- 42 -

306 17 2
                                    

W momencie, kiedy nastąpił wybuch, Naomi oparła policzek o asfalt, zaczynając łkać. Cały stres, wszystkie emocje tak bardzo skumulowały się w jej organizmie i w psychice, że nie mogła się teraz opanować. Była już zmęczona. Była zmęczona ciągłym uciekaniem. Chciała wreszcie stanąć w miejscu i móc odpocząć. Nie była na tyle silna, jak wszyscy jej wmawiali. Była słaba i zbyt za mała na ten koszmarny świat. Na ten świat, który miał w sobie tyle nienawiści, cierpienia, bólu, gdzie tu rządzi manipulacja i materialność. Może świat by taki nie był, gdyby nie ludzie. Bo to ludzie zniszczyli wszystko i niszczyć wciąż będą.

Zanim zdążyła policja wraz ze strażą i karetką przyjechać na miejsce wybuchu, jakiś człowiek, który najprawdopodobniej był z ochrony Nathaniela, zabrał dwójkę do Villi. Jimmy ostatkami sił trzymał Naomi, a kiedy i on sam usiadł na skórzanym, tylnym siedzeniu — odetchnął z ulgą. Jeszcze nigdy tak wszystko go nie bolało, jak dzisiaj. Całe dłonie miał w bliznach, z których jeszcze były ubrudzone krwią. Gdzieniegdzie jego skóra lekko się otarła, a gdzieniegdzie zaczynały pojawiać się siniaki. Miał wrażenie, że skręcił sobie nogę, bo gdy tylko stanął, ledwo się na niej utrzymywał z bólu, ale nie sądził, że była złamana.

Oparł Naomi głowę o swoje ramię, łapiąc ją za nadgarstek. Młodsza nie chciała pokazać po sobie, jak straszny ból czuje i z całej siły próbował ukryć swoje łzy, jednak Lee widział je. I sam pozwolił sobie na chwilę słabości. Bo wiecznie nie można być silnym. Nawet bohaterzy potrzebują przystanąć i odpocząć.

Wjeżdżając na posesję, od razu przy samochodzie znalazły się kucharki i dwóch innych ochroniarzy, którzy im pomogli. Zostali tylko oni, gdzie reszta pojechała w tamto miejsce i nie wiadomo czy wrócą.

Naomi widząc Ville, aż uśmiechnęła się sam do siebie. Miała wrażenie, że już nigdy nie zobaczy tego miejsca. Że już nigdy nie będzie miała możliwości wrócić tutaj, w to bezpieczne dla niej miejsce na ziemi. Najbardziej jednak miała nadzieję, że zaraz ze środka wyjdzie Nathaniel, który patrząc się na nią jego wielkimi ciemnymi, jak węgielki oczami, zaprosi ją do środka. Lecz zamiast mężczyzny zauważyła puste otwarte drzwi i wybiegające sprzątaczki, by im pomóc. Zero Nathaniela. Jego tu nie było.

Weszli do środka wciąż podtrzymywani po obydwu stronach przez pracowników. Jimmy mówiąc, że nic mu nie jest i tak kulał na jedną nogę, wciąż przyglądając się młodszej, jak sobie radzi. Lekarz był na szczęście już na miejscu i gdy tylko dziewczyna usiadła w jadalni przy stole, zaczął na sam początek spoglądać na jej rękę. Naomi nawet nie miała siły, by zabrać od niego swoją dłoń. Strasznie ją piekła, a w momentach, w których nieznajomy lekko przyciskał fragmenty, przymykała tylko mocniej oczy, zaciskając szczękę. Była tak zmęczona, a powieki stawały się coraz to bardziej ociężałe. Z trudem mogła je utrzymać ku górze.

— Nic jej nie będzie. — Powiedział lekarz, wyciągając powoli z ręki połamane fragmenty szkła. Na szczęście musiał zaszyć tylko w dwóch miejscach głębszą ranę, a tak reszta nie wyglądała tak groźnie, jak się wydawało. — Miałaś szczęście, że mimo wszystko głęboko się nie wbiły.

Jimmy wciąż siedział przy nich, słuchając uważnie. Spoglądając na jej rękę, serce mu się krajało, widząc, jak coraz bardziej stawała się opuchnięta i teraz dziewczynie będzie ciężko cokolwiek nimi robić. Wyglądała podobnie, gdy tu przyjechał. Sina, blada, bez braku sił i iskry uśmiechu. Wydawała się być taka pusta.

— Czy boli cię coś jeszcze? — Spytał lekarz, ale Nao jedynie skinęła przecząco głową.

Bolało ją wszystko. Nie tylko ręka, głowa, klatka piersiowa czy nogi, ale również serce, które coraz bardziej uciskało. Patrzyła co jakiś w stronę drzwi mając nadzieję, że w nich stanie Nathaniel, ale jego osoba wcale się nie pojawiała i za każdym razem z zawodem spuszczała wzrok.

Teach me to smile cz.1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz