Już Nie Biały A Szary Pokój

1.5K 49 14
                                    

Wylądowałam właśnie w Pensylwanii!! Nie mogę w to uwierzyć!

Wyszłam z samolotu i kieruje się do wyjścia bo nie wiem zbytnio gdzie mam iść. Nie mam telefonu więc nawet nie ma jak się ze mną skontaktować. Wyszłam z lotniska i nie wiedziałam co mam zrobić więc stałam i patrzyłam po ludziach czy ktoś na mnie nie czeka. Usłyszałam swoje imię. Ktoś mnie wolał. Przesunęłam wzrokiem po twarzach ludzi aż w końcu zobaczyłam wysokiego ubranego w garnitur mężczyznę. Miał włosy ulizane do tyłu i wyglądał bardzo poważnie.

Zaczęłam iść w stronę mężczyzny. Kiedy już przed nim stałam mężczyzna zaczął mówić.

-Witaj Lisy, jestem Vincent twój najstarszy brat i opiekun prawny.

Powiedział bardzo poważnie jak się okazało Vincent. Pokiwałam głową bo nie byłam bardzo rozmowna. Patrzyła mu w oczy. Były dosyć podobne do moich ale jego miały jasnoniebieski kolor

-To jest tylko twój bagaż?

Zapytał. Zrobiło mi się głupio bo nawet nie miałam się w co ubrać. A potem uświadomiłam sobie ze wyglądam też równie głupio bo w podartych i dziurawych rzeczach.

-Tak tylko to.

Powiedziałam z lekkim smutkiem w głosie.

-A możesz mi powiedzieć czemu masz tak zniszczone ubrania?

Zapytał łagodnie Vincent i pochylił się w moją stronę.

-Nie dawali nam nowych ubrań tylko  po innych dzieciach.

Powiedziałam i popatrzyłam Vincent'owi  prosto w oczy. W jego oczach widziałam coś na kształt współczucia.

-Dobrze rozumiem. Chodź so samochodu.

Odpowiedział i uśmiechnął się. Ja też się do niego uśmiechnęłam i zaczęliśmy iść w stronę samochodu. Zatrzymaliśmy się obok czarnego bugatti. Skąd wiem? Jak jeszcze mieszkałam z mamą to lubilysmy grać w "zgadnij markę samochodu" albo oglądać programy motoryzacyjne. Ale wracając. Powiedziałam sobie pod nosem ciche "o mój Boże". Potem spojrzałam na Vincenta ze wzrokiem mówiącym "czy to jest jakiś żart?". Vincent nic nie powiedział tylko podszedł do drzwi pasażera  i otworzył je. Wskazał gestem ręki abym wsiadła do auta a ja bez słowa ruszyłam w stronę otwartych drzwi.

Jak wsiadałam powiedziałam ciche "dziękuję" a Vincent zamknął drzwi. Sam usiadł obok mnie na miejscu kierowcy. Zaczęliśmy naszą przejażdżkę.

-Jak się czujesz?

Zaczął rozmowę Vincent.

-Jest super. Dzięki że pytasz.

Odpowiedzialam uprzejmie. Chciałam się jak najlepiej pokazać przy nowo poznanych braciach. Nie chciałam wyjść na źle wychowano. Przez resztę drogi rozmawialiśmy w sumie o tym co widzimy za oknem. W końcu wjechaliśmy na leśną drogę. Droga była dosyć długa. W końcu moim oczom ukazała się wysoka na chyba 7 metrów brama. Była czarna ze srebrnymi elementami. Kiedy brama się otworzyła jechaliśmy krótką drogom. Za zakrętem stała wielka szara willa. Willa rozumiecie to!!

Od dzisiaj. Ja Lisy Monet dziewczyna z domu dziecka ma mieszkać w wielkiej willi. Nie no nie wierzę!! Ukryłam emocje bo najchętniej wydałabym się na cały głos. Wjechaliśmy do garażu w którym stało mnóstwo przepięknych i przedrogich samochodów. Każdy mi się podobał nie powiem ze nie. Zauważyłam też tam dwa motory. Były przecudne! Kocham adrenalinę co wiąże się z tym że kocham robić ekstremalne rzeczy.

Wysiedliśmy z Vincent'em z auta. Vincent zaczął iść w stronę drzwi. Zapewne do mieszkalnej części willi. Szłam za nim. Vincent otworzył mi drzwi a ja weszłam do tego ogromnego domu. Wnętrze prezentowało się jeszcze lepiej niż dom z zewnątrz. Ściany były jasno szare. Podłoga miała odcień ciemnej szarości co idealnie pasowało do wystroju willi. Ściągnęłam moje beznadziejne buty. Vincent już zaczął kierować się w dalsza stronę domu wiec szybkim krokiem do niego dołączyłam. Znaleźliśmy się w kuchni, która była w różnych odcieniach szarości.
Przy stole siedziała czwórka mężczyzn. To zapewne moi pozostali bracia. Pomyślałam. Wszyscy patrzyli na mnie z wyszczerzonymi oczami i szerokimi uśmiechami.

Piękna Lisy  //Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz