VIII

176 14 11
                                    

Obudziłem się z bólem głowy. Podniosłem wzrok i ujrzałem państwo Przywiślane piszącego już od rana coś po rosyjsku.

IR: Witaj, synu.

IIRP: Привет Папа! (Pl. Cześć, tato)

Przebralem się w czarny mundur z białymi spodniami, w stylu jakim car Aleksander używał w trakcie wojen Napoleońskich. Zszedłem na śniadanie. Podano mi chleb z miodem. Brzmi banalnie? Może.. lecz to takie pyszne!
Kongresówka snuła się po pałacu przygnębiona. Może troszkę przesadziłem?

Nie, nie.. Ja nigdy nie przesadzam. Zasłużyła na to. Zjadłem swój chleb i położyłem się na kanapie. Nawet nie zauważyłem kiedy oczy mi się zamknęły i przysłowiowo "odleciałem".

Sen był nieprzyjemny. Ludzie z widłami gonili mnie, jakby chcieli mnie zabić. A przecież nie mają powodu! Phi!  Uciekłem im, lecz ujrzałem swojego ojca przy balkonie w pałacu.

IR: Ojcze?

Milczał. Odwrócił się po chwili. Popatrzył na mnie i zaczął krzyczeć z głębokim i donośnym głosem "Jesteś wyrzutkiem i zdrajcą, Imperium! Nie opiszę tego jak się zawiodłem. Myślałem, że będziesz dobrym władcą, lecz ty jak zawsze jesteś słabą pizdą co wyżywa się na innych!". Po tym zniknął, a ja obudziłem się przepocony przez stresujący sen.

Czy Bóg chciał mi coś przekazać? Czy ten sen był przypadkiem czy znakiem? A może mój ojciec żyje? Czy oszalałem? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi!

Szturchnął mnie Państwo Przywiślane.

IIRP: tatusiu, a czemu pani, która mnie porwała chodzi po twoim pałacu cała zapłakana?

Znając życie mówi o mojej żonie, jeśli mogę cały czas ją tak nazwać, lecz, kurwa, uświadomiłem sobie, że nie powiedziałem mu o tym.

IR: Wiesz...emm.. ja próbuję się z nią dogadać, a teraz ma okres, czyli damskie fochy i załamania. Przejdzie jej! Ale nie gadaj z nią!

Polak pokiwał głową i poszedł na dół. Królestwo Polskie przechodziła niedaleko, lecz próbowała zachować dystans ode mnie. No błagam, ja lśnię ideałem.

Poszedłem do kapliczki, gdzie zacząłem modlitwę, lecz ikona matki Boskiej runęła na ziemię, a wraz z nią figura Chrystusa. Nie mógł to być zbieg okoliczności. Ten pałac jest przeklęty!

A może to ja szaleje? Nie! Do jasnej cholery, co się tu dzieje?

Kolejna ikona runęła na ziemię. Zawiało chłodnym powietrzem a stłuczony posąg Chrystusa jakimś cudem znalazł się ku moich stóp. Powoli cofałem się do wyjścia z kapliczki. Nie skłamię, okropnie się bałem. Kiedy zamknąłem drzwi kapliczki, to one runęły na podłogę. Moje oczy się wytrzeszczyły. Nie, nie. To albo sabotaż, albo zły dzień.

Poszedłem korytarzem i rozkazałem sługom przynieść mi wina i wachlarz. Wypiłem do dna. Gdy już miałem odnieść kieliszek, to wypadł mi z dłoni i runął na ziemię. Stłuczone szkło rozniosło się po całym dywanie. Rozkazałem to sprzątnąć. Wyszedłem szybko z pałacu nie chcąc zrobić tam żadnych szkód, jeśli mam pecha. Wiało mocno, nagle na moją twarz wleciała kartka z napisem "Chciałbyś go nigdy nie spotkać. Człowiek z egoizmem, ciężki grzesznik a zarazem polityk. Ważna mi osoba!". Nie miałem pojęcia o kim był ten list, lecz pewno o Prusach.

Wsiadłem na Klacz i odjechałem. Ulice były spustoszałe. Do głowy przyszła mi ta paranoja z rana. Czy mój ojciec rzeczywiście żyje, lub próbował mi coś przekazać zza światów? Postanowiłem to sprawdzić. Pojechałem pod drzewo, gdzie pochowano mojego ojca. Grób okazał się być spalony a obok leżały kartki z napisami: "Tyran", "Dni Monarchii dobiegają końca", "rządamy sprawiedliwości" i "jesteś następny".

Przetarłem oczy i zdjąłem zrujnowane cegły. Zacząłem grzebać w trumnie ojca. Była tam róża. Czarna róża. Taki kolor tego kwiatu nie istnieje. Podniosłem ją i przetrałem śliną, by zobaczyć czy nie jest to farba. Nic nie zeszło. Róża wyglądała na stan nowy, lecz ja nie wierzę, że ta róża ma taki kolor z natury, lecz jakie jest inne wytłumaczenie?

Wiatr był coraz mocniejszy. Dostałem aż gęsiej skórki. Wykonałem znak krzyża przy grobie i odszedłem. Gdy udałem się w miejsce gdzie przywiązałem konia, zauważyłem jedynie linę. Zajebiście. Rozejrzałem się, lecz ni śladów, ni odgłosów. Muszę się upokorzyć i pójść pieszo. Udałem się w drogę powrotną. Na mojej drodze zastałem wilki. Czy ten dzień może być gorszy?

Wziąłem pistolet skałkowy i zastrzeliłem je w trakcie ataku. Zacząłem uciekać, gdyż często są to całe watahy. Gdy dotarłem do pałacu, przy drzwiach wejściowych czekała na mnie służąca z kocem. Wyrwałem go tej idiotce i ruszyłem na górę. Gdy wszedłem do komnaty i zamknąłem drzwi, to prawosławny krzyż spadł z półki. Nikt nie był w stanie go ruszyć.

Na pewno nie był to wiatr, gdyż wszystkie okna były zamknięte. Moja żona, która obecnie leżała na łóżku i czytała gazetę również nie, gdyż była za daleko. Państwo Przywiślane pisze coś w jego nowym pokoju. Więc cóż to było?

Patrzyłem się na krzyż i go podniosłem.  Położyłem go na miejsce i usiadłem obok żony, która popatrzyła na mnie ze słabością w oczach. Frajerka! Dotknąłem jej ramienia, lecz jej skóra dosłownie mnie poparzyła!

IR: Ała! Do jasnej kurwy... Czemu jesteś taka gorąca?

Jej strach zmienił się w zdziwienie. Dotknęła swojej skóry.

KP: ale... Ona jest w normalnym stanie

IR: Polsko Kongresowa, nie możesz mówić prawdy!

KP: Masz gorączkę?

To ja tu wychodzę na szaleńca?!

IR: Nie, nie mam. Nie rozumiem...

Zszedłem na dół. Przy drzwiach zauważyłem swojego ojca.

IR: Ojcze..?

Mrugnąłem, a wtedy zniknął. Czy to tylko zwidy czy już choroba... A może coś głębszego... Udałem się na dół do księstwa Warszawskiego. Jeden z jenerałów, który tam był, spojrzał na mnie.

IR: I jak? Śpi?

J: Wasza wysokość, dwa słowa. Silny trup.

Moje oczy się wytrzeszczyły. Spojrzałem na chłopaka który był irytującym skurwysynem. Nie udało mu się nawet utrzymać rodziny na wolności, a mimo wszystko umarł. Kopnąłem go i nakazałem spalić ciało. Nic tu już po mnie.

Poszedłem na górę, chcąc zobaczyć kapliczkę. Otworzyłem drzwi. Pięknie, słudzy ładnie sprzątnęli. Nagle wszystkie ikony runęły na ziemię a z oczu posągu matki boskiej wylewała się woda. Szybko z tamtąd uciekłem, krzycząc w niebo głosy.

Ja oszalałem! Mam tego wszystkiego dość! Wyszedłem z komnaty i rozkazałem moim służącym wybudować mi nowy pałac w ciągu roku, albo zetnę im głowy.

Udałem się do komnaty i położyłem się spać. Przytuliłem żonę w talii, która raczej tego nie chciała, ale kto by słuchał się kobiety, i w końcu zasnąłem.

Ten pałac spłonie. Wszystko spłonie! Zrównam ten przeklęty budynek z ziemią. Ja tego dopilnuje...

______________________________________

Troszkę mnie nie było, fakt. Jednak wiadomo, to niestety nie wakacje i już nauczyciele mnie dręczą. Jednak dziękuję wam za cierpliwość.

Zabór/Countryhumans/IR x Kongresówka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz