7. Pogoń

104 61 9
                                    

Phillips postanowił, że prośby o kolejne wyjaśnienia zostawi sobie na później, bo chociaż wiele pytań cisnęło mu się na usta, nietrudno było zauważyć, że mają teraz większe problemy na głowie. Pełen obaw przykleił się do bocznej szyby. Chciał ustalić, na co Amelia tak gorączkowo wskazuje. Nie mogąc dostrzec nic wartego uwagi, błądził spojrzeniem po przewijającej się za oknem miejskiej zabudowie.

– O co jej... – Język uwiązł mu w gardle. Wreszcie i on zobaczył zwinny cień przemykający z ogromną prędkością po dachach mijanych budynków.

To są już jakieś zasrane żarty – pomyślał.

– Nie rób takiej przerażonej miny, tylko opuszczaj tę szybę! – zerwał się Anderson. – Musisz rozbić jego tarczę!

– Jasne. Da się zrobić... Bułka z masłem.

– Wystarczy, że trafisz go tylko raz. Rozumiesz? Tylko raz! – Alchemik wystawił pojedynczy palec prosto w twarz księgowego. – Twoja kula pochłonie jego barierę, a Amelia zajmie się resztą!

– Dobra – Bystry zaczął bardziej stanowczym tonem. – Biorę wybuchową amunicję.

Edward spojrzał na niego jak na kompletnego wariata.

– Oszalałeś?! Chcesz zrujnować całą okolicę?

David był ostatecznie zmuszony do załadowania cylindra jedynie nabojami bez żadnych ekscytujących efektów.

Kładł właśnie rękę na korbce do opuszczania szyby, gdy w odgłosy ulewy zacinającej o karoserię wmieszały się ostre nuty pierwszych wystrzałów. To Ashbrook posyłała w stronę ich nieustępliwego prześladowcy kolejne pociski. Pierwsze opróżnione sztuki amunicji upadły na jezdnię. We wstecznym lusterku zdumiony mężczyzna obserwował, jak łuski po odbiciu się od asfaltowej nawierzchni znikają w niewielkich eksplozjach fioletowego ognia.

– Na co jeszcze czekasz? – Anderson wrzucił wyższy bieg. – Trzeba jej pomóc!

Phillips energicznie zakręcił korbką. Chłodne, nocne powietrze wdarło się do wnętrza pojazdu, przyprawiając o ciarki. Wziął głęboki oddech, złapał lewą ręką za uchwyt nad siedzeniem pasażera i w prawej dłoni ściskając rewolwer, wysunął górną połowę ciała przez uchylone okno. Krople deszczu momentalnie uderzyły go w twarz.

Co ja, do cholery, wyprawiam?! – Przeraziła go odrobinę jego własna odwaga. Zastanawiającym było tylko, czy nie myli jej przypadkiem z kompletnym brakiem zdrowego rozsądku.

Amelia puściła w stronę nieprzyjaciela kolejną salwę. Błękitne rozbłyski sferycznej bariery widoczne w ciemności na ułamki sekund świadczyły zarówno o celności, jak i braku skuteczności strzałów. Teraz był jego moment.

Księgowy mógłby być z siebie dumny. Jednak tylko po założeniu, że antena satelitarna na mijanej kamienicy była tym, w co starał się trafić. Sukinsyn – pomyślał, kiedy jego cel zniknął za billboardem zachęcającym do skorzystania z usług lokalnego psychologa. Upiór miał już najwyraźniej dosyć przemykanie w półmroku, bo po wypadnięciu zza reklamy znacznie zbliżył się do drogi. Biegnąc praktycznie na krawędzi dachów, pozwolił, by latarnie uliczne oświetliły jego mroczną sylwetkę.

Kapelusz zgubił dawno, już w momencie, gdy zamaskowany mężczyzna celnym strzałem zmienił jego głowę w krwawą miazgę. Wszystko wskazywało na to, że utratę połowy czaszki zdołał już bez większych problemów rozchodzić. Pomijając jednak zdumiewający powrót do świata żywych tym, co wywoływało największy szok, był zdecydowanie sposób, w jaki poruszało się ciało Victora. Sposób — lekko rzecz ujmując — dziwaczny i niepokojący.

Bullet TimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz