- 21 -

335 13 3
                                    

Naomi od samego rana denerwowała się przed dzisiejszym wieczorem. Nawet obudziła się wcześnie rano, czując, jak z nerwów zaczyna boleć ją brzuch. Wierzyła, a raczej chciała wierzyć, że wszystko zakończy się pomyślnie. Wmawiała sobie, że nie ma czego się bać, ale dopiero teraz zaczynało naprawdę do niej docierać, na co się zgodziła. Miała spotkać znowu mężczyznę, który zniszczył ją i jej życie całkowicie bez odwrotu. Bała się, że nie będzie w stanie spojrzeć mu w oczy lub dostanie ataku, którego zresztą, odkąd zaczęła brać każdego wieczora tabletki, podarowane przez Nathaniela nie miała ani jednego. Nawet spokojnie sypiała, nie budząc się zlana potem. Było to przyjemne, a spotykając znowu jej największy koszmar, miała wrażenie, że wszystko powróci.

Chciała zaufać Nathanielowi i wierzyć w jego „obietnicę", że nic się jej nie stanie. Zresztą to, co wydarzyło się wczoraj... Właśnie. Co wydarzyło się wczoraj? Wciąż nie mogła w to uwierzyć i nie wiedziała, czy przypadkiem nie było to snem, czy zmyśloną historią. Przed snem próbowała sobie przypomnieć ten delikatny pocałunek czy to nie było przypadkiem delikatne muśnięcie palcami. Nie mieściło jej się to w głowie, bo.. Nathaniel Walker ją właśnie pocałował?

Schodząc w dół do jadalni, kilka minut przed porą śniadaniową, spotkała Jimmiego, który nie wyglądał na zbytnio wyspanego. Musiał mieć ciężką noc. Jednak mimo wszystko, widząc Naomi, na jego ustach wymalował się szczery uśmiech.

— Witaj w ten piękny poranek. — Powiedział, ziewając.

— Dzień dobry.

— Jakie dzień dobry? Cześć, siema, yollo, a nie dzień dobry. Dzień dobry będziesz mi mówić, jak pójdę na emeryturę. — Poprawił ją, na co Nao speszyła się lekko. — Po obiedzie czeka cię wielka metamorfoza. Jesteś gotowa?

Spojrzała na niego z zaciekawieniem, nie będąc pewna, o czym mówił. Jej metamorfoza?

— Metamorfoza?

— Wracamy do starej Naomi Evans, a przede wszystkim wracamy do ciemnych włosów. Zresztą zmieniasz się. — Powiedział, otwierając przed nią drzwi do jadalni. — Nabierasz ciała, rumieńców i ey yo Nathaniel Walker i Lucas Brown! — Wykrzyczał szczęśliwy, widząc dwójkę mężczyzn przy stole zjadających się śniadaniem. Naomi wzrok od razu skierował się w stronę Nathana, który nawet na nią nie spojrzał. Miał na sobie jak zwykle białą koszulę z odpiętymi kilkoma guzikami przy szyi oraz podwinięte rękawy, dzięki czemu jego żylaste dłonie zostały odsłonięte. No i ciemne spodnie — czyli typowy wygląd, do którego wszyscy przywykli.

Ukłoniła się lekko i usiadła. Zaciskając swoje dłonie pod stołem, czuła, jak jej policzki zaczynają robić się coraz to cieplejsze. Tak dziwnie było siadać po wczorajszym wydarzeniu przy mężczyźnie, a co dopiero fakt, że dzisiaj spędzi z nim cały wieczór. Może naprawdę sobie ten pocałunek zmyśliła?

— Humor dopisuje? — Spytał Brown, podając mu półmisek.

— Nie wyspałem się, jak cholera, ale to już dzisiaj, więc trzeba zewrzeć pośladki i się skupić. — Odpowiedział, nakładając sobie i Naomi na talerz. — Musisz mieć dużo sił, więc jedz.

— Dziękuję. — Podziękowała, zaczynając zajadać się tym, co dostała.

— A Nat, Cosmo przyjedzie. — Zaczął Jimmy, ale Nathaniel był w tej chwili jakby nieobecny, by po chwili wstać i wyjść z jadalni, zostawiając po sobie chłód i zaskoczenie na wszystkich twarzach. — A jego co ugryzło?

Naomi poczuła się winna, chociaż tak naprawdę chyba nie miała czemu. Nie zrobiła nic złego. Chyba. Zdecydowała, że po prostu zje na spokojnie i uda się do swojego pokoju, tam czekając w samotności, aż do wieczora i wyjazdu.

Teach me to smile cz.1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz