Obudził mnie dźwięk syren. Najpierw dobiegał z oddali, jakby przez sen, potem zrobił się dużo bardziej wyraźny, wręcz uciążliwy. Miałam głowę wtuloną w turystyczną poduszkę, noga opierała się o bardzo twardą o ścianę samochodu, a moje ramię dotykało ramienia Tobiasza zaplątanego w śpiwór.
Leniwie otworzyłam oczy. Słońce wpadało przez okno, przypominając mi o porankach, kiedy wstawałam o bladym świcie, by zrobić Kacprowi kanapki do pracy. Jak inne było teraz to słońce. Strumień fal elektromagnetycznych. UV-A, niby to te same promienie. Ta sama planeta, ci sami ludzie, jednak zupełnie inne myśli.
Chwyciłam telefon ładujący się w powerbanku. 9:21.
Obróciłam się i zobaczyłam, że Tobiasz śpi jeszcze jak dziecko. Nie przeszkadzała mu syrena, nie wybudził go też zakręcony wokół głowy koc, który wchodził na nos i usta, niemal utrudniając oddychanie.
Chwyciłam rąbek i odsunęłam go od jego twarzy. Tobiasz wyglądał tak błogo i spokojnie. Przyglądałam mu się, wodząc wzrokiem po zamkniętych oczach, nosie, ustach. Podniosłam się na przedramieniu i wyjrzałam za okno. Było pięknie. Jakże inaczej wyglądała okolica w pełnym porannym słońcu, w odróżnieniu do wczorajszej mżawki. W oddali widziałam wannę, w moich nogach leżała rzucona butelka ruskacza. Uśmiechnęłam się.
– Ale mnie rypie kark – mruknął Tobiasz, przewracając się na bok.
– Dzień dobry, podróżniku. – Mój głos był dużo bardziej zachrypnięty niż podejrzewałam. Od razu poczułam nieświeży oddech, odbiło mi się szampanem i prażynkami, gardło zapaliło w pragnieniu. Chwyciłam butelkę wody i przyłożyłam ją do ust, a zimny płyn przyjemnie spływał po gardle.
– Kacyk po ruskaczu?
– Może trochę. Ale zabiłabym za łazienkę.
– Daj spokój. Wyglądasz olśniewająco.
Roześmiałam się. Przeszłam na przednie siedzenie i zbliżyłam twarz do lusterka. Tak
rozczochranych włosów nie miałam jeszcze nigdy.
– Jest jeden problem, o którym nie pomyślałam. – Co takiego?
– Muszę siku, a tu nie ma toalety.
– Tylko natura. – Tobiasz podniósł się i oparł o tył siedzenia kierowcy. Mrugnął mocno, przetarł twarz dłonią i wpadł w niekontrolowany chichot.
– Co cię tak śmieszy?
– Przypomniałem sobie, jak leżałaś w wannie, przemoczona deszczem i miałaś największego banana na gębie, jakiego kiedykolwiek widziałem.
– Ach, nieszczęsna wanna. – Uniosłam kącik ust i spojrzałam raz jeszcze w jej kierunku. – Tamara padnie, jak jej to opowiem. Może nawet poczuje inspiracje do narysowania takiego obrazu. A właśnie, muszę zrobić zdjęcie. – Zapięłam kurtkę i otworzyłam drzwi. – Nie wychodź, bo idę w krzaki.
– Spoko. Daj znać, jak skończysz, to będę następny.
CZYTASZ
Jutro się obudzisz
RomanceKinga, jako młoda dorosła, dopiero wkracza w życie. Ma jednak wrażenie, że to życie nie jest do końca ,,jej". Wymagający mąż, presja, by żyć w ścisłych normach, nudna praca i swoista bezradność. Pewnego dnia idzie sopocką ulicą, gdy dostrzega starus...