Prolog

72 7 0
                                    

(Autorstwa Bluszczki)

Biała wychudzona kotka przeskoczyła przez zwalone drzewo i wylądowała w kałuży, rozchlapując dookoła krople brudnej, brązowej wody. Lekko potrząsnęła głową, pozbywając się jej resztek i zerknęła na błotnistą ziemię najwyraźniej w poszukiwaniu śladów. Z zadowoleniem spostrzegła płytkie odciski łap parę kroków przed sobą. Uśmiechnęła się mściwie, po czym sprężystym krokiem ruszyła tropem wiodącym przez gąszcz zgniłych roślin.

***

Szylkretowy kocur z niecierpliwością machał ogonem. Irytował go pomysł, że ma dzielić się swoimi spostrzeżeniami z resztą, ale jeśli już mieli się stawić w to miejsce to najlepiej o umówionej porze. Choć co prawda odmierzanie czasu tutaj zawsze sprawia niemały problem. Warknął zdenerwowany i postawił uszy, łowiąc wszelkie odgłosy. Nic.

— Naprawdę te wszystkie zapchlone futra się spóźniają?! — prychnął do siebie. — Mogliby się, chociaż postarać...

— Wszystkie? Nie myślisz, chyba że przepuściłabym taką okazję Jemiołowy Pysku. Zresztą uważaj, kogo nazywasz zapchlonym futrem.

Kocur drgnął zaskoczony, ale nie można było po nim poznać, że nie zauważył nadejścia białej kocicy. Zadrapał pazurami ziemię, zostawiając w niej głębokie bruzdy i jednocześnie utkwił wzrok w przybyłej.

— Nie pozwalaj sobie Ranna Ciszo. Nie miałabyś szans w starciu ze mną — zawarczał.

— Tak jasne. I jeszcze błagałabym cię, abyś mnie nie zabijał — miauknęła tamta sarkastycznie, siadając długość lisa od Jemiołowego Pyska. — Nie kłóćmy się i poczekajmy na innych. Potem zobaczymy, kto jest lepszy. Chociaż chętnie rozszarpałabym teraz te twoje śliczne uszka.

***

Rudy pręgowany kot zdyszany wpadł na polanę zapełnioną półprzeźroczystymi postaciami. Miał szczerą nadzieję, że się nie spóźnił. Gdyby tak było, obecne tu koty zaraz obrałyby go sobie na kozła ofiarnego i prawdopodobnie, jeśli już nie byłoby po nim, to nabawiłby się jakichś długotrwałych urazów. Przeszedł jeszcze parę kroków i zaczepił szarego kocura siedzącego na kępie wymizerowanych paproci.

— Coś już się zadziało? — zapytał szorstkim głosem.

Tamten spojrzał na niego z pode łba.

— Czekamy na więcej członków. W tyle kotów nic nie zdziałamy. A wiesz chyba, po co się tu zebraliśmy — odparł.

Rudy pokiwał głową i przysiadł obok w błocie.

***

Beżowa kocica przemknęła obok kolejnej grupy ciemnych postaci i zatrzymała się z poślizgiem przed ogromnym głazem. Widząc, że nikt nie kwapi się, aby pierwszy przemówić, zaraz na niego wskoczyła. Śpieszyła się okropnie, aby rozwiązać tę sprawę. To nie mogło się aż tak odwlekać w czasie.

— Koty z Mrocznej Puszczy! — zawołała donośnym głosem, o który nikt by jej nie podejrzewał. — Naszedł czas, aby się zdecydować, co zrobić z tymi parszywymi klanami! Sugestie? — przeszła od razu do sedna.

Przez polanę wypełnioną złymi duchami przeszedł szmer. Zaobserwować się dało jakiś ruch. Wreszcie jakiś blady kot przemówił:

— Kto dał ci prawo dowodzenia Osikowe Serce.

Kotka parsknęła. I z wyższością spojrzała na zgromadzone u spodu skały koty.

— Nikt jakoś nie odważył się przemówić, co? Wzięłam ten ciężar na siebie, to powinniście być mi raczej wdzięczni. Pytam jeszcze raz: jakieś sugestie? — odpowiedziała, ignorując niezadowolonego pobratymca. — Żadnych? Nie będziemy tu stać wieki — dodała zniecierpliwiona.

Dookoła panowała cisza. Nikt nic nie mówił. Słychać było każdy oddech.

Osikowe Serce zadrżała z wściekłości. Niemożliwe, aby te na wskroś złe koty nie wiedziały co zrobić! Żadnej inicjatywy! Kompletnie nic! Mysie móżdżki! Idioci! Zawarczała i zeskoczyła ze skały. Gdy przechodziła przez polanę, tłum kotów rozstępował się przed nią, jak gdyby bojąc się jej reakcji. To jeszcze bardziej rozsierdziło kocicę.

— I wy się nazywacie kotami z Mrocznej Puszczy! — zawołała z oburzeniem.

Właściwie spotkanie było zakończone. Beżowa wojowniczka tylko prychnęła jeszcze i ruszyła między zbutwiałe drzewa. Jej nadzieje poległy. A tak chciała się zemścić na tych klanach! Na losowych kotach poznanych tylko przez widzenie nie można chyba jednak polegać. Już miała zniknąć w leśnym gąszczu, gdy z tyłu dobiegł ją gładki rozbawiony koci głos.

— Hmmm... Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

Osikowe Serce odwróciła się tak zdziwiona, że aż zapomniała się zezłościć.

— Co jest — warknęła niepewnie.

Przed nią stała smukła czarna kotka o pięknych złocistych oczach. Nieznajomej drgały wąsy.

— Słyszałam, co się stało. Nie brałam nigdy na poważnie tego spotkania, bo i tak wiedziałam, że z tego nic nie będzie. Ale... pomyślałam teraz, że to może jedyna okazja do zniszczenia naszych wrogów. Dlatego cię odszukałam.

— Po co? I kim ty w ogóle jesteś?

Czarna wojowniczka uśmiechnęła się dziwnie. Beżowa zadrżała. Nieznajoma pomimo powierzchniowej wesołości roztaczała mroczną, niebezpieczną aurę. Kocica pomyślała, że warto by było mieć taką sojuszniczkę.

— Ja? Ja jestem Północny Zew i sądzę... sądzę, że znalazłam sposób jak pozbyć się Klanów. Na zawsze.

Wojownicy: Próba Wojowników | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz