3. Krąg

110 62 9
                                    

Krótkie, czarne włosy Amelii Ashbrook podobnie jak poły jej szarego płaszcza wściekle trzepotały na wietrze. Pierścień na palcu młodej kobiety połyskiwał raz za razem, odbijając światła mijanych latarni ulicznych. 

– Idiota, idiota, idiota! – wykrzyczała nie pierwszy już raz dzisiejszego dnia. – Czemu ten pieprzony kretyn nikogo nie słucha?!

Amelia miała w tym momencie straszliwe pragnienie wyładowania na czymś agresji. Dręczyło ono ją do tego stopnia, że mogłaby teraz wejść do właściwie któregokolwiek baru w okolicy i zacząć tłuc pierwszego, lepszego faceta, który by się jej nawinął. Wyszłaby z tego dobra sesja terapeutyczna, nawet jeśli na końcu to dziewczyna okazałaby się osobą z największą ilością siniaków.

Ale nie. Na razie musiała zadowolić się nerwowym ściskaniem kierownicy swojego motoru — aż do zbielenia palców — i pozwolić emocjom gotować się w jej wnętrzu.

Czy te sukinsyny zmówiły się, żeby bez przerwy zastawiać mi drogę?! – Machinalnie manewrowała między kolejnymi piekielnie powolnymi pojazdami, przekraczając przy tym chyba wszystkie możliwe ograniczenia prędkości. Musiała jak najszybciej dostać się na komisariat policji w Springfield, odnaleźć Edwarda i wyciągnąć go z potwornych tarapatów, w które sam się z resztą wpakował. Na dodatek zaczęło zbierać się na deszcz. Świetnie! Zupełnie jakby świat uznał, że młoda kobieta ma teraz zbyt mało zmartwień na głowie.

Piskliwy dźwięk klaksonu wyrwał ją z ponurych myśli. Wyglądało na to, że musiała wymusić pierwszeństwo na ostatnim skrzyżowaniu. 

– Ja ci zaraz dam... – warknęła pod nosem i choć natrętny kierowca nie miał już najmniejszych szans, żeby to zobaczyć, wystawiła za plecy środkowy palec.

Działania Andersona na przestrzeni ostatnich dni były dla Ashbrook niemałą zagadką. Trudno było określić, czy są przejawem skrajnego heroizmu... czy może raczej skrajnej głupoty. Bo jak inaczej wytłumaczyć nagłe zniknięcie i samotną próbę odzyskania Pocisku? Młoda kobieta zgrzytała zębami, przypominając sobie słowa Edwarda.

– "Zajmuję się tym prawie dekadę dłużej", co? "O mnie nie trzeba się martwić", co?! Dałeś się złapać policji, kretynie! Legion depcze ci po piętach!

Amelia bała się. Mało tego — była wręcz przerażona. Zdradziła ją pojedyncza łza, która spłynęła do połowy jej policzka tylko by zostać zaraz porwaną przez nieubłagany pęd powietrza. Gniew był dla niej maską, która dodawała odwagi, pochodnią, która trzymała na odległość sforę wygłodniałych wilków. Młoda kobieta nie wiedziała tylko, jak długo będzie jeszcze w stanie odpędzać ten zaciskający się krąg krwiożerczych bestii. Krąg zimnego, paraliżującego strachu. Mimo wszystko Anderson był jej przyjacielem, a ona nie mogła sobie pozwolić na utratę kolejnego z nich.

Bullet TimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz