6

96 7 5
                                    

Obudziłam się o ósmej rano. Zaczęłam swój dzień od swojej zwykłej rutyny porannej, po czym wyszłam z domu, z psem.  Zdecydowałam się udać na targ, w końcu dopiero tu przybyłam i nie mam nic do jedzenia.

A więc ruszyłam w stronę targu, mając nadzieję, że po czterech latach dalej jest w tym samym miejscu. I na całe szczęście okazało się, że był. Kupiłam jedzenie oraz parę innych rzeczy, których mi brakowało w domu. I tak wypatrując przeróżnych przedmiotów po kolei, skończyłam z czterema siatkami.

- Hektor stop! - krzyknęłam, gdy pies zaczął przyspieszać, na widok kota.

Ale zanim mój pies zwolnił, kot się wystraszył i zaczął syczeć, co spowodowało, że Hektor wcale nie chciał się zatrzymać i brał zwierzę za zagrożenie. Mimo moich komend, mój pupil nie zatrzymał się dopóki kot nie wskoczył na murek. Byłam zła na psa, bo połowa moich rzeczy wylądowała na ziemi, ale w końcu to tylko zwierzak, nie powstrzymam jego instynktów. 

- Pomóc Pani? - zapytał chłopak, który bardzo mi kogoś przypominał. 

- Byłoby bardzo miło. - odpowiedziałam.

Chłopak mi pomógł, a ja przez cały czas próbowałam rozgryźć kogo mi przypomina. Ale poddałam się i po prostu zbierałam swoje rzeczy.  

- Dziękuję. 

- Nie ma sprawy. - chłopak chwilę na mnie patrzył i się zastanawiał. - Może dziwnie to zabrzmi, ale przypomina mi Pani kogoś. Mógłbym zapytać Panią o imię?

- Y/N Black. - przedstawiłam się i podałam mu rękę. Chłopak bardzo się uśmiechnął, ale po chwili posmutniał.

- Jestem Deżo Gereb. - powiedział, a mnie zatkało.

- Gereb?! Wyglądasz świetnie! - podekscytowałam się, zapominając o przeszłości.

- Dziękuję, ty też wyglądasz bardzo ładnie, skąd wzięłaś się znów w Budapeszcie? - zapytał.

- Odkąd się przeprowadziłam do Polski, postanowiłam, że jak dorosnę przeprowadzę się tu. I tak też się stało. Ostatnio miałam osiemnastkę i dostałam w prezencie, od taty, klucze do naszego byłego mieszkania. 

- Miło cię widzieć znów Y/N, dużo się wydarzyło, jak ciebie nie było. 

- Wiem, wczoraj spotkałam Feriego Acza i opowiedział mi o wszystkim. Ale chciałabym usłyszeć, co działo się z tobą przez te cztery lata.

- Z chęcią ci opowiem. - uśmiechnął się. 

Chłopak opowiedział mi bardzo dużo, jednocześnie mnie odprowadził do domu i pomógł mi z zakupami. Za to Hektor jakby nigdy nic łasił się do mnie okropnie, położył się nawet na plecach, mając nadzieję, że podrapię go po brzuszku. No i jego słodki pyszczek mnie przekonał i zrobiłam to, o co mnie prosił.

- Dziękuję za pomoc. - uśmiechnęłam się. 

- Nie ma za co. - Spojrzałam na zegarek.

- 14:26 - powiedziałam sama do siebie. - Cholerka!

- Coś się stało? - zapytał zdezorientowany Deżo. 

- Jestem umówiona z Aczem, obiecał, że dziś udamy się do Boki, bo chcę się dowiedzieć, co dzieję się z Czonakoszem, bardzo chcę go spotkać.

- Czonakosz... - zamyślił się. - Nie widziałem go od dawna, więc mimo, że chciałbym ci pomóc, to nie wiem nic. - Posmutniałam, coś musi być na rzeczy, jeśli nikt nic nie wie, mimo wszystko postanowiłam się nie poddawać, muszę go znaleźć. 

Czekając na Feriego zrobiłam Gerebowi herbatę, a sama zabrałam się za rozpakowywanie zakupów. Rozmawiałam w tym czasie z Deżo i z wszystkiego co mi mówił najbardziej zaciekawiła mnie informacja, że Czonakosz, jeszcze gdy plac istniał, pisał do mnie listy. 

- Ale ja nigdy nie dostałam żadnego listu... 

- To dziwne, jestem pewien, że je wysyłał. Raz nawet poszedłem z nim, bo sam chciałem ci coś wysłać. 

- Na jaki adres to wysłaliście? 

- No na "******, ul.******** */**" - powiedział.

- No tak, adres się zgadza.

- W takim razie dlaczego nic nie dostałaś? 

- Nie mam pojęcia. 

Nagle obydwoje usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

- To pewnie Feri. - powiedziałam i oboje udaliśmy się do przedpokoju.

- Dzień dobry Y/N. - powiedział. - I Gerebie. 

- Dzień dobry. - odpowiedziałam.

 - Cześć Feri. - uśmiechnął się Gereb.

- No i teraz wiem, że to ty Acz. - zaśmiałam się i wskazałam na jego ubiór, czyli czerwony sweter. Chłopak przewrócił oczami, ale również się zaśmiał. 

- Idziemy? - zapytał Acz.

- Idziemy! - podekscytowałam się

Ruszyliśmy w trójkę w stronę mi nie znaną, ale według Feriego do sklepu Boki. Szliśmy przez jakieś piętnaście minut, aż naszym oczom ukazał się mały lokal, na rogu jednej z kamienic. Weszliśmy do środka i od razu przywitał nas pracownik.

- Dzień dobry, w czym mogę służyć. - uśmiechnął się. - O! Feri, Gereb, miło was widzieć. 

- Cześć Boka. - przywitał się Deżo.

- Nam również miło cię widzieć Boka, ale jest ktoś, komu zależało bardziej. - wszyscy spojrzeli na mnie, Boka wyglądał na zdezorientowanego. 

- Cześć Boka. - powiedziałam. - To ja, Y/N. - uśmiechnęłam się do niego.

- Y/N! - chłopak wybiegł zza lady i mnie objął. - Jak ty dorośle wyglądasz Y/N! Wspaniale cię znowu widzieć! 

- Ciebie również Boka! Miło widzieć, że tak ci się powodzi, masz swój własny sklep! 

- Tak, jakoś sobie radzę. A co u ciebie? Co robisz w Budapeszcie?

------------

803 słowa! 

Mam nadzieję, że rozdział się podobał!!!

<3

Ostatni taniec [Czonakosz x reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz