III

19 2 0
                                    

Z głównego budynku Akademii wyłoniły się pierwsze sylwetki. Poczekałam aż kilkanaście osób minęło fontannę, nim ruszyłam się z mojego miejsca. Miałam wrażenie, że przechodzący obok mnie ludzie już wiedzieli i o tym plotkowali... Ale podobne uczucie towarzyszyło mi przez długi czas po tym, kiedy po raz pierwszy dowiedziałam się o potencjalnym kształcie mojej duszy. Nie mogę dać się zwariować, pomyślałam. Jak to było? Negatywne nastawienie nie pomaga? Próbowałam sobie przypomnieć słowa Halena, zmierzając w kierunku stołówki, mieszczącej się w zachodniej części głównego budynku.

Kiedy w końcu dotarłam do stołówki poczułam, że chyba nie będę w stanie nic przełknąć. Miałam wrażenie, że co najmniej sześćdziesiąt procent wszystkich uczniów postanowiło skorzystać z usług stołówki głównego budynku Akademii i to do tego w jednym czasie. W tej sytuacji najsensowniej byłoby zawrócić i udać się do bufetu na parterze akademika, jednak kiedy tylko pomyślałam, że to mógł być mój ostatni raz, kiedy stałam tutaj jako Loreta, zwykła uczennica, ruszyłam w kierunku końca kolejki.

Z każdej strony docierały do mnie urywki dyskusji o gorących tematach, jakimi były dzisiejsze wieści o kształtach duszy oraz idące z nimi przydziały. Bardzo chciałam być na ich miejscu... Prawda, nie każdy z nich dostał odpowiedzi, jakich pragnął i niektórym mogło się wydawać, że ich świat się zawalił, ale nie umiałam im współczuć. W moim odczuciu otrzymałam najgorszą wersję przyszłości z możliwych i oddałabym naprawdę wiele, żeby zamienić się z miejscem z kimkolwiek z nich.

Dopiero wtedy, wyobrażając sobie potencjalną dyskusję o rewelacjach dnia dzisiejszego, dotarło do mnie, że nie miałam żadnej odpowiedzi poza prawdą. Musiałam szybko wymyślić jakieś kłamstwo... Wiarygodne kłamstwo, które tłumaczyłoby, czemu wyszłam z dyrektorką z sali. Wywołała kilka osób, pewnie nie tylko z naszej auli, jednak z tej w której siedziałam, tylko ja musiałam wyjść. Odziedziczenie duszy po matce niby mogłoby wskazywać na to, czemu mogła być mną zainteresowana, bo czarne łabędzie nie były częste, jednak też nie aż tak rzadkie by trzeba było się martwić ich zachowaniem. Próbowałam więc znaleźć w głowie jakiś inny gatunek, który z czarnym umaszczeniem mógł być na tyle incydentalny, że byłby uznawany za zagrożony. Mogłam wtedy mówić, że zostałam wyprowadzona w celu przedstawienia mi partnera do dalszej reprodukcji, jednak moja głowa świeciła pustkami i...

Pogrążona w myślach, poruszałam się jak zombie, miarowo przesuwając się w kolejce po jedzenie, kiedy jedno słowo, a raczej imię, wyrwało mnie z tego transu.

Halen.

Serce zabiło mi szybciej.

– Naprawdę wierzyłaś, że miałabyś u niego szansę? – spytała ze śmiechem w głosie wyższa z dziewczyn. Miała niezwykle intensywny, czerwony kolor włosów. Ponieważ we wszystkich nacjach farbowanie było surowo zabronione i karane więzieniem, zresztą jak noszenie peruk, jeden z jej rodziców był najprawdopodobniej egzotycznym ptakiem. Jeśli miałabym obstawiać pieniądze na to, jakim, stawiałabym na kardynała szlachetnego. Ot takie przeczucie. Choć mogła to też być papuga ara, która nie odziedziczyła różnokolorowych kosmyków, albo jakikolwiek inny czerwony ptak.

– Jeśli nie musiałby służyć krajowi, to tak! – odpowiedziała z przekonaniem w głosie jej rozmówczyni o jasnoszarych, prostych włosach sięgających prawie do pasa. – W końcu chodziliśmy do jednej klasy i powiedział, że kiedyś odwdzięczy mi się za to, że zgubił długopis, który mu pożyczyłam! – Ulżyła mi niesamowicie tymi słowami. Mówiły o moim partnerze tylko z powodu zauroczenia, czym w sumie nie byłam zaskoczona, aż dotarło do mnie pierwsze zdanie, które usłyszałam z ust szarowłosej. Jeśli nie musiałby służyć krajowi –czyli już było wiadomo.

Dziedziczka Pecha Tom 1 Część 1 [WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz