4

96 6 1
                                    

- Idiota... - przewróciłam oczami, a chłopak zaczął się śmiać głośniej, niż wcześniej. - Przyszłam ci powiedzieć, że wyjeżdżam już dziś. - nastała cisza.

- W takim razie... - był smutny, dało się to wyczytać z łatwością, z jego twarzy, mimo, że próbował to ukryć. - W takim razie, dzisiejszy dzień spędzimy razem!

Chłopak zaniósł szybko rzeczy swojej mamie i pociągnął mnie za rękę, wychodząc z kwiaciarni. Jedyne co zdążyłam zrobić to rzucić szybkie "Do widzenie", przed tym, jak znalazłam się na dworze. 

- To gdzie idziemy? - zapytałam. 

- Nie wiem, przed siebie. - odpowiedział, dalej idąc prosto.

- Czekaj! - krzyknęłam nagle.

- Co?! - zatrzymał się.

- Zostawiliśmy Hektora z twoją mamą! 

Wróciliśmy szybko do kwiaciarni, gdzie zastaliśmy panikującą mamę Igora i Hektora, który demolował cały sklep. Właściwie to nie było aż tak źle, zrzucił tylko parę doniczek. Zawołałam go i powiedziałam, że zapłacę za zniszczone kwiaty. Ale jego mama się na to nie zgodziło, a Igor zadeklarował, że on to posprząta później. Jego mama niezbyt w to uwierzyła, ale pozwoliła nam iść, sama coś czuje, że on tego nie posprząta.

No i ruszyliśmy dalej, w dalszym ciągu nie wiedziałam gdzie prowadzi mnie ten nienormalny człowiek. Liczyłam jedynie na to, że mnie nie porwie, bo akurat on to był nieprzewidywalny. Ale miałam psa po swojej stronie, wiec Igor nie ma ze mną żadnych szans. Po za tym, to ja pokonałam Feriego Acza.

- Jesteśmy! - powiedział, stając pod piekarnią. 

- Czemu piekarnia?

- Bo to nasza ulubiona piekarnia i jestem w cholerę głodny. - zaśmiał się.

Przewróciłam oczami i weszliśmy do środka, gdzie przywitała, nas ta sama co zawsze, kobieta. Igor poprosił o dwie drożdżówki, które dziewczyna mu od razu podała, a on zapłacił.

- Smacznego. - powiedziałam po wyjściu z lokalu, gdy chłopak zabrał się za jedzenie. - Daj mi moją. 

- Twoja? Czy ty myślałaś, że kupuję to dla ciebie? - zaczął się głośno śmiać, przez co zrobiło mi się głupio, a on po chwili zakrztusił się drożdżówką. 

I teraz to ja się śmiałam, co prawda nie powinnam, ale było to zabawne. A gdy już się ogarnął dał mi drugą drożdżówkę i życzył mi, abym ja również się udławiła.

- Dziękuję, to bardzo urocze z twojej strony. - powiedziałam sarkastycznie.

Udaliśmy się do parku, a na miejscu usiedliśmy na ławce i obserwowaliśmy ludzi, jak i zwierzątka. W pewnym momencie zaczęliśmy wymyślać o czym myślą przechodzący obok nas ludzie. Śmialiśmy się przy tym jak nienormalni, ale w pewnym momencie zapadła cisza.

- Ciężko mi się myśli o tym, że jutro cię już nie zobaczę. - powiedział nagle Igor.

- Zawsze możesz mnie odwiedzać, w końcu jesteśmy przyjaciółmi.

- Tak, jasne. Ale to nie będzie to samo...

- Dasz radę, masz przecież Kornela i Marcelinę. - próbowałam go pocieszyć.

Rozmawialiśmy i bawiliśmy się z Hektorem przez następne dwie godziny, później udaliśmy się jeszcze do mnie i tu spędziliśmy resztę czasu.

- Y/N! Pociąg odjeżdża za godzinę, jak chcesz zdążyć, to lepiej się już szykuj! - krzyknął mój tata.

Igor ponownie posmutniał, za to mi otwarły się szeroko oczy z radości i od razu złapałam za jedną z walizek. Igor pomógł mi znieść wszystko na dół i zapakować na wóz, który miał mnie zawieść na stację.

- To chyba tyle. - powiedziałam, kładąc ostatni karton na mój transport.

- Tak, wszystko. - potwierdził Igor. - Y/N, na pewno cię odwiedzę, ale mimo wszystko i tak będę tęsknić, z resztą Marcelina i Kornel również.

- Też będę tęsknić i to bardzo... Szkoda, że nie ma tu Kornela i Marceliny...

-  Y/N! - krzyknął zadyszany chłopak. - Musimy się z tobą pożegnać! 

Marcelina i Kornel biegli w moją stronę, po czym rzucili się na mnie i upadłam. Zaczęłam się z nich śmiać, ale po uspokojeniu się pożegnałam się z nimi, na poważnie, po czym wsiadłam na wóz.

Pies bez problemu wskoczył za mną, a zaraz za nim mój ojciec. I ruszyliśmy w stronę stacji, lecz zanim oddaliliśmy się na większą odległość, zdążyłam pomachać moim przyjaciołom.

Droga trwała kilkanaście minut, a na miejscu było mnóstwo ludzi. Niektórzy żegnali się z bliskimi, inni najzwyczajniej w świecie czekali na swój pociąg, a jeszcze inni pakowali bagaże do pojazdu, który już czekał na torach. Mój ojciec pomógł mi z moimi walizkami i kartonami, nie było ich dużo, ale miło było mieć pomoc.

- Będę tęsknić Y/N. - wtulił się we mnie. - Uważaj na siebie, proszę. I pamiętaj o listach. - mówił to ze  łzami w oczach.

- Też będę tęsknić. 

- Proszę wsiadać! - krzyknął mężczyzna. 

- Muszę iść. - powiedziałam szybko i wzięłam ze sobą psa, po czym wsiadłam do wagonu. 

Pomachałam jeszcze tacie przez szybę, a pociąg ruszył.

------------------------

782 słowa!!!

Nie jestem pewna czy można było zabierać psy na pociąg, w tamtych czasach. Ale uznajmy, że to bardzo wychowany pies. :]

Mam nadzieję, że się podobał!!! <3

Ostatni taniec [Czonakosz x reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz