-Już jestem! Kupiłam sok pomarańczowy tak jak prosiłeś!- wchodzę do domu obładowana dwoma ciężkimi siatkami. Zatrzymuje się jednak widząc tak jakby naszą ekipę którą przeważnie spędzamy czas.- Spotkanie kółka różańcowego?
-Zastanawiamy się co możemy robić przez tydzień w którym mamy wolne-mowi Gavi robiący coś na telefonie.
Odnoszę siatki do kuchni i aż się ekscytuje na pomysł który wpadł mi do głowy.
-Co się tak ekscytujesz-mówi Pedro który jak zawsze jest nie w humorze.
-Nie zachowuj się jakbyś miał okres-mówię na co przewraca oczami.
-Cholera kolejny z tych domków jest zajęty.-mowi Ferran również siedzący na telefonie.
-Tez nic nie mam -mówi zrezygnowana Sira.
-Dajcie mi coś powiedzieć!- wstaje na kanapie żeby mieć dobry widok na ich twarze.
-A co gdybym powiedziała wam że mam miejscówkę?- mówię podskakując z ekscytacji.
-Przecież ty mieszkasz tu od jakiegoś miesiąca- mówi zdezorientowany Ferran.
-Ale mój dziadek mieszkał tu bardzo długi czas i zupełnie przypadkiem mam klucze do domu przy plaży o którego dba bo mówił zawsze że będzie tam na starość mieszkać a teraz nie chcę się przeprowadzać bo ma restauracje z moją babcią w Polsce.
-Coraz to nowszych rzeczy się o tobie dowiadujemy Garcia-Ferran uśmiecha się na co również się uśmiecham.
-A więc ile osób jedzie? Muszę wiedzieć czy ktoś nie będzie musiał spać w wannie.
-Tylko osoby które się tu znajdują.
-Dziewięć osób się zmieści-mowie na co Fati i Balde zaczynają się drzeć że się nawalą. A jak mówiłam że są alkoholikami to mówili że nie są.
-W ogóle gdzie jest ten domek?- dopytuję Mikky.
-Małe miasteczko pod Barceloną.
Moi znajomi zaczęli coraz bardziej się ekscytować jednak nie zwracałam na nich uwagi bo dostałam powiadomienie na telefon.
Carlos:
Cześć piękna masz dzisiaj czas?-Pili!- poczułam że ktoś mnie pstryka w nos.
-Co?- Gavira który najwidoczniej pstryknął mnie w nos zaczyna wyć ze śmiechu.
-Ktos się zakochał!- krzyczy mi do ucha Fati na co się krzywie.
-Co??Nie!-robi mi się ciepło w policzki przez co Ansu oraz Alejandro zaczynają mnie szturchać z dwóch stron.
*****
Następnego dnia po południu wszyscy szykujemy się do wyjazdu. O dziwo jak zadzwoniłam rano do szefa i zapytałam się czy da mi wolne na ponad tydzień zgodził się. Ma się ten urok osobisty.
-Kurwa kiedy te dwa ciołki nauczą się być na czas - słyszę koło siebie po moim chwilowym zawiasie.
-Spokojnie Ferran jedziemy się wyluzować a ty już się denerwujesz- mówię pocieszająco klepiąc go w ramię- Patrz wszyscy inni są szczęśliwi i podekscytowany że spędza tydzień w domu koło morza. No dobra oprócz jednego wyjątku.- mój wzrok pogardliwie przeleciał na Pedriego który jak zawsze miał minę jakby miał się zaraz zesrać. Jego oczu niestety nie widziałam ponieważ miał on na sobie okulary.-Ale on to już tak ma.
-Gotowi na tydzień wrażeń?!-nasi spóźnialscy przyjaciele w końcu przyjechali pod miejsce spotkania.
- Mieliście tu być dziesięć minut temu!- krzyczy Sira.-Dobra tam jak się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy- przewraca oczami Balde.
-Idę kupić sobie picie i jedzenie- mówię znudzona ich kłótnią.
Podchodzę do osiedlowego sklepiku i biorę cole oraz dwa pączki i wracam spowrotem tam gdzie jest nasza zbiórka.-Pili! Dobrze że jesteś właśnie ustaliliśmy kto z kim jedzie.- mówi Gavira.- Pary oczywiście jadą razem ja jadę z Balde i Ansu bo nie chce mi się słuchać zrzędzenia Pedro- dostał za to w głowę od Gonzaleza- A ty jedziesz z Pedrim.
-Czekaj co?- mówię zdezorientowana - Nie mogę jechać z Sirą i Ferranem? Albo z Frenkiem i Mikky?
-Ktos musi pilnować czy jedziemy w dobrą stronę.- mówi Mikky.
-No dobra niech wam będzie.-przewracam oczami.
Czuję na sobie palące spojrzenie Pedro.
Gdy wszyscy wsiadają do swoich aut ja z westchnieniem idę za Pedro i najpierw idę do bagażnika ze swoją dużą walizką. Gonzalez otwiera mi bagażnik po czym jak zamierzałam podnosić walizkę zostaje przez niego wyręczona.
Potem wsiadamy do auta i zaczynam konsumować swojego pączka.
-Jak zobaczę chociaż jeden okruszek w moim aucie wylatujesz przez okno.-mówi na co wzruszam ramionami.
-Nie bój żaby nic nie zrobię.-Gonzalez przewraca oczami i potem już nic nie mówi.
Po pewnym czasie gdy zjadłam pączka patrzę na Pedro i zastanawiam się czy zadać te pytania.
Raz się żyje.
-Chcesz pączka?-chlopak na chwilę spogląda na mnie.- Z nadzieniem z różą.
-Jak ja mam go niby jeść?- pyta mnie.
-To jest bardzo proste- podsuwam mu pod usta pączka- No gryź.
Po moim podsuwaniu pod usta Pedro pączka nie odzywaliśmy się do siebie przez jakieś 30 minut.
Ja patrzyłam przez okno na widoki a on skupiał się na trasie.
Nagle z dupy z jego ust wypłynęło pytanie.
-Ty mnie nie lubisz, co nie?- marszczę czoło.
-Chłopie to ty to zacząłeś.-mówię.- Byłam dobrze na ciebie nastawiona ale wszystko zepsułeś gadaniem że zatruje Pablo, albo szturchnieciem mnie ramieniem. Lub po prostu czystym chamstwem z twojej strony.
-Teraz jak przedstawiłaś mi to wszystko to serio to tak wygląda.
-Ja się po prostu dopasowywuje do twojego zachowania.
Kiwnął głową i potem już nic nie mówił.
Potem już tylko nuciłam pod nosem piosenkę która leciała w radiu i zastanawiałam się czy serio mnie nie lubi czy tylko udaje.
CZYTASZ
Estrella | Pedri Gonzalez
FanfictionPilar z domu rodzinnego przeprowadza się do stolicy Katalonii gdzie znalazła mieszkanie ze współlokatorem który od samego początku wydaje się być miły jednak jego przyjaciel który dość często do niego przychodzi najwidoczniej jej nie polubił.Czy ma...