Shinichiro nie miał jakichś szczególnych wyobrażeń o miejscu, w którym liderka Robin Hood musiała spędzać większość nocy. Wnętrze średniej wielkości mieszkania było czyste i dość klasyczne. W zasadzie mało co wskazywało, by ktoś mieszkał w tej kawalerce, bo większość rzeczy było pochowanych. Może młoda kobieta dopiero co się wprowadziła i to stąd wynikała ta bijąca zewsząd bezosobowa pustka — zasłony nieprzesiąknięte jej zapachem, brak jakichkolwiek dodatków, nowych, niepasujących do reszty mebli, nawet kalendarza czy akcesoriów, które ludzie wprowadzają do własnych mieszkań, by móc określać je mianem swoich, zaznać nieco komfortu i poczuć się jak w domu. Może dla [_] nie było to takie ważne. Może tak naprawdę bywała w tym mieszkaniu sporadycznie. Nie zamierzał jednak o to pytać. O to, ani o inne prywatne sprawy.
— Gdzie odłożyć torby? — spytał, ściągając buty.
— Gdziekolwiek. — Machnęła ręką i przekręciła zamek w drzwiach. — Chcesz coś do picia? Zrobić ci drinka? — spytała nad wyraz uprzejmie. Nie odmówił. Czarnowłosa zostawiła sandałki przy szafce i pobiegła gdzieś na bosaka.
Gdy wróciła, zaproponowała, by usiąść na małym, połączonym z sypialnią balkonie. Rozłożyła tam koc i dosłownie usadziła na nim Shinichiro, sama idąc przygotować obiecane koktajle. Nie było to nic specjalnego — ot, sok połączony ze smakową wódką, zapewne w dużej jej ilości, sądząc po intensywnym smaku napoju. Dziewczyna nadziała nawet na brzeg szklanki plaster pomarańczy, co samo w sobie było dość miłe. Przy okazji się przebrała, zamieniając niewygodny strój na dresy i wielką, czarną koszulkę.
Okolica była dość cicha, a blok położony na obrzeżach miasta. Docierały do nich światła z mieszkań znajdujących się w budynku naprzeciwko, bo słońce zaszło już dawno, spowijając mrokiem Tokijskie wioski. To właśnie teraz miasto budziło się do życia. Noc była ciepła, trochę duszna. Bezwietrzna. Ochładzały ich tylko kostki lodu w napoju i pracujący za ich plecami wiatrak, którego ciche buczenie mogłoby usypiać.
— Wybacz, ale czym tak w zasadzie zajmuje się twój gang? — zaczął temat Shinichiro. — Mógłbym dopytać innych, ale wolałem usłyszeć wszystko od ciebie, a nie wierzyć wyssanym z palca plotkom. — Odłożył szklankę.
Liderka przez moment przelewała drinka w szkle, aż w końcu skrzyżowała nogi i oparła dno o udo.
— Jak mówiłam, Robin Hood jest policją wśród gangów. Tych, których policja nie złapała za rękę, łapiemy my. Sami wymierzany sprawiedliwość — powiedziała twardo. — Zaczynając od ojców którzy wymigują się od płacenia alimentów na dziecko, kończąc na nakłanianiu typów do cofanie fałszywych zeznań. Na różne sposoby. Nie zawsze te do końca zgodne z prawem. To dylemat moralny, czy odpowiadanie złem na zło jest czymś właściwym. W końcu przemoc rodzi przemoc. Dla mnie jednak brutalność zawsze jest ostatecznością. — Skrzywiła się, bynajmniej nie za sprawą napoju, którego łyk wzięła w międzyczasie. — Niestety ten świat tak działa, że czasem nic innego nie skutkuje. Chciałabym żeby było inaczej, ale co poradzę, że w takim świecie przyszło mi żyć.
CZYTASZ
𝘽𝙀𝙃𝙄𝙉𝘿 𝙏𝙃𝙀 𝙎𝘾𝙀𝙉𝙀𝙎 [shinichiro x reader]
أدب الهواةDwudziestotrzyletni Shinichiro Sano staje przed propozycją scalenia Black Dragon z nowopowstałym, Tokijskim gangiem. Problem stanowi jednak jego lider. A raczej jego płeć. [_] jest bowiem kobietą. I to nie byle jaką, bo chłopak rozpoznaje w niej poz...