Rozdział 11

51 4 0
                                    


Kilka tygodni po tych wydarzeniach, kiedy już poczułam się lepiej postanowiliśmy z Alexem wziąć urlop i polecieć w Alpy. Była to dosyć spontaniczna decyzja, ale stwierdziliśmy, że trzeba jakoś uczcić mój powrót do zdrowia. Spakowaliśmy się i pojechaliśmy na lotnisko. Lot potrwał niemal całą noc, ale kolejnego dnia rano byliśmy już na miejscu. Wzięliśmy taksówkę i podjechaliśmy do naszego pokoju, po locie byliśmy bardzo zmęczeni, więc od razu po wejściu do pokoju rzuciliśmy się na łóżko jakby było naszą ostatnią deską ratunku.

Obudziłam się kilka godzin później. Alexa już nie było obok. Stwierdziłam, że pewnie wstał przede mną i jest w kuchni lub salonie. Niezbyt chciało mi się wstawać, więc wzięłam do ręki książkę i zaczęłam czytać. Po kilku, a może kilkunastu minutach (nie mam pojęcia ile czasu minęło, czytanie w pewnym sensie zakrzywia mi czasoprzestrzeń) Alex wszedł do pokoju niosąc drewnianą podstawkę z pysznym śniadankiem. Położył ją na moich kolanach i usiadł obok.

Pocałował mnie w czoło.

- Dzień dobry skarbie – rzekł – zrobiłem je specjalnie dla ciebie, żebyś miała siłę chodzić po górach.

- Dzięki – odparłam i wzięłam do ręki kanapkę – a ty nie jesz?

- Ah no racja – odrzekł – podkradnę ci jedną kanapkę – dodał i wyciągnął rękę biorąc z tacy tosta.

Skończyliśmy jeść i odłożyłam tacę na szafkę. Uśmiechnęłam się i złapałam dłoń Alexa.

- Musimy się zbierać bo będziemy dziś zdobywać Jungfrau.

Ubraliśmy się spakowaliśmy plecaki i pojechaliśmy. Taksówka zawiozła nas na miejsce. Pierwszym co ujrzeliśmy po wejściu była kilkumetrowa kolejka po bilety.

- No to sobie poczekamy – odparł Alex

W międzyczasie kupiliśmy sobie lody w sklepiku nieopodal. Czas czekania w kolejce upłynął zaskakująco szybko. Zakupiliśmy bilety i ruszyliśmy w drogę. Stąpaliśmy po skałach podziwiając widoki.

Ta wędrówka była wycieńczająca, ale widok tych cudownych kwiatów, roślin oraz wielkiego słońca na błękitnym niebie wynagradza wszystkie te udręki. Po kilku godzinach wędrówki w końcu zdobyliśmy szczyt.

- Zrobiliśmy to! – zawołałam dysząc ze zmęczenia

Alex uśmiechnął się tajemniczo i uklęknął na jedno kolano. Wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko i otworzył je ukazując pierścionek z ogromnym błyszczącym diamentem.

Zasłoniłam dłonią usta a z moich oczu popłynęły łzy (oczywiście łzy szczęścia).

- Olivio – zaczął Alex – pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy? Dwa lata temu, w tej restauracji. Zaraz po twoim zerwaniu z Willem. Szczerze mówiąc przez pierwsze miesiące nie było to dla mnie nic poważnego. Wiem, że wtedy zachowałem się jak ostatni cham, ale dzięki temu zrozumiałem, że naprawdę cię kocham i nie mogę bez ciebie żyć. Od tamtej pory z niecierpliwością czekałem na dzień, w którym będę gotowy by zapytać cię .... Olivio, czy zostaniesz moją żoną?

Przez chwilę nie mogło do mnie dotrzeć to co właśnie usłyszałam.

- Alex – odparłam po kilku chwilach – z przyjemnością zostanę twoją żoną.

Alex wsunął pierścionek na mój palec. Wtuliłam się w niego i nasze usta się spotkały. Cieszę się, że mój los potoczył się tak a nie inaczej i trafiłam na niego. Mimo tych wszystkich zwątpień i trudności w naszym związku, teraz wiem na pewno – to z nim chcę spędzić resztę swojego życia.

Koniec

Ja ciebie też, AlexOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz