarkastycznie. Nie mniej jednak sądzę, że jak na mnie był to najlepszy uśmiech jaki wykonałam do tej pory. To fakt, nie był idealny bo taki też nie być miał. Blondyn miał być poprostu pewien, że średnio podeszły mi jego słowa (jeśli w ogóle podeszli) i mnie zainteresowały.

– Mogę już zacząć? Chce mieć to jak najszybciej z głowy – zapytałam błądząc oczyma gdzieś między murem a dachem klasztoru.

– Oczywście. Ty trenuj, a ja wypiję herbatę – odpowiedział.

Nie rozumiem dlaczego akurat w tym momencie zachciało mu się pić herbaty ale niech będzie. Na zdrowie.

Chociaż nie. Powinnam bardziej powiedzieć „Mam nadzieję, że się nią udławisz”. Te słowa nie przechodziły mi jednak przez myśl. Umysł podpowiadał mi, że powinnam tak właśnie powiedzieć, sumienie jednak kazało mi być dobrej, i pozytywnej myśli dobrej dla strony zielonego ninja.

Rozpoczęłam mrużąc oczy. Ilość mojego snu to zdecydowanie zbyt mało jak na ilość treningu, która mnie czekała. 

Ciepły wiatr, pełne słońce i brak cieni. Tak, to było to.  Ten walony Lloyd, kazał mi trenować na tym walonym placu, aż do samego walonego południa.  Czy mogłoby być gorzej? Oczywście, że tak! Wystarczy metalowa broń odbijająca każdy promień słońca. Każdy. Bez wyjątku. Nie mam pojęcia jakim prawem blondyn uznał, że to jest świetny pomysł. Nie wiem dlaczego nie zrobił mi przerwy. Trenowałam już tyle godzin bez wytchnienia. A on pewnie kończył swój zimny jak lód napar.

– Lloyd, błagam cię. – Stanęłam na środku między tymi wszystkimi miejscami do ćwiczeń. – Dwadzieścia minut! Dwadzieścia! Czy to tak dużo?

Dla osoby, która tyle trenowała i dla takiej, która wie co znaczy niezły trening wie, że te parę minut to ogromnie dużo dla organizmu. Przez tyle czasu mogłabym chociaż wyrównać oddech.

Chłopak podniósł na mnie wzrok znad swojej filiżanki z herbatą, pomyślał chwilę i w końcu powiedział:

– Dobra, masz czas dla siebie.

Czyli koniec treningu. Już chyba znudził się moim narzekaniem tak samo mocno, jak ja jego osobą.

Uśmiechnęłam się lekko i kiwnęłam głową zmuszając się na lekki uśmiech w jego kierunku. Dosłownie nie miałam na nic siły. Opadłam na kolana, a później szybko na plecy. Czułam się jak w siódmym niebie na gorącym i twardym chodniku. Zamknęłam oczy. Wyrównałam oddech. Mimo to, leżałam tak chwilę, może dwie chwilę zanim zaczęłam zastanawiać się nad wstaniem.

Usłyszałam kroki, które kierowały się do mnie. Nie miałam wątpliwości, że to Lloyd, który chciał mi zapewne dać jakieś życiowe wskazówki. Usiadł obok mnie i chyba skrzyżował nogi.

– Wiesz, że to nie była jedna herbata, prawda? – zapytał.

Otworzyłam oczy i wbiłam je w niego jak drapieżnik wyszukujący swojej ofiary – tak również się i czułam, jak drapieżnik. Chciałam wstać i rzucić się na blondyna. Myślałam, że zaraz skończę nad sobą panować. Na agresję znalazłbym jeszcze siłę, obiecuję.

– Mam ochotę wydłubać Ci oczy – powiedziałam. – Albo przeciąć Ci język.

– Nie produkuj się tak. – Zaśmiał się. – Z resztą i tak oboje dobrze wiemy, że mnie nie uderzysz. Nie masz szans.

„O Lloyd, nawet mi się szkoda. Zielony zbawca, złoty ninja, przyszły sensei a o tylu rzeczach nie masz nawet pojęcia. Nawet trochę mi cię szkoda” – przyznałam w myślach.

– Masz rację, przecież nie dałabym Ci rady – odpowiedziałam uśmiechając się lekko. – Dzięki za trening ale nie rozumiem, dlaczego miałam trenować aż tyle?

– Dlatego, że to dzisiejsza lekcja: zwracaj uwagę na otoczenie. Widzisz, jakbyś zauważyła, że wypiłam więcej niż jedną herbatę wcześniej byś skończyła.

Aha.
Aha.

Przeklnęłam cicho pod nosem.

– Jutro wstajesz o szóstej więc nie graj znowu z chłopakami w karty – powiedział wstając.

– Jasne szefie.

– Jak Ci zaraz dam szefie to się nie pozbierasz.

– Brzmi jak groźba.

– I właśnie tak to odbierz.

Odszedł.

Leżałam tak długi, bardzo długi moment czekając aż moje ciało uzna, że to wspaniały moment wstać.

Ruszyłam się w stronę kuchni by napić się wody – nawet kranówki. Byłam w stanie wypić jakikolwiek płyn w jakich kolwiek ilościach. Co kolwiek.

Weszłam do pomieszczenia, gdzie napotkałam Zane. Szykował coś w piekarniku. Niezbyt chciałam wchodzić mu w drogę więc zrobiłam wszystko cicho i szybko. Nalałam kranówki do losowej szklanki i wypiłam.

– Jak się czujesz po treningu? – zapytał Zane. – Lloyd mówił, że położyłaś się na środku dziedzińca.

Odłożyłam kubek gdzieś obok na blat.

– Mam dość. Serio. To dopiero pierwszy trening a ja mam dość – powiedziałam spoglądając na nindroida.

– Z czasem będzie lepiej.

– Mam taką nadzieję. Tylko, nie rozumiem dlaczego Lloyd pił herbaty w czasie mojego treningu w formie jakiegoś licznika czasu. Wy nie macie tu telefonów albo jakieś stopera?

– Mistrzu Wu tak zawsze robi.

Istniała szansa, że blaszak znał odpowiedź na moje pytanie, które za nic na świecie nie chciało przejść mi przez usta. Chciałam wiedzieć, dlaczego trenuje w ten sposób, bez mocy, której sposób użycia powinnam trenować.

Jako oni mogłam wiele. Mogłam władać swoją mocą jak żywiołem, mogłam zamieniać się w coś całkowicie nie przypominającego człowieka a jednak stałam w kuchni nie wiedząc jak to się robi.

– Lloyd nie jest mistrzem Wu – powiedziałam odbijając się od szafki.

– Sensei szkoli go na mistrza. Pewnie nawyk z herbatą też wszedł mu już w krew – odpowiedział mistrz lodu.

Wyszłam z kuchni. Skierowałam się do łazienki by się umyć. Zapewne okropnie śmierdziałam. Ciekawe, czy Zane wyczuł mnie po zapachu...

Ściągnęłam z siebie ubrania gdy tylko stanęłam przed lustrem. Odwróciłam się plecami do lustra i przejechałam je wzrokiem, były całe czerwone. Zawiesiłam wzrok na ogromnej bliźnie, która przypomina mi o wydarzeniu, którego nie chce wspominać. Ta dawna rana, rozciągała się on lewego boku na wysokości talii, przechodząc przez całe plecy ma tej wysokości a kończąc się prawie równo na prawej części talli. Od razu ściągnęłam włosy na lewo i spojrzałam na kolejną wieczną ranę. Tym razem, była ona na prawym ramieniu.

Weszłam do białego brodzika prysznica i oblałam się wrzątkiem.

Obiecaj Mi - LEGO Ninjago Fanfiction Tom 1 | Zakończone ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz