Rozdział 9

244 17 5
                                    

~Hailie~

   Po moim małym koncercie musiałyśmy pożegnać naszych przyjaciół. Została tylko Juliana, po którą miał przyjechać jej tata.

  Z ojcem Jul miałam bardzo dobry kontakt. Pan Cris (czyt. Kris) studiował w szkole muzycznej i lubi słuchać jak gram i śpiewam. Nie miał jeszcze okazji usłyszeć głosu Harper, ale w zamian wiele razy opowiadałam mu jaki ma cudowny głos i opisuję każdy najmniejszy szczegół z naszej gry.

  Kilka razy zdarzyło się, że razem graliśmy. Tata Juliany na wiolonczeli, ja na pianinie, a Jul na skrzypcach. Kiedyś nawet zagraliśmy koncert w barze należącym do ojca Lucka i Matta. Oczywiście owi bracia się pojawili i oglądali cały występ.

  Siedziałyśmy z Harper i Juls na sofie i śmiałyśmy się, wspominając jak Perii dowiedziała się, że jesteśmy parą.

- Jak Ty w ogóle znalazłaś to zdjęcie? - zapytałam z uśmiechem, kręcąc głową.

- Usłyszałam twój dzwonek do telefonu, więc chciałam Ci go podać. Patrzę na telefon, a tam boom! Zdjęcie z waszego pocałunku. - powiedziała i wybuchłyśmy śmiechem. Zapomniałam, że właśnie to zdjęcie wstawiłam sobie na kontakt Jul.

- Właśnie! Muszę je zmienić, bo chłopaki mogliby je zobaczyć. Jeśli im powiem to chcę to zrobić sama. Mam nadzieję, że nie dowiedzą się przez przypadek. - powiedziałam i szybko chwyciłam za telefon, leżący na stoliku. - Juls - powiedziałam przeciągając jej imię.

- O nie! Nie zgadzam się! - skrzyżowała ręce na piersi i pokręciała głową na boki. - Nie zrobisz ze mnie ziemniaka! - na te słowa Harper wybuchła śmiechem, a ja przybrałam naburmuszony wyraz twarzy.

- Nie chciałam zrobić z Ciebie ziemniaka - fuknęłam, udając obrażoną. - chciałam Ci zrobić takie piękne zdjęcie na którym jesteś z stokrotkami na łące. - uśmiecham się słodko.

- "Stokrotki na łące" powiadasz - kiwnęłam  energicznie głową, a Juliana zaczęła  chichotać. - Skąd ty chcesz wstrząsnąć  łąkę ze stokrotkami, jak tu jest las, las, las i jeszcze raz las. Hm? - pyta nadal chichocząc.

- Pesymistka z ciebie. - powiedziałam przewracając oczami. Juls bierze głęboki wdech z otwartą szeroko buzią i łapie się za klatkę piersiową

- Jak możesz?! Ja Pesymistką?! Wbijasz mi nóż w plecy! Co najwyżej mogę być realistką, ale nie spodziewałam się usłyszeć - szczególnie od Ciebie - taką obelgę - teatralnie westchnęła i, odchylając głowę w tył, przyłożyła wierzch swojej dłoni do czoła. - Tyle miłości, a tyle cierpienia. Ach. - Nie wytrzymałam i razem z siostrą wybuchnęłam śmiechem. Po chwili dołączyła do nas ciemnoskóra.

  Po jakiś 10 minutach spędzonych na rozmowach do Jul przyszła wiadomość.

- To tata. - oznajmiła dziewczyna - Pisze, że jest już pod bramą. - odłożyła telefon do torebki i wstała zabierając swoją bluzę z oparcia fotela. Ja z Harper również wstałyśmy. Juliana spojrzała na nas pytająco.

- Idziemy Cię odprowadzić. - powiedziała Perii - Jesteśmy chamami, ale nie aż takimi. - uśmiechnęłyśmy się i zachichotałyśmy.

Całą trójką poszłyśmy do korytarza i ubrałyśmy buty. Wyszłyśmy przed rezydencje i pośpiesznym krokiem, żeby pan Kris się nie martwił, skierowałyśmy się w stronę bramy prowadzącej na teren posiadłości. Minęło trochę czasu zanim dotarłyśmy na miejsce, bo od domu do bramy jest jednak pewna odległość.

- Hailie! Jak ja ciebie dawno nie widziałem! - ojciec Juls wysiadł z auta i mnie przytulił - A to pewnie słynna Harper. - powiedział gdy się od siebie odczepiliśmy. Mężczyzna podszedł do mojej siostry i przedstawił się. Gdy Harp wyciągnęła do niego rękę on pociągnął ją za nią do przytulasa. Pan Kris choć wygląda jak ochroniarz to jest najbardziej przytulaśnym człowiekiem jakiego kiedykolwiek poznałam. - Trzymajcie się dziewczynki! - krzyknął na odchodne i odjechał razem z moją dziewczyną. Czuję, że to nie będzie koniec na dziś.

- Kto ostatni w domu... - zaczęła Harp, ale przewałam jej zaczynając biec.

- Kto ostatni, zamawia jedzenie! - krzyknęłam przez ramię. Biegłam ile sił w nogach, bo wiedziałam, że jest w stanie mnie dogonić. Dotarłam do drzwi jako pierwsza.

- Tak! - dosłownie skakałam z radości. Moja siostra doczłapała się do mnie, ciężko oddychając. Mój oddech też nie brzmiał lepiej. Chwilę później zaczęłam kaszleć. Na szczęście w kieszeni miałam inhalator. Wyciągnęłam urządzenie, przyłożyłam do ust i równicześnie z kliknięciem przycisku zaciągnęłam się lekiem.
Nadal ciężko oddychałam, ale było lepiej niż na początku.

Peri patrzyła na mnie zmartwiona i spytała czy wszystko gra. Po upewnieniu jej, że jest już dobrze, weszłyśmy do rezydencji.
Od razu skierowałam się do kuchni, aby nalać sobie wody do szklanki.

Oparłam się o wyspę kuchenną, odchylilam głowę do tyłu, zamknęłam oczy i ze spokojem popijałam przeźroczystą ciecz. Nie wiem co wtedy robiła Harper, bo ona poszła do innej części posiadłości.

Usłyszałam, że ktoś wszedł do pomieszczenia, w którym aktualnie się znajdowałam. Nie uchyliłam powiek, aby dowiedzieć się kto zaszczycił kuchnie swoją obecnością, po prostu powiedziałam krótkie "Cześć".

- Hej. - otrzymałam znudzoną odpowiedź od, jak się okazało, Dylana. - Co ci? - dopiero na to pytanie otworzyłam oczy z westchnieniem. Chłopak wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. Odbiłam się od kamiennego blatu i odłożyłam szklankę do zlewu, podwinęłam rękawy z zamiarem umycia naczynia. Dopiero wtedy Dylan otrzymał ode mnie odpowiedź.

- Biegłam - wzruszyłam ramionami. Mój brat, o ile to w ogóle możliwe, ściągnął brwi jeszcze niżej, nie rozumiejąc przyczyny mojego biegu. Byłam prawię pewna, że nie spyta się mnie o powód mojego wysiłku fizycznego dlatego postanowiłam ułatwić mu myślenie i po wstawieniu, już umytej, szklanki do szafki dopowiedziałam - Ścigałam się z Harp od bramy wyjazdowej. - Brwi Dylana powędrowały jeszcze niżej.

- Czemu wy byłyście przy bramie? - cmoknęłam  zirytowana jego pytaniami. Przewróciłam oczami i dopiero wtedy się mu przyjrzałam. Nie miał na sobie koszulki, a jego mokre od potu włosy kleiły się mu do czoła. Musiał wracać prosto z siłowni.  - Odpowiedz. -  głos chłopaka obudził mnie z zamysleń. Od razy otrzeźwiałam.

- A co cię to? Jestem w domu? Jestem. Wrócilam zdrowa i nie naruszona? Tak. Więc nie widzę potrzeby tłumaczenia ci się z mojego wyjścia. - odwróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę salonu. Przy wyjściu z kuchni zatrzymał mnie głos Brata.

- Vincent się dowie. - przewróciłam oczami, jednak on nie mógł tego widzieć, bo stałam do niego plecami. - I sądze, że bez biblioteki się nie obejdzie. - usmiechnał się wrednie. Poczułam wtedy taką chęć zdarcia mu tego głupkowatego uśmieszku z mordy, że ąz trudno jest tą chęć opisać.

- Słaba ta groźba ci powiem. - znów byłam skierowana do niego przodem. - Vince nawet nie umie krzyknąć. - parsknęłam śmiechem i kontynuowałam mój monolog - Wiesz, on tylko groźnie szepcze. Poza tym, on coś tam popierdoli ja coś tam niby posłucham i będzie Okej. - wzruszyłam ramionami. - A teraz przepraszam, ale idę do pokoju odpocząć. - dałam nacisk na ostatnie słowo i wyszłam z pomieszczenia.

Czułam, że ten dzień się jeszcze nie skończył...

_______________

W końcu! Naszła mnie taka "wena" i nareszcie mamy rozdział 9. Wracam do gry!

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy❤️
Angeles💜

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 23 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rodzina Monet. Dwie Siostry / ZAWIESZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz