2

107 9 9
                                    

Ku mojemu zdziwieniu obudziłam się na dywanie, ze snu wydobył mnie dźwięk tłuczenia szkła Jak się okazało był to mój piesek, który zrzucił ze stołu jedną z pozostawionych tam szklanek.

Mój pies jest owczarkiem australijskim, ma rożno-kolorowe oczka i wabi się Hektor, to oczywiście imię po piesku z placu. Hektor uwielbia się przytulać do wszystkich. Ale równie dobrze się sprawdza jako pies obronny, nie będzie się wahać nad atakiem. Miał dobrą trenerkę, czyli mnie, nauczyłam go dużej ilości komend.

- Hektor...- podniosłam się z ziemi, a pies od razu się na mnie rzucił, bym go pogłaskała.

- Zanim się przeprowadzisz będziesz musiała tu nieco posprzątać. - zaśmiał się mój tata wchodząc do pomieszczenia.

Rozejrzałam się po całym pokoju. Był on w okropnym stanie, na stole, blacie i szafkach stały kubki i talerze, a na podłodze było pełno papierków i po incydencie ze szklanką jeszcze szkło.

Niezadowolona wstałam i zaczęłam sprzątanie, nienawidziłam tego, ale po przypomnieniu sobie o prezencie od mojego taty, było mi jakoś łatwiej z tym wszystkim. A nawet przyspieszyłam całą robotę i uwinęłam się dość szybko.

Mój tata w między czasie zrobił nam śniadanie, które później wspólnie zjedliśmy. A od razu po nim udałam się do swojego pokoju i zaczęłam się pakować. Nie miałam czasu do stracenia, chciałam zobaczyć plac jak najszybciej.

- Niestety młoda damo, ale będę musiał cię rozczarować. - zaczął mój ojciec wchodząc do pokoju. - Dziś na pewno się nie wyprowadzisz, patrząc na ilość twoich rzeczy i kłopot z transportem. Po za tym, chcesz tak po prostu z dnia, na dzień jechać na Węgry i zacząć sobie tam układać życie?

- Cóż zapomniałam, że tym razem jadę sama... - zamyśliłam się.

- Przez jakiś czas na pewno będę ci przesyłał pieniądze, na jedzenie, rachunki i takie tam, ale mam nadzieję, że znajdziesz sobie jakaś pracę.

- Coś na się znajdzie. - uśmiechnęłam się. 

Ojciec chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale słysząc pukanie do drzwi odpuścił i poszedł otworzyć. A więc wróciłam do pakowania, co jakiś czas napotykając na stare zapomniane lub najzwyczajniej w świecie zgubione rzeczy. Jak na przykład mój stary szkicownik.

Usiadłam na łóżku i zaczęłam go przeglądać, był to ten szkicownik, w którym malowałam ogród botaniczny i ten, który zabrał Feri Acz, po czym go zwrócił. I ten, w którym brakowało jednej strony. Do tej pory nie mam pojęcia co się z nią stało.

- Y/N! Przyjaciele po ciebie przyszli! - krzyknął z dołu mój ojciec.

- Cholera... - powiedziałam sama do siebie, wyglądałam obecnie, jak bezdomny więc szybko rzuciłam się do łazienki, po drodze zbierając losowe, świeże ciuchy.

- Chwila! - krzyknęłam, po czym przebrałam się, umyłam zęby i ułożyłam włosy. Wszystko to w trochę więcej niż dziesięć minut.

- Y/N! - krzyknął  ponownie mój tata.

-Już, już! - krzyknęłam sięgając po torbę i pakując w nią potrzebne rzeczy.

Wyszłam ze swojego pokoju, a w salonie zastałam mojego tatę i moich znajomych. Czyli Igora, Marcelinę oraz Kornela. 

- Cześć! - przywitałam się z nimi, uśmiechając się niezręcznie.

- No nareszcie. - zaśmiał się Kornel.

- Co tak długo? - zapytała Marcelina.

- Dzień dobry Y/N. - przywitał się jedyny normalny Igor.

- Jeśli wychodzisz, to weźmiesz od razu psa na spacer. - powiedział mój tata podając mi smycz.

Ostatni taniec [Czonakosz x reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz