"Musiało we mnie pokutować głęboko wpojone przekonanie, że w rzeczywistości nic nie dostaje się za darmo. Zwłaszcza uśmiechy losu obdarzone rysem cudowności upomną się kiedyś o zapłatę; tym wyższą, im zdarzenie bardziej nieoczekiwane."
— Kelner przyniósł razem z deserem — odrzekła bez większego entuzjazmu Alex, uprzedzając pytanie o kwiatka, które miałam ochotę zadać.
— Takie badyle rosły w ogródku u mojej babci — rzuciła nagle Gloria. Babcia była dla niej niezwykle ważną, jeśli nie najważniejszą osobą, dlatego gdy zaczynała o niej mówić, to zawsze było to coś ważnego. — Zawsze powtarzała, że oznaczają miłość aż do grobowej deski. A potem część ogródka strawił ogień, który rozprzestrzenił się od sąsiadów i te kwiatki też spłonęły. Tydzień później babcia umarła. Tak więc może... wyrzuć go, póki nie jest jeszcze za późno.
Usłyszałam jak Alex odchrząknęła, spoglądając na mnie spod swoich ciemnych, okrągłych okularów w złotych oprawkach, dając mi tym samym znak, abym interweniowała. Znałam Glorię nieco lepiej niż ona i najczęściej lepiej wychodziło mi sprowadzanie jej na ziemię, kiedy sytuacja tego wymagała.
— Gloria, wiem, że nie możesz pogodzić się z tą stratą i w pełni to rozumiem — zaczęłam najspokojniej jak potrafiłam, widząc minę przyjaciółki, która najwidoczniej jeszcze nie przepracowała śmierci babci i próbowała tłumaczyć ją sobie poprzez wymyślanie teorii spiskowych. — Dobrze wiesz, że chorowała na nieuleczalną chorobę, a to o czym mówisz, to czysty przypadek.
— Przypadek? Nie ma przypadków! — warknęła, uderzając otwartą dłonią w stolik, a obie z Alex prawie podskoczyłyśmy na ten nieoczekiwany gest. — Kto jak kto, ale ty powinnaś o tym wiedzieć, alchemia to twój konik. Twoja chwila sławy w przeszłości też była przypadkowa?
— Alchemia? Chyba raczej astrologia — odrzekłam z rozbawieniem, opierając przedramiona na górnej części krzesła. Zignorowałam ostatnie pytanie, nerwowo przekładając włosy do przodu, jakbym chciała się upewnić, że nadal są rude i nikt mnie nie rozpozna.
Tego bałam się najbardziej. Być zauważoną, równało się dla mnie z byciem skończoną. Nikt nie mógł poznać mojej tajemnicy.
— Zwał jak zwał, ale w domu masz chyba więcej tych swoich pseudo magicznych kamieni, niż jedzenia. — poparła ją Alex.
I ona przeciwko mnie?
Posłałam im mordercze spojrzenie, więc obie nagle w milczeniu zaczęły grzebać w swoich talerzykach. Może i miały rację, jednak niczego na świecie nie tłumaczyłam przypadkiem. Zawsze coś działo się z jakiegoś powodu, nawet jeśli niektórzy twierdzili inaczej.
Subtelnie omiotłam wzrokiem sąsiednie stoliki i na żadnym z nich nie znalazłam niebieskiej rośliny, jedynie małe, żółte plumerie w małych wazonikach, typowe dla tego regionu. Nie musiałam nawet patrzeć na minę Glorii, żeby wiedzieć, co oznaczała. Odchrząknęłam jedynie, wygładzając swoją lekko zamiętą już, beżową sukienkę i usiadłam na swoim krześle.
Ostatni rzut oka na kwiatek.
Po co ten gość w ogóle go zostawił? Z jakiegoś nieznanego mi powodu poczułam zirytowanie i przesunęłam go na środek stolika. Dopiero wtedy, w końcu, apetycznie wyglądający deser przyciągnął moją uwagę. Sięgnęłam po widelczyk i wbiłam go w gęstą, bajecznie pachnącą czekoladową masę, wyłączając się ze słuchania odgłosów wokół, w tym komentarzy dziewczyn na temat nieudanych zabiegów medycyny estetycznej kobiety siedzącej przy stoliku obok. Byłam tylko ja i moja kraina słodyczy na talerzu przede mną.
CZYTASZ
𝐀𝐥𝐥 𝐲𝐨𝐮 𝐛𝐥𝐞𝐞𝐝 𝐢𝐬 𝐥𝐨𝐯𝐞 | BOJAN CVJETIĆANIN
FanfictionByć może gdyby nasza historia była baśnią, na końcu żylibyśmy długo i szczęśliwie. Gdybyśmy wybrali inną ścieżkę, bez siebie, bylibyśmy szczęśliwsi i nie stracilibyśmy wszystkiego. Ale to było samo życie, a ono nie jest usłane różami... ani niezapom...