4. Róża.

20 3 2
                                    

Miałam wrażenie, że milczenie okropnie się przedłużało. Wskazówki zegara tykały a ich dźwięk okropnie nieprzyjemnie wyrył mi się głowie. Nadal sztywno stałam w progu pomieszczenia bojąc się przejść o krok dalej. Spuściłam wzrok na jasne panele nie wiedząc gdzie indziej mogłabym podziać wzrok. Czułam, że oczy matki świdrują mnie mnie na wylot i w pierwszej kolejności oceniają to jak wyglądałam. Zawsze przywiązywała uwagę do tego co miałam na sobie. Wiedziałam, że w tym momencie nie ma sensu, aby się odzywać. Po prostu czekałam aż to któreś z nich odezwie się pierwsze.

- Spóźniłaś się. - Pierwsze słowa matki wypowiedziane w moją stronę. Gdybym była odważniejsza pewnie najchętniej przewróciłabym w tym momencie oczami. Jednak przy tej kobiecie zwyczajnie tchórzyłam, mimo tego, że wielokrotnie starałam się aby tak nie było.

- Przepraszam - wydusiłam z siebie. Wiedziałam, że oczekiwała wytłumaczenia. - Rozpadało się, więc pomyślałam, że odwiozę Charlotte do domu i...

- Więc źle pomyślałaś, Valentino. - Kolejne nieprzyjemne słowa zawisnęły w powietrzu. - Charlotte również posiada swój samochód, jeżeli nie mogła nim jeździć z jakichkolwiek względów, równie dobrze mogła wrócić do domu na nogach. Bez różnicy. - Ostentacyjnie poprawiła swoje jasne włosy ręką, na której nie dało się nie zauważyć świecącej biżuterii i równie widocznego, czerwonego manicure'u. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego ta kobieta była tak uprzedzona do moich przyjaciół. Nie tylko w stosunku do Charlotte zachowywała się chamsko. Nie przepadała za ludźmi i odkąd pamiętam czuła się od nich lepsza i czuje się nadal, jednak nie rozumiem dlaczego dotyczy to również moich przyjaciół, którzy są dla mnie ważni.

Miałam ochotę westchnąć, ale powstrzymałam się od tego, aby nie pogarszać swojej i tak już kiepskiej sytuacji. Nadal stałam i na powrót spuściłam wzrok na panele. To bezpieczne rozwiązanie. Mój ojciec milczał. Nawet nie jestem pewna czy poświęcił mi chociaż trochę swojej uwagi, nie żeby mi na tym jakoś szczególnie zależało, ale byłam ciekawa czy chociaż na moment uraczył mnie swoim cierpkim spojrzeniem.

- Amanda przygotowała dziś wcześniejszą kolację ze względu na nasz powrót - powiedziała, zmieniając tym samym temat i na całe szczęście zostawiając moją przyjaciółkę w spokoju. - Jednak nie wróciłaś punktualnie do domu. Uważam, że nie powinnaś jeść już o tej godzinie. To zdecydowanie za późna pora na to, abyś się objadała - kontynuowała, a mój humor pogorszył się jeszcze bardziej, choć wydaje mi się, że po tylu sytuacjach powinnam się przyzwyczaić. Gdybym nie była obecnie w takiej sytuacji pewnie parsknęłabym śmiechem. To absurd, żeby przyzwyczaić się do takich rzeczy. - Mogłaś wrócić wcześniej. Trudno. - podsumowała po czym odwróciła wzrok od mojej osoby.

To był znak i tym samym odpowiedni moment na wycofanie się z pomieszczenia, w którym powietrze zgęstniało. Zaczęłam ciężej oddychać. Miałam ochotę zacząć kaszleć, żeby pozbyć się dziwnych macek, które zaczęły oplatać moje gardło z każdej strony. Postawiłam kilka ślepych kroków w tył po czym obróciłam się w stronę schodów. Przed oczami widziałam ciemne mroczki.

Miałam wrażenie, że na ślepo pokonałam resztę stopni. Wpadłam do swojego pokoju i oprałam się plecami o drzwi zatrzaskując je za sobą. Odkaszlnęłam chcąc pozbyć się guli, która tkwiła w gardle.

Po chwili zaczęłam brać głębsze wdechy. Poczułam miękkie coś ocierające się o moje nogi. Zjechałam po drzwiach plecami w dół i usiadłam na chłodnej podłodze. Zamrugałam chcąc odpędzić ciemne plamki i krople, które zebrały mi się w kącikach oczu. Po kilku próbach udało mi się, po czym zwróciłam uwagę na białą kulkę siedzącą przede mną. Mój wierny przyjaciel patrzył na mnie wyczekująco.

- Cześć, Enzo - mruknęłam z małym uśmiechem wyciągając rękę ku zwierzakowi. Enzo nie czekając, wskoczył na mnie i w miarę możliwości wtulając się we mnie. Wtuliłam się w śnieżnobiałe włosy psiaka.

Czułam, że z każdym oddechem coraz bardziej się uspokajałam. Po kilku dłuższych chwilach próbowałam się podnieść. Z psem na rękach nie należało to do łatwych zadań, jednak na całe szczęście Enzo ułatwił mi to i wstał ze mnie ruszając w stronę łóżka. Zwierzak bez zbędnego przedłużania wskoczył na pościel i wygodnie ułożył się do spania. Podejrzewałam, że to samo robił zanim wparowałam do pokoju.

Podniosłam się z podłogi z zamiarem otworzenia okna. Pomimo tego, że już byłam spokojniejsza to nadal miałam wrażenie, że w pomieszczeniu jest duszno. Otrząsnęłam się i podeszłam do okna, ale gdy już miałam za nie złapać, zauważyłam, że...

Okno było już otwarte.

Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu. Byłam pewna, że jeszcze dziś go nie otwierałam. Jednak po głębszych zastanowieniach stwierdziłam, że to pewnie Amanda otworzyła je, z zamiarem przewietrzenia domu gdy sprzątała, a potem zapomniała na powrót go zamknąć. Wzruszyłam ramionami, łapiąc za okno otwierając je szerzej, a następnie zasunęłam rolety. Chociaż na zewnątrz było jasno, bo do zachodu słońca zostało jeszcze trochę czasu to wolałam, żeby w pokoju zrobiło się trochę cieniej.

Zgarnęłam z jasnego biurka ładowarkę i słuchawki, a następnie ruszyłam w stronę łóżka, na którym zdążył już zasnąć Enzo. Podłączyłam telefon do ładowarki, a następnie połączyłam się słuchawkami. Założyłam je i usłyszałam w nich pierwsze dźwięki piosenek z playlisty Elliota.

Położyłam się na łóżku wtulając się w miękkie poduszki i od razu przymknęłam powieki. Oddychałam spokojnie wsłuchując się kolejne melodie lecące w słuchawkach.

Nie wiem dokładnie po jakim czasie, ale gdy wysłuchałam kilku przyjemnych piosenek otworzyłam powieki. Spojrzałam na jasny sufit i patrzyłam na niego, jakbym chciała coś tam dojrzeć. Parsknęłam śmiechem, sama nie wiedąc co dokładnie mnie tak rozbawiło. Czasem przerażałam samą siebie.

Usiadłam na miękkim materacu i poprawiłam poduszkę. Najchętniej poszłabym spać, jednak wiedziałam, że to niemożliwe. Musiałam przygotować się na jutrzejszy test z biologii, na który czułam, że nie byłam jeszcze wystraczająco przygotowana. Nie mogłam sobie pozwolić na gorszą ocenę, żeby nie zaprzepaścić dobrej średniej. Chociaż nie miałam ochoty na naukę nie miałam zamiaru pójść teraz spać, aby potem obudzić się środku nocy i dalej ją zarywać.

Z wielkim ociągnięciem zwlekłam się z łóżka. Przetarłam oczy i postawiłam kilka kroków w stronę biurka, przy którym miałam zamiar usiąść. Jednak po drodze mój wzrok uciekł w stronę białego fortepianu. Zerknęłam na zegar stojący na szafce nocnej. Do pełnej godziny zostało jeszcze około piętnastu minut, więc stwierdziłam, że nie ma sensu zaczynać nauki w tym momencie. Poczekam do równej godziny. Wtedy zacznę.

Tym sposobem zmieniłam swój cel i podeszłam do białego instrumentu. W tej części pokoju było zdecydowanie ciemniej. Usiadłam przy nim, na naprawdę wygodnym stołku. Przeciągnęłam palcem po gładkiej powierzchni, złapałam za klapę chcąc ją podnieść i odsłonić klawisze. Zerknęłam na nuty, zmrużyłam oczy wytrzeszczając wzrok. Niewiele widziałam w mroku, który panował w pokoju, ale nie miałam zamiaru podnosić się aby zapalić światło. I tak znałam tę melodię na pamięć, gdyż wygrywałam ją setki, jak nie tysiące razy.

Pierwsze nuty melodii rozpłynęły się w powietrzu. Kochałam grę na fortepianie. Kochałam to jak moje palce płynnie, z delikatnością uderzały w klawisze, a z każdym dotknięciem ich kolejne dźwięki roznosiły się po pomieszczeniu. Nie pamiętam od kiedy zaczęło mi to dobrze wychodzić. Miałam wrażenie, że od pierwszych lekcji nauki grania wychodziło mi to dobrze. Nie wiem, dlaczego, ale pamiętam, że strasznie prosiłam rodziców aby pozwolili mi na naukę gdy na tym instrumencie. Czułam, że dziwnie mi tego brakowało. Wiedziałam, że mama wolałaby abym robiła coś innego. Wolałaby, żebym tańczyła w balecie, albo grała na skrzypcach. Wielokrotnie powtarzała mi, że powinnam to robić. A ja wiedziałam, że każe mi tylko dlatego bo były to jej własne niespełnione ambicje.

Gdy ostatnie dźwięki zawisnęły w powietrzu wzięłam oddech. Brakowało mi tego. Dawno nie miałam czasu na chociaż chwilę grania, ale teraz tego potrzebowałam. Potrzebowałam tego wyzwolenia jakie czułam podczas grania.

Przymknęłam powieki i nacisnęłam klapę od fortepianu. Zamknęłam ją, a następnie chwyciłam za nuty chcąc je schować. Jednak gdy chciałam je podnieść poczułam delikatne ukłucie w palce. Syknęłam cicho i zmarszczyłam brwi. Z powrotem ostrożnie skierowałam dłoń w miejsce gdzie wyczułam coś kłującego. Tym razem poczułam delikatne... coś. Chwyciłam za to i obróciłam się w stronę światła. Jakim zdziwieniem było gdy okazało się, że tym czymś co trzymałam w dłoniach była róża.

Piękna, biała róża.

The darkness of liesWhere stories live. Discover now