IV

8 1 0
                                    

Wpadłam do pokoju już nie smutna, a wściekła. Moje policzki były suche, a z oczu nie odważyła się popłynąć już ani jedna łza. Osiągnęłam limit użalania się nad sobą i swoją sytuacją.

Nim zdążyłam przejść pod łukiem oddzielającym korytarz od reszty pokoju, drzwi huknęły za mną donośnie. Dopiero wtedy naprawdę zdałam sobie sprawę z tego, jak niesamowicie ciężkie były. Pełne zamków i mechanizmów, których jedyne zadanie to zatrzymanie mnie przed wyjściem – myślenie o tym sprawiało, że nakręcałam się jeszcze bardziej.

Jak burza dopadłam do okna, by sprawdzić i je – bez zaskoczenia. W jego ramie również dostrzegłam masę dodatkowych zabezpieczeń.

– Honuda! – warknęłam, trzaskając nim. – Honuda! Honuda! Honuda! – Nie umiałam po prostu go zamknąć. Szarpałam oknem do przodu i tyłu, dając upust mojej frustracji, choć tak naprawdę w pewnym sensie było takie jak ja – nie wybrało, by takie być. Takim je stworzono i teraz cierpiało z tego powodu.

– Hej ho! – Usłyszałam za sobą, na co dosłownie podskoczyłam w miejscu. Było tak cicho, że myślałam, że byłam w pokoju sama. – Też nie jestem fanem okien latem, ale zimą naprawdę się przydają.

Nadal lekko dyszałam po wysiłku od biegu, jednak nie dlatego miałam otwarte usta. Wypatrywałam się w Halena, zastanawiając się, czy na pewno go sobie nie wymyśliłam. Nie wiedziałam, czy była to kwestia jego słów, czy jego nowego luźnego ubioru albo może i obydwu tych elementów, ale wydawał się... inny. Zbyt inny.

Nie musiałam być zakochana w Halenie, żeby śmiało przyznać, że był definitywną dziesiątką. Nigdy nie fantazjowałam o żadnym facecie na jawie, a jednak to wydawało się najlogiczniejszym wyjaśnieniem tego, co właśnie przed sobą widziałam.

– Tracę rozum. – Westchnęłam, masując sobie skronie. Po wszechobecnej złości nie było już śladu. Zostałam za to z walącym ze strachu sercem, które i tak już ledwo zipało. – I do tego w słabym guście – stwierdziłam, zawieszając wzrok na modowym przestępstwie na jego stopach.

– Ej! – oburzył się, splatając ręce ciasno na klacie, która również przykuwała wzrok. Neonowe grzyby były w tym świetle tak jasne, że wypalały się na siatkówce. – To jest wygodniejsze niż wygląda! – Bronił swoich skarpetek w japonkach.

To musiało być z przemęczenia. Płacz, bieg, stres, do tego to słońce na zewnątrz... a jako, że mój brzuch już nie burczał, mogłam jak najbardziej nie tylko się zdrzemnąć, a spać aż do następnego poranka. Nawet światło wpadające zza okna nie mogło mi w tym przeszkodzić, kiedy wtuliłam twarz w moją nową poduszkę. Świeżo uprana pościel pachniała naprawdę pięknie, a idealna miękkość materaca zachęcała do tego, żeby zamknąć oczy.

– Nie możesz tak kogoś obrazić, a potem iść sobie spać. – Usłyszałam nad głową głos niezadowolenia, na który nie zamierzałam reagować niczym więcej, niż machnięciem ręki. Chciałam przegonić to głupie wyobrażenie niczym natrętną muchę. – Gdzie ty mi tutaj pchasz te łapy! – Wkurzył się, uderzając mnie w dłoń.

Odepchnęłam się na łóżku z taką siłą, że boleśnie uderzyłam głową w ścianę. Byłam jednak zbyt zszokowana, żeby to właściwie zarejestrować.

– Jesteś prawdziwy – wyszeptałam zszokowana, ściskając przed sobą poduszkę, na której jeszcze przed chwilą leżałam.

– Nie jesteś osobą pierwszą, która nie chce w to wierzyć – prychnął, wyraźnie rozbawiony moimi słowami. Niezadowolenie, jakie słychać było jeszcze przed chwilą w jego głosie, zdawało się zniknąć.

– To musi być sen – tłumaczyłam sobie, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co utwierdziłoby mnie w tym przekonaniu.

– A temu mogę nawet przyznać rację – mówiąc, pochylił się nade mną, ignorując to, że próbowałam wepchnąć się w ścianę jeszcze głębiej. – Ale tylko jeśli powiesz mi, co mielibyśmy robić w twoim śnie.

Dziedziczka Pecha Tom 1 Część 1 [WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz