9. Propozycja.

14 1 0
                                    




Miłego czytania <3

* * *

Gdybym mogła zmienić decyzję bądź cofnąć czas, zdecydowanie właśnie to zrobiłabym w tym momencie.

Wpatrywałam się w zarysowany bok mojego samochodu. Duże wgniecenie ciągnęło się od lampy, aż do początku drzwi od kierowcy. Całe to miejsce pokryte było rysami, sprawiając, że nie chciałam dłużej patrzeć na czarny lakier, jednak jednocześnie nie potrafiłam oderwać swojego wzroku z tamtego miejsca.

Właśnie to robiłam od dobrych kilku minut. Nie zdążyłam zadać żadnego pytania. Nie wiedziałam jak to się stało, ale sama nie wiem czy chciałam znać szczegóły tego zdarzenia. Miałam wrażenie, że odkąd tylko to zauważyłam, wstrzymałam oddech. Nie do końca wiem czy ktoś coś do mnie mówił wcześniej, ale w końcu wychwyciłam słowa skierowane w moim kierunku.

- Ogarnę to, Vals - powiedział głosem trochę głośniejszym od szeptu. - Serio... tylko daj mi trochę czasu - ciągnął dalej, a ja miałam wrażenie, że tylko słyszę jego słowa, ale niekoniecznie one do mnie docierają. Jednak po chwili jego tłumaczenia zaczęły mnie drażnić.

- Jestem ciekawa w jaki sposób to "ogarniesz" - syknęłam w jego kierunku, jednocześnie robiąc palcami cudzysłów w powietrzu.

- Mam już pomysł - westchnął, zbliżając się do mnie. - Serio mówię, Vals. Potrzebuję tylko trochę czasu. Niedużo, słowo - powiedział, przytykając dłoń do klatki piersiowej w okolicy serca, na co prychnęłam. - Dwa, może trzy dni...

- Kluczyki.

- Co?

Patrzył na mnie zdziwiony. Między jego ciemnymi brwiami pojawiła się średniej wielkości zmarszczka. Dłoń, którą jeszcze chwilę temu trzymał przy klatce piersiowej, opadła wzdłuż ciała.

- Oddaj mi kluczyki. To było nieodpowiedzialne zarówno z mojej jak i Twojej strony - westchnęłam, spoglądając na niego. Miałam wrażenie, że na jego twarzy pojawiło się delikatne rozczarowanie, które po chwili zastąpiła obojętność.

Znałam to aż za dobrze.

- Słuchaj, Nick - mruknęłam cicho, zbliżając się do niego. Wciąż patrzyłam na jego twarz, jednak on odwrócił wzrok w drugim kierunku, patrząc na drzwi wejściowe budynku placówki. Zdawałam sobie sprawę z jego złości, ale już dawno powinnam to przerwać. - Nie robię tego złośliwie, dobrze o tym wiesz.

- Jak to nie? - Prychnął, gwałtownie odwracając głowę w moim kierunku. - To co to niby ma znaczyć? - Zapytał, wymachując rękami do góry.

- Okej, dobra... - westchnęłam, wystawiając dłonie przed siebie. - Byłam zła, nadal jestem... trochę - skrzywiłam się na samo wyobrażanie ogromnych rys na czarnym lakierze. - Ale nie robię tego ze względu na to. To jest po prostu nieodpowiedzialne - powtórzyłam swoje słowa sprzed kilku chwil. Widziałam jak zaczyna otwierać usta, dlatego niegrzecznie mu przerwałam. - Nie możesz jeździć bez dokumentów. Co jeśli nie skończyłoby się tylko zdartym lakierem? Co gdyby coś Ci się stało?

- Nic się przecież nie stał...

- Ale mogło! - Krzyknęłam, jednocześnie przełykając gorycz, która powstała w moim przełyku w wyniku wypowiedzianych słów.

Tym razem to ja odwróciłam wzrok.

Czułam na sobie intensywne spojrzenie chłopaka. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a wypali mi tym wzrokiem dziury w ciele. Otoczyłam się ramionami, dalej patrząc w ten sam punkt na betonie.

Usłyszałam delikatne westchnienie, a zaraz po tym szuranie butów o podłoże. Mój brat zmniejszył naszą odległość o kilka kroków. Nadal nie podniosłam wzroku, ale miałam wrażenie, że atmosfera złagodniała, a jego nastrój ze złośliwego, zmienił się na bardziej troskliwy.

The darkness of liesWhere stories live. Discover now