Rozdział III

5 1 0
                                    


– O rany! Jak ty wyglądasz? Co? Zostawiłaś Kacpra? O kurde, jaka akcja! – Tamara zasypała mnie gradem pytań, gdy zmoknięta do szpiku kości stanęłam w jej drzwiach.

– Potrzebuję ciepły prysznic i gorącą czekoladę – oznajmiłam i rzuciłam walizkę w kąt wąskiego przedpokoju. Tamara mieszkała w starej sopockiej kamienicy, gdzie nowoczesny wystrój w stylu boho mieszał się z poczerniałą boazerią, elewacją opadającą w soczystych płatach na parapet i przeciekającą rurą w kuchni. Salon o groteskowo wysokim suficie zastawiony był sztalugami, kilka obrazów gotowych było na sprzedaż, inne cierpliwie czekały, by białe płótno zamieniło się w impresjonistyczny widok muśnięty akwarelami. Uwielbiałam tu przychodzić, czułam się jak w galerii sztuki, gdzie wspomnienie Moneta miesza się z zapachem mocnej, palonej kawy. Przestrzeni użytkowej pozostało w mieszkaniu niewiele, całe życie Tamary odbywało się w wąskiej kuchni zaskakującej orientalnym wzorem na kafelkach. Dwa taborety wsunięte były pod drewniany stół, wręcz zmuszając gości, by przenieśli do salonu i podziwiali zachody słońca i zrywające się do lotu stada ptaków na płótnie.

Tamara spała na rozkładanej kanapie wciśniętej pomiędzy wizerunek starca spacerującego po zwierciadle gwiazd a statkiem walczącym ze sztormem. Ja spać miałam na nadmuchiwanym materacu obok kanapy i w tym momencie nic nie cieszyło mnie bardziej jak odejście z tego żartu, jakim było moje małżeństwo i wolność na nieco sprukwiałym materacu.

– Opowiadaj. Co się stało? – Tamara utkwiła we mnie uważny wzrok, gdy w końcu oparłam się o ścianę w kuchni, skrzyżowałam nogi na pojękującym taborecie i głęboko odetchnęłam.

– Nakryłam go z inną. ­– Wzruszyłam ramionami. Tamara prychnęła, nie wyglądała na zaskoczoną.

– Próbował się tłumaczyć? Namawiać cię do powrotu?

– Tak, na początku. Potem powiedział, że jestem nudna, bo nie uderzam go biczem.

Wybuchłyśmy śmiechem.

– Co za debil.

– I za to wzniosę toast. – Uniosłam kubek z gorącą czekoladą, uparcie walcząc z uczuciem zawiedzenia.

– Pomyśl, że to nowy rozdział. Będzie sto razy lepiej, mówię ci.

– Dzięki. – Uśmiechnęłam się blado. – Przeraża mnie rozprawa, jego rodzina, co powie moja babcia. Chciałabym po prostu się tak z dnia na dzień uwolnić i zapomnieć, że kiedyś zmieniłam dla niego całe moje życie.

– Widzisz, to nauczka na przyszłość. Nie ma co podporządkowywać się facetom.

– Prawda.

– Mam pomysł. Jutro jest piątek, chodźmy potańczyć. Już dawno nigdzie nie byłyśmy!

– No nie wiem...

– Dobrze ci to zrobi! Wypijemy drinka, małe bailando? – Tamara zakręciła żartobliwie biodrami.

– Zobaczymy. Mam nadzieję, że nie będę zmęczona po pracy. Jakby nie patrzeć, to już nie jest moja pierwsza młodość – zażartowałam.

– Racja. To tylko druga.

Po jeszcze kilku długich godzinach rozmów położyłam się spać. Sen wcale nie nadchodził, wpatrywałam się tylko w światła ulicy tańczące na suficie. Mieszały się z cieniami pokoju, skakały po obrazach, harmonijnie wtórowały moim dryfującym myślom. Po długich rozważaniach, odgrywaniu powtórnie sceny na ulicy, planując rozmowę z babcią i zastanawiając się, jak będzie teraz wyglądało moje życie, doszłam do wniosku, że to nie ma znaczenia. Liczy się tylko teraz, liczę się tylko ja, tylko to jedno uderzenie serca, które potem milknie, by ustąpić następnemu. Ściskałam mocno splecione palce i realność bólu pomogła mi zrozumieć, że dobrze wyszło. Że gdzieś w głębi serca czułam ulgę, że nie muszę wykonywać już tej farsy, odgrywać przedstawienia małżeństwa i wskrzeszać związek, który już dawno pochowaliśmy sto metrów pod ziemią. Przeczytałam kiedyś mądre zdanie na Instagramie, że przeszłość ani przyszłość nie mogą nas definiować, bo nie istnieją. Są tylko wspomnieniami i przypuszczeniami, niczym fizycznym, realnym. Istnieje tylko to, co dzieje się teraz.

Jutro się obudziszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz