Droga mijała spokojnie. Starałam się nie myśleć o placu, ale było to ciężkie, więc oglądałam widoki i słuchałam historii Pani Anny lub po prostu spałam.
- Stacja Budapeszt! - krzyknął mężczyzna, przez co się obudziłam.
- To nasza stacja panno Y/N. - powiedziała moja towarzyszka.
- Tak, już wstaję. - ucieszyłam się.
Wysiadłyśmy i odebrałyśmy nasze bagaże, po czym Pani Anna zaproponowała, że jej syn, który podjechał po nią na stację, zabierze również mnie. Stwierdziłam, że się zgodzę, bo i tak nie miałam innego transportu.
- To gdzie mam się kierować? - zapytał mężczyzna, był niewiele starszy ode mnie.
- Na ulicę św. Pawła. - powiedziałam, a powóz ruszył.
Rozglądałam się na wszystkie strony, powoli rozpoznając miejsca. Cieszył mnie widok rzeczy, które kojarzyły mi się z przyjaciółmi. Tak jak na przykład fabryka tabaki, pod którą śmialiśmy się z Czonakoszem, albo ogród botaniczny, w którym prawie zostaliśmy schwytani, podczas misji.
Nagle dopadł mnie okropny pesymizm, zaczęłam myśleć o wszystkich scenariuszach, tylko, że tych złych. Bo przecież, co jeśli nie odnajdę żadnego ze znajomych? Albo okaże się, że się przeprowadzili? A może już w ogóle mnie nie pamiętają ?!
- Jesteśmy! - wyrwał mnie z zamyślenia krzyk.
- Co? Jak to? Niemożliwe...
Wysiadłam z wozu i się rozejrzałam. Zobaczyłam znak z napisem "ulica św. Pawła", pobiegłam dalej i ujrzałam drugi taki znak tylko z ulicą Marii. Wróciłam biegiem go powozu, by upewnić się, że nie śpię.
Ale nie spałam... Wolałabym, aby był to jakiś chory koszmar. Jedyna rzecz, o której nie pomyślałam stała się naprawdę. Wpadłam w panikę i zaczęłam płakać, po prostu nie mogłam w to uwierzyć. W miejscu, byłego już, placu broni, stał jakiś dom, ktoś najwyraźniej wykupił ten teren i postanowił tu zamieszkać.
Padłam na kolana i nie mogłam przestać ryczeć, Pani Anna wraz z synem patrzyli na mnie, nie wiedzieli co zrobić. Podbiegł do mnie Hektor i zaczął zlizywać słone łzy z mojej twarzy.
- Wszystko dobrze? - podszedł do mnie chłopak, na oko w moim wieku.
- Cóż, nie... Aczkolwiek nie powinnam użalać się na środku drogi.
- Mógłbym jakoś pomóc? - dopytywał nieznajomy.
- A jest Pan w stanie cofnąć mnie w czasie cztery lata?
- Tego akurat nie potrafię. - podał mi rękę i pomógł mi wstać. - Aczkolwiek umiem tak.
Chłopak wyczarował chusteczkę, w zasadzie to wyjął ją z rękawa i zrobił to tak nieudolnie, że mnie to bardzo rozbawiło. Podziękowałam mu, a on zaproponował pomoc w przeniesieniu moich bagaży, na co nie chciałam się zgodzić, ale on się uparł.
- Dziękuję. - powiedziałam, gdy wniósł ostatni karton.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się.
- Jak mogę ci się odwdzięczyć?
- Nie trzeba, to drobiazg. - zastanowił się chwilę. - Chodź w sumie, miło byłoby napić się herbaty.
- Nie ma sprawy, już robię. Rozgość się.
Chłopak usiadł przy stoliku, a ja udałam się do kuchni z jednym z kartonów. Były w nim rzeczy do kuchni, w tym potrzebny mi czajnik. Zrobiłam dwie herbatki i udałam się do stołu, by usiąść razem z nim.
CZYTASZ
Ostatni taniec [Czonakosz x reader]
Hayran KurguKontynuacja książki "Ostatni list" Zapraszam do czytania :] Najprawdopodobniej nie zostanie dokończona, za co naprawdę przepraszam.