6. Niepokonani

119 60 25
                                    

– Chyba mamy chwilę spokoju. – Anderson odetchnął z ulgą. – Może w końcu wytłumaczyłbyś mi, kim wy w ogóle jesteście. Ty i twój kolega. 

– Nie znam tego człowieka! – wypalił David. – Przecież jeszcze dzisiaj zwyczajnie robiłem księgowość w tym departamencie – wskazał za plecy, w stronę komisariatu – aż tu nagle pojawiają się te kruki i ten... obłąkaniec. Gdyby nie tamten facet z zakrytą twarzą pewnie byłbym teraz trupem! To ja tutaj powinienem liczyć na jakieś wyjaśnienia.

– Chwila moment. Niczego nie wiesz? Jesteś... cywilem?

Phillips powoli pokiwał głową.

– Legion, Pocisk, Bystrzy... Nic?

Odpowiedź była przecząca.

– Boże, chłopie. Od czego zacząć? Teraz to trzeba cię już jakoś wtajemniczyć. – Edward podrapał się po głowie. – No dobra.... Zacznijmy od Alchemii... Widzisz, ta, którą się posługujemy, ze swoją tradycyjną odmianą nie ma już raczej wiele wspólnego. Główną różnicą jest tutaj dodatek ludzkiego pierwiastka. Jakby to ująć w najmniej zawiły sposób...? Powiedzmy, że reakcje alchemiczne wymagają zasilania i w tym celu alchemicy — tacy jak ja — wykorzystują najczęściej energię swoich własnych dusz... Dobra, to chyba było jednak trochę zawiłe... A pieprzyć to. Magia jest prawdziwa, a my jesteśmy cholernymi czarodziejami, jasne? – stwierdził ze zrezygnowaniem. – Tak, tak, zdaję sobie sprawę. To może być dużo do przetrawienia.

– Wiesz co? Przy "magicznych tarczach" jakby zacząłem już coś podejrzewać.

Anderson uśmiechnął się pod nosem.

– Rozumiem – powiedział. – Co chcesz w takim razie wiedzieć?

– Myślę, że to raczej średnio prawdopodobne, żeby wszyscy nagle uparli się na komplementowanie mojej inteligencji...

– Bystrzy, tak? – Kierowca poprawił lusterko. – Najprościej rzecz ujmując, bycie jednym wzbogaca wygenerowane przez ciebie instancje o specjalną...

– Instancje? – przerwał mu, gubiąc się już na samym początku. – Czyli co?

– Ehh... Dobrym przykładem są chyba płomienie, którymi niedawno miałeś okazję się pobawić. Ogólnie chodzi o obiekty lub zjawiska stworzone za pomocą Alchemii. 

– Okej.

– No i o czym ja to...? A no tak... i to wzbogaca je o specjalną właściwość. Przy jakimkolwiek kontakcie z obcą instancją twoja pochłonie moc tej drugiej. Zaklęcia przeciwnika w gruncie rzeczy będą tylko paliwem dla twoich. Dla przykładu stworzone przez ciebie płomienie po takiej interakcji staną się większe, gorętsze... i tak dalej. – Mężczyzna westchnął. – Czuję, że kaleczę to całe wyjaśnienie. Gdyby tylko był tutaj Louis... Lepiej by ci to wszystko wytłumaczył.

– Znajomy?

– Dużo, dużo gorzej. – Edward uśmiechnął się. – Brat! Ogółem to możesz żałować, że nie umiesz jeszcze tworzyć własnych barier. Tarcza wzmacniająca się z każdym atakiem! Umiesz to sobie wyobrazić? Byłbyś wtedy praktycznie niepokonany!

– Możesz powiedzieć mi, jak to się robi? – spytał księgowy, zafascynowany słowami alchemika.

– Mógłbym. Ale zakładając, że masz talent, opanowanie tej zdolności i tak zajęłoby ci dobre parę tygodni. Przynajmniej ze mną tyle to trwało.

Dave przez chwilę kontemplował zasłyszane informacje.

– To całe pochłanianie to coś rzadkiego? – spytał w końcu.

Bullet TimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz