29.09.2007 02:42
Astrid półprzytomna zeszła po schodach w dół, miała na sobie czerwone spodnie od piżamy w kratkę i koszulkę od zestawu, czarna z nadrukiem książki z czarami. Pod pachą ściskała swojego ulubionego pluszaka, którym był czarny kot z czerwonymi ślepiami, którego otrzymała od rodziny swojego przewidywanego narzeczonego, wybranego przez jej rodziców, którego imienia zaś nigdy nie dane było jej poznać. Na zegarze widniała 02:42, wiedziała że jej ojciec musiał już wrócić do domu, jednakże najwidoczniej przespała moment jego powrotu. Faktycznie, ostatnim czym pamiętała, było popijanie gorącej czekolady, opierając się o bark Johna Shelby'ego, pod którego ciepłym dotykiem musiała zasnąć. Nie mogła odpuścić przywitania się z tatą, zwłaszcza że i tak rzadko kiedy się z nim widywała. Gdy nie zastała go w sypialni rodziców, udała się na dół, aby zajrzeć do jego gabinetu, gdzie najprawdopodobniej wciąż pracował, bądź zasnął nad stertą dokumentów. Na szczęście Allison, drzwi były uchylone, co dziwne gdyż przeważnie Shayton zamyka się w gabinecie na klucz. Dziesięcioletnia Astrid nie była Sheldonem, aby dochodzić się takich szczegółów, jak to dziecko ucieszona weszła do gabinetu, jednak to co tam zastała, zmyło z jej twarzy pełen radości uśmiech. Krzyknęła upuszczając spod pachy maskotkę, z jej oczu polał się strumień łez. Na biurku, tuż nad stertą dokumentów, bezwładnie leżało ciało jej ojca, w kałuży krwi. W prawej dłoni trzymał broń, jego ubrania były poszarpane - jedynie krawat pozostał nienagannie ułożony, włosy rozczochrane a w głowie, nawylor wychodziła dziura, spowodowana pociskiem z broni palnej. Astrid oszołomiona upadła na ziemię, łapiąc za pluszaka na podłodze, aby przyłożyć go do swojej klatki piersiowej, w miejscu szybko bijącego serca. — Tato! — Udało jej się wykrztusić jedyne słowo, jakie teraz chodziło jej po głowie.
* * *Właściwie to nie śmierć ojca sprawiła, że mnie opuścił. W sumie chyba nigdy nie był moim ojcem. Mało co pamiętam ze swojego dzieciństwa, ale jeśli już, to na pewno nie jego. Był znakomitym mecenasem, jednym z najznakomitszych bogaczy w Malvado City, a może nawet Asginland. Szanowany przez władze, gwiazdy, policję... a przede wszystkim, przez mafię. Mój tata, był ulubieńcem lustrzanej mafii. Zawsze było coś ponad rodzinę, a na pierwszym miejscu stawiał właśnie pracę. Poza sądem, Spełniał się również w polityce, jako doradca burmistrza, konsultant policji i co najważniejsze, Joker mafii. Szeptał na ucho funkcjonariuszom, gdy w tym samym czasie służył mafii. Był okropnym ojcem, a jeszcze gorszym człowiekiem - dwulicowym, okrutnym psychopatą, księciem tego zapchlonego miasta, które pochłania najjaśniejsze dusze i mieli je na strzępy ciemności, zawładniającej twoje ciało. Nawet gdy stracił władzę, wciąż rządził. Był przeklętym diabłem Malvado City. A może to Malvado City było przekleństwem Shaytona Mørke? Idealnie się ze sobą komponowali.
28.09.2007 18:49— Jako Joker mafii, masz za zadanie wykonywać każde me polecenie, nieprawdaż? — Przeklęty Ezra Charles Baurderleus. Jakby nie był tak użyteczny, z chęcią bym go już dawno zabił. Jest królem karo mafii, a raczej królem karo całego miasta. Biedny zapomina tylko o tym, że to ja jestem Jokerem, a to on jest najsilniejszy w całej talii kart. — Nie zapominaj, że w niektórych grach Joker wcale nie istnieje. To że jedna misja czyni Cię najpotężniejszym, nie znaczy że w każdym rozdaniu istniejesz. Możesz być totalnie niepotrzebny, a król może Cię zniwelować. To nie kierki, tylko pasjans. — Cholerny Ezra. Jakbym go nie znał, uznałbym że czyta w myślach.
— Może nie gram Jokerem w kierki, a Skizem w tarota? — Rzuciłem, na co widocznie zirytowany Ezra uderzył pięściami w biurko, podnosząc się z krzesła. Uśmiechnął się przebiegle, w jego oczach od razu dostrzegłem piekielny ogień z dworu zniszczenia. Jednak był jeszcze inny płomień, prosto z dworu pożądania. Gdy przeciwstawiałem się przywódcy mafii, on pragnął w tym momencie ujrzeć me rozszarpane ciało, krwawiące z flakami na wierzchu, śmierdzące truchło, z drugiej zaś strony, pragnął mnie na swym łożu, na satynowej pościeli, nago leżąc wśród rozsypanych płatków róż i zapachowych świec. Wiedziałem. Obraz zaczął się rozmazywać, czułem jak moje ciało płonie. Drink. Spojrzałem na trunek który na początku mojego przybycia podarował mi Olori. Znów te cholerne narkotyki ze świata lustrzanego. Baudelaire z łatwością potrafi przewidzieć przyszłe zdarzenia, co prawda w niedalekiej przyszłości, ale jednak. Jako doskonały strateg, po ujrzeniu każdej alternatywnej przyszłości, dokładnie analizuje co powiedzieć, co zrobić aby poszło po jego myśli. Otwiera pudło Schrodingera. Życie kota, zależy tylko od jego strategii, trucizna podlega tylko jemu i nikomu ani niczemu innemu. Czułem na sobie jego dłonie, podniósł mnie z fotela, przewieszając sobie moją rękę za kark, aby po chwili przyciągnąć mnie do siebie. Złożył pocałunek na mych ustach, po czym spojrzał w me oczy, czekając na reakcję. Mój umysł był zaćmiony, a świat wirował jednak to co zamierzałem, naprawdę tego pragnąłem. Złapałem go za krawat, aby przyciągnąć go do siebie. Tym razem nie staliśmy do siebie barkami, a twarzą w twarz, stykając się klatkami piersiowymi. Wciąż trzymając jego krawat, złożyłem na jego ustach namiętny pocałunek, dając mu zgodę na to, co zamierzał zrobić. Kocham Ariadnę, nienawidziłem się za to co w tej chwili robiłem. Jednak Ezra był moim narkotykiem ze świata lustrzanego. Urwał mi się film. Stałem w poszarpanych ubraniach przed drzwiami swojej willi, w której czekały na mnie dwie kobiety mojego życia. Które zdradziłem. Ponownie. Astrid ma dopiero 10 lat, może nie rozumieć co się dzieję, ale z pewnością odbiję się to na niej. Byłam naćpany, pachniałem innymi perfumami, tak mocnymi że nie było możliwości że Ari tego nie wyczuje. Wziąłem za żonę niedoszła królową Norwegii, a zdradziłem ją z przywódcą cholernej mafii, który zresztą wciąż nosił tytuł królewski mimo zagłady naszych krain. Sam mogłem być królem, a ten cholerny bożek zniszczył wszystko. Musiałem mieć dobry kontakt z Ezrą, aby zgodził się mi pomóc zgładzić Miltisima i jego armię. Musimy odzyskać Insygne, jako potomkowie królów naszych krain, musimy się sprzymierzyć. Muszę być twardy, jeśli pragnę pokonać jednego z najpotężniejszych istot na wyspie 7 krain. Wejdę do domu, będę silny. Podszedłem pod drzwi, gdy kamera zeskanowała moje rogówki, bez zastanowienia wszedłem do środka. Ku mojemu zaskoczeniu, moja żona i córka nie były same.
CZYTASZ
Gods of Evil - The Birth of the Evil Gods 16+
FantasiaI część Gods of Evil Spostrzeżmy, iż zło pochodzi od zła. Człowiek nie rodzi się zły, a się nim staje i to dlatego, że inne zło zasłoniło jego postrzeganie rzeczywistości, a on przyswoił tą ciemność. Śledząc historię najokrutniejszych przestępców, m...