Rozdział 20

657 18 0
                                    

Ryan

Opuszczam dom dziadka, kiedy słońce nie zdążyło jeszcze dobrze wzejść. Wychodząc, uświadamiam sobie, że wieczorem nie zamknąłem drzwi na zamek. Karcę się w myślach za to niedopilnowanie. Otacza nas gęsty las, więc jedynie co mogłoby nam zagrozić to dzika zwierzyna, ale lepiej nie kusić losu.

Czuję się dużo lepiej po wyznaniu Chloe prawdy. Nie powiedziała za wiele. Nie wiem, czy cokolwiek to zmieniło w jej postrzeganiu, ale dzięki tej rozmowie zrobiło mi się lżej, jakbym pozbył się z barków ciężkiego bagażu.

Wybija punkt szósta, gdy podjeżdżam na plac przed posiadłością.

Wstukuję kod dostępu i wchodzę do środka budynku. Najciszej jak mogę pokonuję schody prowadzące na piętro. Nic nie wskazuje na to, że ktokolwiek się obudził. Chociaż mam jeszcze zapas czasu, nim ojciec zerwie się na nogi, to adrenalina krążąca w żyłach mi na to nie pozwoli. Wślizguję się do pokoju i z marszu idę pod prysznic, by nieco powrócić do rzeczywistości.

W głowie na okrągło pojawia się obraz nagiej Chloe. Kurwa, zwężenie w jej talii i cała reszta... to dla mnie za wiele. Nadal czuję dotyk miękkiej niczym jedwab skóry. Mrowią mnie ramiona, gdy przypominam sobie jej palce, rysujące ścieżki po moich napiętych mięśniach. Jedyne, o czym teraz marzę, to aby dołączyła do mnie pod ten przeklęty prysznic.

Po piętnastu minutach, kiedy woda zdążyła się ochłodzić, wychodzę z kabiny, Przeczesuję ręcznikiem włosy, a następnie przepasam go wokół biodra. Ociekając wodą, wybieram dzisiejsze ubranie, a gdy jestem gotowy, schodzę do kuchni na śniadanie. Moje oczy dostrzegają Matteo siedzącego przy wyspie. Już mam się wycofać, kiedy podnosi na mnie wzrok. Wchodzę w głąb kuchni, zirytowany tym, że zdążył mnie zauważyć nim miałem szansę się wycofać.

- Przeobrażasz się w rannego ptaszka? – pyta szyderczym tonem.

Usiłuje coś ode mnie wyciągnąć, bo dobrze wie, że ciężko mnie zwlec z łóżka o tak wczesnej porze, a posuwanie dziewczyn zostawiam na weekend. Zapewne dręczy go fakt, że nie wszystko o mnie wie.

- Być może – rzucam niemrawo.

Nalewam sobie wody do szklanki. Opróżniam ją jednym haustem, chcąc jak najszybciej zniknąć z pola Matteo. Jego głos tak mnie drażni, że najchętniej zakleiłbym mu te usta taśmą, a później...

- Gdzie się podziewałeś całą noc? – przerywa obmyślanie kolejnego sposobu na unicestwienie go, przyglądając mi się podejrzliwie. Przegryza ciszę jajecznicą, oczekując mojej odpowiedzi.

- Posuwałem jedną z lasek, na które ty jedynie możesz popatrzeć.

- Jak zawsze, jesteś uroczy – syczy. – Ostatnimi czasami nie miałeś szerokiego wyboru, ale skoro ma się jedną cipę na całą wyspę, to pasuje nie wybrzydzać. Była ciasna?

Jest tak kurewsko irytujący... Gdyby wiedział prawdę, nie byłoby mu tak do śmiechu. Nie odpowiadam, ale Matteo ma już kolejne pytanie w zanadrzu.

- Posuwałeś ją, czy nie? – pyta, na co moje ciało się spina, kiedy w myślach ponownie przesuwają się obrazy nagiej Chloe. Próbuję zachować zimną krew, chociaż wspomnienia nocy z tą kobietą wyprawiają ze mną absurdalne rzeczy.

- Matteo...– zaczynam spokojnie. - Rozumiem, że zdziry, z którymi sypiasz, są tak cholernie brzydkie, że posuwasz je w zupełnej ciemności, stąd takie pytania. Módl się o to, że trafi ci się kiedyś ślepa bogini, bo to jedyna szansa na spełnienie twoich erotycznych fantazji. Szkoda, że masz tak krzywy ryj, ale nic nie poradzę, że odziedziczyłeś same najgorsze geny.

Spicy HateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz