Rozdział 11

10 0 0
                                    

- Hm? - Dziewczyna przechyliła szyję. - Hm? Hm? Hm? - Junko Enoshima majestatycznie przechyliła szyję. - Hmmmmm... Wspaniale, że wróciłam i w ogóle, ale... co tu się dzieje?

Zachwiała się i wstała. Coś było przed jej oczami. To było martwe ciało. Młody mężczyzna; jego szyja i ramiona były wykręcone w dziwny sposób.

- Hm... Zobaczmy. Ten gość to... - Podniosła rękę do podbródka i mocno zamknęła oczy, udając wielkiego detektywa na skraju niesamowitej dedukcji. Po krótkim okresie niezdecydowania Junko Enoshima nagle podniosła głos w radości. - Och, pamiętam! Właśnie, nazywał się Isshiki! Nawiasem mówiąc, jakie to głupie z mojej strony - zapomniałam, kogo przed chwilą zabiłam... Mam nadzieję, że ta jej zapominalskość nie jest zaraźliwa. Żartuję! A ha! A ha ha ha ha ha!

Śmiech Junko rozbrzmiewał echem po nocnym niebie i wydawał się nabierać siły. To było tak, jakby śmiała się więcej niż jedna Junko, tworząc chórek.

Ale w następnej chwili jej śmiech ustał. Jej twarz zrobiła się ponura, jakby nagle zmęczyła się śmiechem.

- Jest też kwestia tego zaginionego ciała... Poważnie, gdzie się podział ten staruch?

Nagle znów się roześmiała. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jakby zmęczyła ją posępność.

- Cóż, to nie jest takie ważne, gdzie zniknął, prawda? U pu pu, jestem tak rozpaczliwie wspaniała w planowaniu!

W chwili, gdy wypowiedziała swoją deklarację, jej twarz znów stała się ponura.

- Ale tak nie podoba mi się, że moje plany zawsze odnoszą sukces... Czyja to wina? Czy ktoś zamierza wziąć za to odpowiedzialność?

Jej wyraz twarzy zmieniał się z każdym zdaniem wypływającym z jej ust, ale nic z tego nie było udawaniem. Za każdym razem to odzwierciedlało jej prawdziwe uczucia. Rozpaczliwie kapryśna - Taka właśnie była.

Superlicealna rozpacz, Junko Enoshima.

Z ponurym wyrazem na twarzy Junko podbiegła do martwego ciała Isshikiego.

- To twoja wina, wiesz? A masz! - Zaczęła kopać jego ciało. - Hej, powiedz coś! Co to ma być z dawaniem się tak łatwo zabić?! Powinieneś przynajmniej wysilić się, aby powstrzymać moje plany! Jak mogę teraz rozpaczać?!

W tym momencie nagle zmieniła głos.

- Ja... To boli! Przepraszam! Aaaaa! - Naśladowała głos martwego Isshikiego, jakby była na chorobliwym pokazie brzuchomówstwa. - Pani Enoshimo! Proszę mi wybaczyć! - Nadal kopała ciało, mówiąc za nie komicznym, nazbyt dramatycznym głosem. Ciemnoczerwony płyn wypłynął z ust trupa. - Moją pokutą będzie samobójstwo, więc proszę mi wybaczyć!

Junko powróciła do swojego normalnego głosu.

- Ale nie możesz tego zrobić! Już jesteś martwy! - Po puencie mocno stanęła na twarzy Isshikiego.

Plask. Rozległ się odgłos uderzenia.

- Upupupupupupupupupupu!

Junko roześmiała się głośnym, wulgarnym śmiechem, jakby jej jednoosobowe przedstawienie było najzabawniejszą rzeczą na świecie. Mimo to szybko się zmęczyła, a jej twarz powróciła do pierwotnego wyrazu.

- Cóż, no to... chyba muszę zadzwonić do tej żałosnej siostry i poprosić ją, żeby posprzątała tutaj.

„Najpierw każę jej zająć się tym brudnym ciałem."

„Potem będzie musiała posprzątać w szopie."

- A na sam koniec będę musiała dostarczyć Ryouko Otonashi do jej ukochanego chłopaka, po czym moja praca tutaj zostanie wykonana!

Po zaplanowaniu zadań Junko znów się roześmiała, jakby właśnie przypomniała sobie coś śmiesznego.

- Upupupupupupupupupupupu!

Śmiała się wulgarnie i majestatycznie, patrząc w niebo, a obie jej ręce były rozłożone na boki. Jej okrutny, makabryczny śmiech odbijał się echem po nocnym niebie. Nie było w tym żadnej spójności, potrzeby czy sentymentu.

Taka właśnie była „superlicealna rozpacz", Junko Enoshima.

Danganronpa Zero Pl🇵🇱 Tom.1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz