Rozdział XXI

37 5 0
                                    

Otworzyłam oczy, mrugając, by wyostrzył mi się wzrok. Dopiero po chwili zorientowałam, że nie znajduję się w moim legowisku, czyli bardziej tam, gdzie powinnam, tylko w... tym samym mrocznym lesie, gdzie zazwyczaj spotykałam tą tajemniczą kotkę. Gdy sobie zdałam z tego sprawę, mimo woli się najeżyłam.

Gdy powróciły wszystkie patrole, klan usiadł, dzieląc się zwierzyną. Tak jakoś wyszło, że musiałam zjeść sama. Nie będąc zmęczona, lecz przytłoczona tym wszystkim, poszłam prawie zaraz spać.

— Wiem, że gdzieś tutaj jesteś — mruknęłam przeciągle, patrząc na drzewa, powoli przestępując z łapy na łapę.

Krążyłam jeszcze przez chwilę tak bez celu, rozglądając się. Dopiero po chwili w kącie zdrowego oka mignęło mi to już nawet zbyt dobrze znane czarne futro. Zjeżyłam się, przystając.

— Co tym razem chcesz? — syknęłam, gdy czarna kotka pojawiła się przede mną. — Czego oczekujesz? Co tym razem chcesz mi zabrać?

Gdybym się nie pohamowała, zadawane pytania ciągnęły by się jeszcze długo. Więc zamilkłam, patrząc jedynie w bursztynowe oczy kotki.

Ona również milczała, patrząc na mnie przenikliwym oraz zimnym wzrokiem. Przekręciłam lekko głowę, mrużąc podejrzliwie oczy. W każdej chwili kotka mogła na mnie skoczyć. Zabić, zranić, oślepić, lub zrobić cokolwiek innego.

Wpatrując się w oczy kotki, nagle zaczęło się wszystko rozmywać. Już myślałam, że się obudzę, jednak gdy spowiło mnie nagłe światło, nadal nie byłam w swoim posłaniu. Znajdowałam się na jakiejś skalnej ścieżce, a strzelając, uznałam, że to zapewne ścieżka do Gwiezdnego Wodospadu.

Gdy spojrzałam dalej, zauważyłam... tajemniczą kotkę ze snów? Tak, to na pewno była ona. Zdążyłam przypatrzeć się jej wizerunkowi dość razy, by ją rozpoznać. Przyszpilała do ziemi jakiegoś białego kocura; oba koty miały najeżone futra i furię w oczach, a białe futro drugiego kota barwiły już drobne czerwone plamy.

Nastroszyłam futro, w obawie że mnie dostrzegą, jednak, nawet jeśli byłam widoczna, to walczące koty nie zwracały na mnie uwagi. Wydawało mi się, że byłam we... wspomnieniu.

A jeśli tak, to...

Moją myśl przerwał głos mrocznej kotki z moich snów.

— Nie jestem Burzliwe Niebo, zabieraj to wstrętne, Klanowe imię ode mnie! Już nigdy nie będę Burzliwym Niebem. Jestem Burza i nic tego nie zmieni — syknęła kotka, półszeptem. Podeszłam trochę bliżej, by lepiej słyszeć.

Burzliwe Niebo. Burza. Ta tajemnicza kotka nazywa się Burza? Nazywała się Burzliwe Niebo, czyli była w klanie. Była.

Milczałam, czekając, jak potoczy się konwersacja.

— Ten znak... od Klanu Gwiazd to tak naprawdę kłamstwo, prawda? — syknęła z głosem przebarwionym odrazą taje- nie, teraz to jest... Burza.

Medyk syknął w odpowiedzi, próbując się poderwać. Bezskutecznie.

— Ależ skąd! Jestem medykiem, nie zatajam znaków od Klanu Gwiazd, nigdy bym tego nie zrobił! — warkną, kładąc uszy po sobie.

Próbując szybko połączyć fakty, patrzyłam na to z tyłu. Burza walczyła z medykiem, o jakiś znak, który był ponoć sfałszowany. Trochę – a nawet bardzo... – to skomplikowane.

— Mówisz tak, ponieważ stoisz przed Klanem Gwiazd, prawda? Gwiezdny Wodospad oraz ta ścieżka to święte miejsca, chyba nie zamierzasz kłamać wprost w oczy swoich przodków? — szepnęła Burza medykowi do ucha, a ja musiałam je nadstawić w tamtym kierunku, by dobrze ją usłyszeć. Po chwili zauważyłam, że czarna kotka wbija boleśnie pazury w barki kocura.

Wojownicy||Skały Potoku||TOM I|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz