Część 6 - Zmarły Madagaskar

6 2 0
                                    


— Co to? Igrzyska Śmierci? — Mruknęłam po wyjechaniu z podziemnej windy.  Ja jak, Dymitr i Dovan, znajdowaliśmy się na trzech różnych platformach, unoszących się nad ziemią. Ciężkie krople deszczu spadały na moje barki, niemal od razu przemaczając całe moje włosy i strój. Wiatr silny wiatr, który rozwiewał moją grzywkę i włosy związane w kucyk na wszystkie strony. Cała nasza trójka miała ten sam strój, brązowe bojówki, czarne glany, ciemno-zielona za luźna koszula z krótkim rękawem, czarne, skórzane rękawiczki, pas bojowy, szelki z kaburą no i torba. Cóż, nie trzeba być detektywem by wywnioskować że będziemy musieli walczyć. Co to, Balladyna? Zaraz każe nam zbierać maliny, a ten kto przyniesie całą torbę zostanie jego głównym zabójcą? 

— Blisko kotku. — Usłyszałam echo unoszące się w powietrzu. W  tej chwili mogłam zauważyć jak cień Miltisima, przemieszcza się po ziemi, aby uformować się na platformie po środku naszej trójki. —  Zasady są proste. — Zaczął, na co Dymitr niechętnie na niego spojrzał.

— Zasady? Czego kurwa? — Zapytał brunet, zakładając ręce na pierś. Jego włosy równie jak moje, unosił wiatr. 

— Czyli jednak zbieranie malin. — Zakpiłam, na co Dymitr jak i Miltisim spojrzeli na mnie z pogardą. Cóż, widać kto tu jest na humanie. A raczej, był? 

— Przestańcie. Sir Miltisim mówił wczoraj że to misja mająca nas sprawdzić. — Lizodup się odezwał. 

— Coraz bardziej mam ochotę zabić całą waszą trójkę. — Westchnął Miltisim. — Witajcie na Madagaskarze! —

— Kurwa na walkę z pingwinami się nie pisałam, aż tak nie interesuje mnie, co się stało w Danii! — Krzyknęłam wskazując palcem w Miltisima, na co ten zacisnął pięść. 

— Na Madagaskarze pada? — Zdziwił się Dovan. 

—  Oczywiście że tak idioto. — Zirytował się Dymitr.

— Mogę przejść do rzeczy? — Krzyknął czerwony już z nerwów Miltisim, zabierając tym cały pobliski cień i absorbując go w mroczną energię, gotową do użycia przeciw nam. Bez kolejnych gróźb, cała nasza trójka zamilkła wiedząc że i bez rozpoczęcia testu, możemy skończyć martwi. — Dziękuje. — Wyparł uspokoiwszy się. — Jak już wiecie, to dzień waszej próby. Stwierdziłem, że ,,ląd na końcu świata", będzie idealny do przeprowadzenia waszego testu. —

— Jak to test na IQ, to Dovana bym nawet do niego nie dopuszczał. — Parsknął śmiechem Dymitr, niedługo po tym obrywając torbą. 

— Jeśli ten test polega na pracy zespołowej, to się wypisuje. — Mruknęłam patrząc na dwójkę mężczyzn w zażenowaniu. 

— Niestety polega. — Odparł Miltisim wzdychając. — Jeszcze jeden taki ruch, a przysięgam że cała wasza trójka skończy jako karma dla potworów z wyspy. — Zagroził z niezrozumiałym spokojem w głosie. — Amerykańskie wojsko, niedawno odkryło pewną historię. Opowiada ona o królach układu słonecznego. 

Dziewięciu braci, wybranków stworzycieli świata. Bracia narodzili się na Ragnutiamie, synowie zwykłego chłopa i dziewki. W prawdzie, nieistotne istoty, zwykłe miernoty, gdy jednak z niebios, przyszedł list informujący o buncie i prośbę o pomoc, tylko oni wykazali się odwagą, aby pomóc w walce z Lucyferem. Po pokonaniu diabła ja i jego pomocników, Bóg mianował ich na boskich rycerzy, a anioły specjalnie wykuły dla każdego boskie narzędzie, którymi władali w walkach przez następne wieki. Od buntu Lucyfera, po Ragnarok, walczyli w każdej bitwie pomagając bogom.. Jednak, gdy to na ich planetę spadła wielka tragedia, bóstwa nie pomogły. Cała planeta przepadła, a u życia pozostali tylko oni. Z początku pragnęli zemsty na bóstwach, szybko zaś za mądrościami Solisa - najstarszego z braci, zrozumieli że to samobójstwo i zrezygnowali. Dalej postanowili robić za wielkich bohaterów. Latali po wszechświecie, bronili słabych.. Bogowie usłyszeli o zasługach braci w świecie, a przy tym również o tym, co stało się z ich rodzinną planetą. Podczas wielkiej konferencji nieśmiertelnych, na której to bogowie obmyślali jak zagospodarować kolejny zakątek galaktyki, Zeus wyszedł z inicjatywą, aby stworzyć nowy układ słoneczny, obejmujący Solisa, wokół którego wiecznie kręcili się młodsi bracia. Bracia przystali na propozycję, mając dość walki i pragnąć zaznać należytego odpoczynku.  Tak powstał układ słoneczny WQEU. Każdy z braci objął władzę na własnej planecie, dobrze im się wiodło, byli przy powstaniu pierwszych istot na swych planetach, obserwowali ich ewolucję aż doczekali się istot myślących. Ludzie jako pierwsi mieli okazję poznać króla, uczcili go, uznali za boga - gdzie później w dalszym rozwoju planet, ukazywali się prawdziwi bogowie. Terr niestety nie miał zaś szczęścia, w przeciwieństwie do reszty braci którzy do dziś panują na swych planetach, przyszło mi położyć kres swego żywota przy bratobójczej bitwie. Był 1500 rok, bracia w tym roku na miejsce spotkania wybrali ziemię, a dokładniej nieodkrytą jeszcze wyspę. Wszystko przebiegło po myśli Solisa, aż do momentu gdy Venus postanowił zabrać głos. Zirytowany, iż jego brat bliźniak rządzi planetą 650 km większą niż jego. Mimo małej różnicy wielkości, z jakiegoś powodu Venusa to strasznie oburzyło i w ten sposób, spokój pomiędzy braćmi został zakłócony. Solis próbował zapobiec konfliktowi, gdy Terr niechcący dołożył oliwy do ognia, mimo że podawał sensowne argumenty, które każdy człowiek o zdrowym umyśle by zrozumiał. Venus władał tak potężnym gniewem, że nawet nie wychwytywał wartościowych słów Terra i Solisa. Rzucił się z mieczem na bliźniaka, w jego oczach było widać jedynie ciemność. Terra nie chcąc nawet się bronić, pragnąc jedynie zgody z bratem, zginął nie łapiąc nawet za broń, nie pomyślawszy by wyciągnąć sztylet na rodzonego brata... 
Pozostali bracia, wygnali Venusa i wyparli się go - jako brata. Planeta Wenus może i była częścią układu słonecznego, ale z pewnością Venus już do niego nie należał. Terr został godnie uczczony. Niektórzy uważają że śmierć Terry spowodowała liczne konflikty na ziemi, wojny, bitwy czy nawet te codzienne najmniejsze kłótnie.. W końcu Ziemia była związana z Terrą, jego śmierć musiała zostawić jakąś pustkę w planecie. Wyspa została oficjalnym miejscem spoczynku pierwszego ziemianina, a jego truchło, topór i tarcza zakopane w ukrytej i zaklętej przez szóstkę braci świątyni. Każdy kto zapragnie uzyskać kosmiczną broń Terry, musi liczyć się ze śmiercią. 

Wyspa ta nieznana, lecz po moim dochodzeniu mogę wywnioskować iż jest to Madagaskar. Diogo Dias odkrył ten skrawek świata jeszcze w ten sam rok, gdy to przyszło umrzeć królowi Ziemi. Ślady Terra prowadzą właśnie tam, na odległość czuć cholerny smród Ragnutianina. Co ciekawe, w tym samym roku, a najprawdopodobniej w ten sam dzień, narodził się pierwszy król świata - Karol V Wielki. Być może, był on bękartem, synem Terra jednak w tej kwestii, muszę jeszcze pogrzebać. Joanna Szalona nie bez powodu dostała taki przydomek, spanie z królem ziemi i zdrada męża mogła być w jej kompetencjach. Jeśli taka jest prawda, ma ukochana jest potomkinią rodu najpotężniejszego ziemianina, właściwie to i bez genów Terra tak jest.. 

— Też mieliście prezentację przed oczami i głos narratora, czy ja zwariowałam? — Zapytałam mrużąc oczy. 

— Ta opowieść została napisana przez pewnego czarownika i pół boga i zmaterializowana przez dwójkę braci. Gdy ją czytasz, każdy ze słuchaczy ma zaszczyt zobaczyć tą historię własnymi oczami. — Wyjaśnił Miltisim. 

— Co bracia Grimm to pisali? — Prychnął Dymitr. 

— Jak zawsze nie słuchasz Arriens. Oni to zmaterializowali. Często wynajmowaliśmy ich do zaprezentowania naszych historii, a kilka baśni jest na podstawie naszych słów. Byli świetnymi pisarzami, aż im się nie zachciało prowadzić jakiegoś durnego Hogwartu, czy tam teraz nie zabawiają się w Mojry Możliwe że wasze losy są szyte właśnie przez nich, więc jak coś kiedyś odpierdolicie to zwalcie winę na Braci Grimm. —  

— Okej, król Ziemi zaruchał, umarł i został zakopany, Bracia Grimm szyją losy na loterię w Hogwarcie, gdzie w tym nasza rola? — Zapytałam znudzona już ciągłym gadaniem bożka. 

— Dwie sprawy. Waszym zadaniem jest przeżyć i domyślić się co macie zrobić. Druga sprawa - zasady, otóż: nie ma żadnych zasad. Miłej zabawy. — Miltisim najwidoczniej powiedział wszystko, co miał do powiedzenia, gdyż nim którekolwiek z nas zdążyło otworzyć usta - on mknął w cieniu, próbując uniknąć naszych wściekłych spojrzeń w jego stronę. 

Gods of Evil - The Birth of the Evil Gods 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz