Rozdział XVIII

26 5 0
                                    

— Każdy uczeń, jak i wojownik, przejdzie dodatkowe szkolenie bitewne, za dwa dni o wschodzie słońca. — miauknął spokojnie Rzeczna Gwiazda, przyglądając się Klanowi. — Za około trzy wschody słońca, ruszamy, by odbić terytorium. Nie chcemy rozlewu krwi, więc na początku rozegramy to pokojowo.

Na polanie rozległy się pomruki aprobaty, a po chwili zamieniły się one w okrzyki. Wiele kotów wysuwało pazury i stroszyło futro. Napięłam nieprzyjemnie mięśnie. Czy ja też pójdę do bitwy, skoro nie potrafię walczyć? Chociaż w sumie... trzy wschody słońca, to naprawdę średni odcinek czasu. Nauczę się na tyle, by uczestniczyć w bitwie? Zresztą, przecież za mną już dwa księżyce szkolenia, powinnam umieć chociaż podstawy walki! To nie moja wina, a Górskiego Szczytu.

Położyłam uszy po sobie.

— Mamo, ale to nie fair! — usłyszałam miauknięcie Szafirka gdzieś za sobą. — Gdyby nie Ślepa Łapa, to my też byśmy poszli do bitwy! Poza tym, umiem walczyć. Lewek potwierdzi!

Dalej usłyszałam jedynie poirytowane fuknięcie, zapewne Złotego Skrzydła i szepcząc powiedziała coś do kociaków uciszając je, jednak nie dosłyszałam jej słów. Zamrugałam parę razy, gdy koty zaczęły się rozpraszać po obozie; zapewne Rzeczna Gwiazda zakończył zebranie, gdy ja nie uważałam.

Zmrużyłam za chwilę oczy i wstałam. Dopiero teraz odczułam, jaka byłam zmęczona; mało co jadłam i wstałam wcześnie.

Rozejrzałam się i poszłam w stronę Legowiska Uczniów. Gdy byłam w połowie drogi, podszedł do mnie Górski Szczyt; jego oczy błyszczały przebiegle w świetle księżyca i Srebrnej Skóry. Za niedługo zgromadzenie...

— Zobaczymy jutro, co potrafisz. — warkną mentor. — Jestem ciekaw twojej śmierci.

* * * *

Zamrugałam w lekkim świetle świtu, przeciągnęłam się na posłaniu z mchu i wyszłam z Legowiska. Nawet nie zdążyłam zjeść, gdy przy wyjściu z obozu czekał Górski Szczyt co było jasnym znakiem, że czas ruszać na szkolenie. Chociaż pewnie każdy by się cieszył z ćwiczeń walki, to ja nie byłam jakoś bardzo podekscytowana. Widmo bitwy majaczyło mi przed oczami, a poza tym nadal bałam się Górskiego Szczytu po tym, jak zabił Pluskający Potok.

Słońce dopiero wyłaniało się z widnokręgu, przyprawiając niebo o różowe i żółte barwy. Postrzępione chmury wolno płynęły na niebie, a letni wietrzyk powiewał między drzewami i krzewami.

Tłumiąc westchnienie niepokoju, podeszłam do Górskiego Szczytu i skinęłam mu w milczeniu głową. Myślę, że mentor nie zauważył tego gestu, gdyż nawet nie patrząc na mnie ruszył z miejsca i znikną w poszyciu leśnym. Nie zostało mi wiele, niż ruszyć za nim. Bardziej podążając za zapachem, niż za widokiem, pobiegłam za ciemnym kocurem przez las. Niewiele zajęło, bym wyszła na niewielką, piaszczystą kotlinę, gdzie można było przeprowadzać treningi.

Kotlina była dookoła porośnięta drzewami i krzewami, które dawały cień na piasku i sprawiały, że był w pewnych miejscach przyjemnie chłodny. Minusem jest to, że podczas deszczu albo mocnych odwilży, błoto się tutaj utrzymuje dość długo.

Spojrzałam na Górski Szczyt i przysiadłam w cieniu na piasku.

— Koty z Klanu Wysokich Traw są umięśnione i chytre, za to koty Klanu Zamglonych Polan szybkie i, jak na swoją wielkość, gdyż są drobne, są silne. Jednak to my jesteśmy najzwinniejsi i najlepiej wspinamy się na drzewa liściaste. Trzeba to wykorzystać podczas walki. — wytłumaczył obojętnie, jakby mówił mi to już ze sto razy. Nadstawiłam uszu, przesuwając swój wzrok na piasek pod łapami.

Wojownicy||Skały Potoku||TOM I|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz