Rozdział XXII

2 1 0
                                    


– Typ był bardzo żywy jak go zostawiliśmy. Wątpię, że przewrócił się do wody i utonął. Coś musiało się stać po tym, jak stamtąd wyjechaliśmy.

– Pewnie się pokłócili.

– Może. No nic, olać ją. Nie znajdzie nas tutaj. Poczekamy, aż sprawa ucichnie. Może powiedzą więcej, jak umarł, co się stało.

– Jak niby mamy ją olać? – uniosłam się. – Ma twój telefon. Może nas znaleźć w każdej chwili! Przysięgam, że widziałam ją w Sopocie.

– W moim telefonie nie ma żadnej informacji, która by ją tu zaprowadziła. I co, teraz mamy żyć w wiecznym strachu?

– Może chodźmy na policję.

– Daj spokój, nic to nie da. Tylko będziemy mieli kłopoty, że od razu tego nie zgłosiliśmy.

– Cholera.
– Nie połączą nas z tym... wypadkiem.
– Gówno prawda! – zdenerwowałam się. – A butelka, którą walnęłam Pablo? Ma moje odciski palców.

– A nie wpadła do wody?

– Nie wiem. – Usiadłam na kanapie i ukryłam głowę w dłoniach.

– Ja uważam, że powinniśmy to przeczekać. Kaśka nas nie znajdzie, policja nic do nas nie ma.

Spojrzałam na niego z wahaniem.

– No dobra. – Utkwiłam oczy w wyciszonym telewizorze. – Myślisz, że Kaśka wróciła i się pokłócili? Była taka wściekła, jak wyjeżdżaliśmy.

– Pewnie tak. Posłuchaj – położył mi dłonie na ramionach. – Nie ma się czego bać. Nic nam nie będzie, okej? Wywal tego smsa.

– Jesteś pewien?
– Jestem pewien. Nikt nie będzie nas zastraszał. Nie bój się, dobra? Pokiwałam głową, choć brakowało mi pewności.
– Żyjemy dalej. – Przyciągnął mnie i przytulił. Moje ręce jeszcze się trzęsły. – Daj telefon. – Tobiasz zabrał mi komórkę i usunął wiadomość.
– Co robisz? – zapytałam, gdy wszedł w szczegóły kontaktu.

– Blokuję ten numer. Dosyć tego.
– Ale...
– Nie chcemy mieć z tym nic wspólnego. Koniec tego szaleństwa.
– No dobra.
Odchyliłam się i zapadłam w jego ramionach. Objął mnie i położył usta na czubku mojej głowy. Oddychałam głęboko, powracał spokój. Przyznałam Tobiaszowi rację. Ktokolwiek nas zastraszał, nie mogliśmy dać mu wygrać. Nie miałam pojęcia, dlaczego Kaśka mogłaby być tak wściekła. Co miała nam za złe. Nie liczyła się jej złość czy jej absurdalna zemsta. Liczyło się moje życie, które w końcu zaczynało nabierać tempa.

– Lepiej? – zapytał Tobiasz, gładząc mnie po włosach.
– Lepiej – odparłam. Mój głos był mocny i opanowany.
– Żyjemy dalej. Niech Pablo spoczywa w spokoju.
– Dokładnie.
Na chwilę utonęliśmy w ciszy. Deszcz delikatnie uderzał o okna. Gdy spojrzałam na Tobiasza, wyglądał na zamyślonego, jakby pokonywał tysiące wszechświatów swoich myśli. Dotknęłam ustami jego policzka i pocałowałam go powoli, długo. Odwrócił głowę i jego usta spotkały moje. Potem spojrzał na mnie już uważnym wzrokiem i zagarnął kosmyk moich włosów za ucho.

Jutro się obudziszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz