Rok 2005

30 3 1
                                    

- Mamo, czy naprawdę muszę?

- Tak, przecież wiesz. Ale nie przejmuj się, za parę godzin znowu się zobaczymy. Pamiętaj, że nikt nie powinien Cię skrzywdzić, jakby coś się działo, mów nauczycielce, dobrze?

- Okeej...

Podniosła z ziemi kwadratowy tornister i okrągłą, zamykaną na zatrzask klapką. Ubrała granatowe trampki, mama pomogła zapiąć jej kurteczkę.

- Pa, mamo, kocham Cię!

- Do zobaczenia, idź ostrożnie, uważaj na przejściu! I zjedz kanapkę!

Minęła próg i ruszyła schodami w dół. Do szkoły miała co najwyżej 10 minut piechotą. Pomimo tego mama zawsze bała się ją puszczać samą. Bardzo o nią dbała, można nawet powiedzieć, że aż za bardzo. Nie rozpieszczała jej ale chciała pokazać jej jak najwięcej, dać jej możliwości rozwoju w wielu dziedzinach. Zapisała ją więc na wiele zajęć pozalekcyjnych, zapewniła jej korepetycje, do tego sama poświęcała codziennie wiele godzin, by pomóc jej w pracach domowych.

Idąc przez skrzyżowanie schowała telefon do kieszeni, pamiętała, że mama bardzo nalegała, by nie patrzała w ekran gdy znajduje się na przejściu. Minąwszy skrzyżowanie, rzuciła okiem w lewą stronę. Często na tym przystanku wysiadały jej koleżanki z klasy. Bardzo chciała z nimi porozmawiać, pójść razem do szkoły. Tym razem nikogo nie dostrzegła, ruszyła więc dalej sama, z lekko smutną miną.

Znajdowała się już w parku, tuż przed szkołą. Nagle poczuła promieniujące ciepło z tyłu głowy. Mimowolnie odchyliła się do przodu, prawie upadając. Dotknęła głowy i poczuła ból. Odwróciła się. Za nią stały jej koleżanki i kilku kolegów z klasy. Jedna z nich trzymała coś w ręku. Zanim jednak zdążyła zorientować się co to jest, dziewczyna podbiegła i rzuciła zawartość swojej dłoni prosto w jej twarz. Stała osłupiała, podczas gdy reszta zaczynała się panicznie śmiać. Czuła, że łzy zbierają jej się w dolnych powiekach, a ona nie będzie w stanie ich powstrzymać. Dotknęła rękami twarzy. Okazało się, że cała jej skóra pokryta była jakimś zgniłym owocem. Brudna, śmierdząca papka weszła jej nawet do buzi i do nosa.

- I co, poryczysz się teraz czy posikasz, idiotko? – Wykrzyczał chłopak, stojący i śmiejący się razem z grupą dzieci. – Leć do swojej głupiej matki albo do Pani.

- Zak, przestań, bo jeszcze faktycznie pójdzie, zobacz na nią. – Zganiła szybko chłopaka jedna z dziewczyn.

- Dlaczego mnie ubrudziliście? Przecież się wczoraj razem bawiliśmy w berka, pomogłam Wam rozwiązać zadania z matematyki... - Ledwo słyszalnie wydusiła z siebie brudna i zapłakana dziewczynka.

- Bo jesteś dziecinną idiotką! Co ty masz za ubrania i jaki masz brzydki plecak! Nie chcemy się z tobą bawić ani rozmawiać. Wczoraj Pani nam kazała, powiedziała, że twoja mama ją prosiła, żeby z nami porozmawiała, bo nie umiesz sama z nami się dogadać, hahaha! Jesteś debilką! – Zaśmiał się Zak.

Nie chciała tego już dłużej słuchać. Była w rozsypce, nie rozumiała dlaczego wszyscy tak jej nie lubią? Co takiego im zrobiła? Przecież zawsze próbowała być dla nich miła, pomagała im. Robiła to co oni, zbierała karteczki i naklejki. Chętnie się nimi wymieniała, nawet jak prosili ją o jej ulubione. Wierzyła, że jest to cena za ich przyjaźń. A teraz okazało się, że i tak jej nie lubią. Nazywają ją debilką i idiotką! Takie brzydkie słowa za nic.

Obróciła się i szybko podbiegła do drzwi wejściowych szkoły. Pod drzwi odprowadzał ją gasnący rechot jej kolegów z klasy. Otworzyła drzwi i pobiegła w kierunku toalety. Wtem ktoś zatrzymał jej ucieczkę, łapiąc ją, aż za mocno, za ramię.

- Nie wolno biegać... A co to ma być?! Co Ty masz, dziecko, na twarzy i włosach, ty siebie widziałaś, zanim wyszłaś? – Nauczycielka nie kryła ironicznego śmiechu. Dziewczynka spuściła wzrok, czuła się upokorzona, w ręcz zdeptana.

- Nieee... szłam do szkoły i... przewróciłam się, chyba...

- Jak to chyba? To Ty, dziecko, nie wiesz czy się przewracasz, czy nie? O Jezusie, no dobrze, chodź, pójdziesz do łazienki, spróbujesz zmyć sobie to co masz na twarzy. – Odpowiedziała nauczycielka, a następnie dodała ściszonym tonem, jednak nie wystarczająco, by dziewczynka nie usłyszała – Ja tego gówna dotykać nie będę.

Serce biło jej nierówno, słyszała to. Była w szoku, doznała krzywdy z dwóch stron w przeciągu jakiś 5 minut. Pierwszy raz przeszło jej wtedy przez myśl, że chce przestać istnieć. Nie pojmowała jeszcze wtedy idei samobójstwa, więc nawet o tym nie pomyślała. Wyobrażała sobie, że przyjdzie do niej Jezus i zabierze ją do siebie. W końcu tego uczyli ją na religii. Życie ziemskie jest jedynie próbą, jeśli wycierpi się wystarczająco tutaj, na pewno kiedyś pójdzie się do nieba.

Czy nie wycierpiała już tyle ile trzeba?

RetrybucjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz