1. Pomoc.

41 3 0
                                    

Szkoła jest ciężka.

Była, jest i będzie dopóki jej nie skończę.

Nie zdarzyło się chyba jeszcze, żebym szła tam z pozytywnym nastawieniem. Zawsze jest to dla mnie tak samo ciężkie, a niektóre dni, wydarzenia i osoby sprawiają, że czasem jest jeszcze gorzej.

To jest jedno z tych miejsc gdzie nie można być sobą. Przynajmniej ja nie mogę. Muszę zakładać jedną z wielu masek, która pokazuje, że jestem idealna. Perfekcyjna. Zakładać maskę, która nie pokazuje tego, że jestem zepsuta, że nie cieszę się z obecności tutaj tylko tak naprawdę w głebi duszy powoli rozpadam się na kawałki.

Na całe szczęście, mam tam swoje bliskie osoby. Nie wiem jakby udało mi się przeżyć tyle dni bez tego. Bez nich.

- Jeśli w tym momencie nie wstaniesz z łóżka coś Ci zrobię. I ja naprawdę nie żartuję - warknęłam sucho zaraz po tym jak drzwi do pokoju mojego brata otworzyły się z hukiem. Wciąż zastanawiam się czy aby na pewno mogę nazywać to pomieszczenie pokojem sądząc po tym jak wyglądało jego wnętrze. Odór pleśni uderzył w moje nozdrza zaraz po wzięciu głębszego i nieco zdenerwowanego oddechu.

Dobrze, może jestem hipokrytką, bo sama nie szczególnie przepadam za sprzątaniem, naczynia często stoją na meblach w moim pokoju dłużej niż niektórzy tego oczekują, ale to i tak jest niczym w porównaniu do tego czegoś co znajduje się w tym... pomieszczeniu!

Frustracja wzrosła we mnie gdy na moje ostrzeżenie odpowiedziała mi jedynie cisza. Fuknęłam rozłoszczona i omijając podejrzanie wyglądające rzeczy podeszłam do łóżka. Nie zdziwiłabym się, jeżeli kiedyś powstanie tutaj pleśniowy mutant, który wyczołga się spod jego łóżka.

Szarpnęłam za kołdrę tym samym sprawiając, że głowa mojego brata odleciała do tyłu. Jęknął męczeńsko co sprawia, że uśmiechnęłam się z satysfakcją. U niektórych poranną rutyną i pierwszą czynnością po przebudzeniu jest wypicie kawy bądź poranna joga, a u mnie jest to budzenie tego cholernego lenia. Los niestety nie bywa dla mnie łaskawy.

Ale życie nauczyło mnie, że nie ma co oczekiwać zmiany, bo los mnie nie oszczędza. Nigdy.

W szczególności gdy niektórzy stoją obok.

***

Piętnaście minut później siedziałam w swoim samochodzie. Przód mercedesa połyskiwał, a czarny lakier odbijał poranne promienie słońca. Paznokcie z idealnym frenchem wystukiwały rytm cichej melodii, która roznosiła się po wnętrzu maszyny.

Wpatrywałam się w drzwi wejściowe budynku, z którego lada moment powinien wyjść Nick. I już po chwili wiedziałam, że się nie myliłam, bo w drzwiach stanął mój brat w czarnych jeansach i tego samego koloru koszulce. Też miałam ochotę wskoczyć się w takie ubrania. Zamiast tego musiałam cisnąć się w beżowych, garniturowych spodniach i białej bluzce, od której biła elegancja.

Chłopak zamknął drzwi i skierował się w moją stronę. Gdy stanął obok drzwi pasażera, uruchomiłam silnik samochodu. Nick zajął swoje miejsce, a ja odjechałam z podjazdu.

- Amanda prosiła, żebyśmy wrócili na obiad - zwrócił się do mnie mój brat patrząc w moją stronę. Przytaknęłam delikatnie głową. I tak nie miałam ochoty nigdzie dziś wychodzić. - Powiedziała, że zrobi Twój ulubiony makaron - dopowiedział, a mi na usta wpłynął delikatny uśmiech.

Uwielbiałam Amandę. Ta kobieta jest cudowną osobą, pełną ciepła i dobroci. Pysznie gotuje i prawie codziennie rano zarażała nas pozytywną energią. Niestety prawie, bo czasem niektóre osoby niszczyły tą pozytywną energię.

The darkness of liesWhere stories live. Discover now