- 34 -

276 12 0
                                    

Leżał tak jeszcze długo, przytulając do siebie młodszą dziewczynę. Źle się czuł z faktem, że mogła usłyszeć jego rozmowę z Jimmy. Nie chciał, aby go źle zrozumiała, chociaż zdawał sobie sprawę, że już ją dawno skrzywdził. Dawał jej nadzieję, tak jak Jimmy to nazwał — dał jej powód, by ruszyć dalej. Dał jej powód i nagle odebrał. Z jednej strony cieszył się, że mógł jej pomóc, ale z drugiej strony nie był z tego dumny. Naomi się do niego przyzwyczajała, prawdopodobnie zaczęła coś do niego czuć, chcąc tu przy nim zostać, a to nie miało tak wyglądać. To przeszło na zbyt niebezpieczne tory. Nathaniel nawet nie planował takiego przebiegu wydarzeń, jak potoczyło się między nimi. Jego stare „ja" w życiu, by na to nie pozwoliło i Lee miał rację, że się zmieniał. Zmieniał się przez tę dziewczynę, chociaż nie chciał. Nie chciał stać się kolejny raz słaby. Życie na tym świecie nauczyło go, że jednostki słabsze już na początku polegają. Trzeba wciąż biec i walczyć. Nie zatrzymywać się. Życie to maraton — im szybciej biegniesz, tym mniej masz sił, ale więcej osiągniesz. Im wolniej, tym więcej masz sił, ale nic nie zyskasz.

Dochodziła piąta nad ranem. Głaskał śpiącą po ciemnych kosmykach, chowając w nich również swoją twarz. Wdychał jej zapach, czuł jej ciepło i myślał. Czuł bezsilność. Nie mógł się zgodzić na pobyt Naomi w tym miejscu. Po prostu nie mógł i nawet jeśli go ktokolwiek za to znienawidzi, jeśli nawet Jimmy przestanie się do niego odzywać, to nie zmieni zdania. Tu była zagrożona, a w Londynie będzie powoli budowała nową przyszłość. Powoli i z wieloma upadkami, ale na tym życie właściwie polega. Nic nigdy nie będzie łatwo. Upadnie, ale musi powstać. Czasami powinniśmy brać przykład z niektórych małych dzieci, które, kiedy upadną, otrząsają się i biegną dalej do wyznaczonego celu. Jako dorośli już nie jesteśmy w stanie z taką łatwością tego dokonać.

Zostawił pocałunek na głowie brunetki, czując, jak młodsza się lekko podnosi, by jeszcze bardziej wtulić się w zagłębienie szyi starszego. Ta dziewczyna była wiele warta. Miała w sobie coś, czego u nikogo nie zauważył. Stała się dla niego kimś, kogo ciężko było nazwać. Niestety, nawet jeśli młodsza się w nim zakochała, to nie mógł, nie potrafił odwzajemnić tym samym.

— Przepraszam. — Wyszeptał cicho, wiedząc, że i tak młodsza tego nie usłyszy. Miała naprawdę mocny sen. — Nie chciałem cię ranić.

Jego słowa wypowiadał szeptem z wieloma przerwami. Mógł powiedzieć wszystko to, co chciał powiedzieć, gdy ta śpi, a nie miał odwagi, aby jej to powiedzieć w cztery oczy. Stchórzył. Niby był taki silny, ale w środku cały czas był tchórzem, dzieciakiem, bojącym się tylu rzeczy. Nikt nie znał jego słabszej strony, a on znał ją i to zbyt za dobrze. Czasami była przerażająca, czasami wykańczająca, a czasami nawet motywująca.

— Powiedziałem, że cię wykorzystałem, ale.. Nie wiem. Nie wiem czemu, to wszystko robiłem. — Westchnął, przymykając oczy na chwilę. — Nie odpowiedziałem ci, czy się kiedyś spotkamy, jak wyjdziesz. Bo... Bo ty nie potrzebujesz nikogo. Jesteś silna. Najsilniejsza. Jak wyjedziesz.. Ja będę przy tobie. Może nie ciałem, ale będę gdzieś. Będę cię obserwował, jak sobie świetnie dajesz radę.

Miał wrażenie, że łzy stają mu w oczach, ale żadna nie zleciała mu po policzkach. Jego dusza była, jak sucha pustynia i nawet jeśli chciałby „sobie popłakać" to nic z tego. Gdyby tylko nie trafił do rodziny zastępczej takiej, jak na początku, to może wszystko wyglądałoby inaczej. Może nie stałby się tym, kim jest teraz. Może skończyłby szkołę, poszedłby na studia, może by pracował już w jakiejś firmie? Albo nawet w zwykłym warsztacie, by od czegoś zacząć. Zastanawiał się momentami „co, by było, gdyby", ale i tak musiał się pogodzić z rzeczywistością. Walka ze śmiercią, zbieranie nielegalnych pieniędzy, życie w luksusie.

— Będę przy tobie, obiecuję. — Zostawił ostatni pocałunek na jej głowie, zaczynając wychodzić z łóżka. Położył najdelikatniej, jak tylko potrafił, dziewczynę na poduszki obok i widząc ją taką śpiącą, czuł, jak jego serce się roztrzaskuje. Była taka niewinna, taka delikatna i spokojna. Nie zasługiwała na całe zło, które ją spotkało. Nikt nie zasługuje na takie katusze. Ona miała piętnaście lat, kiedy ją porwali. Kiedy zamknęli w tym okropnym miejscu. Czym zawiniła? Była dzieckiem. Gdzie jest sprawiedliwość? Dlaczego niewinni ludzie cierpią, gdzie ci z pokroju Walkera żyją w luksusie? To on powinien cierpieć.

Teach me to smile cz.1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz