~14~

305 25 5
                                    

~Godzina 16:25, Komenda Mission Row~

Poddenerwowany szatyn siedział przy swoim biurku, nerwowo bawiąc się palcami. Rozglądał się po biurze licząc, że w ten sposób czas namierzania telefonu Erwina się skróci.

- Stary, wszystko dobrze? - zapytał niepewnie Hank.

- Nie, nic nie jest dobrze, Hank. - odpowiedział niechętnie.

- Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko. - stwierdził brunet.

- Powinienem go nie odstępować na krok, mieć cały czas na oku, a nawet to spierdoliłem. - powiedział podłamany Gregory.

- Przez tą sprawę bardzo się zbliżyłeś do niego, pamiętam jak go wyzywałeś od egoistycznych dupków. - cichy śmiech opuścił usta Overa. 

- Musimy znać tą lokalizację, on nie może umrzeć. - oznajmił twardo Montanha.

- Znajdziemy go, całego. Obiecuje Ci to, Gregory. - rzekł Over.

Drzwi do biura gwałtownie się otworzyły, a w ich progu stanęła Mia. 

- Mamy lokalizację. - rzuciła krótko.

- Jedziemy. - odrzekł Gregory, od razu zrywając się z krzesła. 


 ~Godzina 16:33, Dom Alberta Speedo~

- To tutaj. - stwierdził Hank.

- Wyjmij broń, nie wiadomo co spotkamy w środku. - powiedział szatyn.

- Może wejdę pierwszy, aktualnie myślę racjonalniej od ciebie. - mówiąc to, Over spotkał się ze zdenerwowanym wzrokiem przyjaciela.

 - "SPIERDALAJ!!!" - słysząc krzyk, Gregory zacisnął bardziej palce na swojej broni.

- Erwin... - powiedział do siebie szeptem.

- Montanha, tylko spokoj... - brunet nie zdążył dokończyć zdania, gdy drzwi leżały już wyważone przez jego przyjaciela.

- LOS SANTOS POLICE DEPARTMENT, RZUĆ BROŃ! - krzyknął brązowooki, widząc rannego Erwina jako zakładnika w objęciach lekarza.

Erwin posłał Montanhie spojrzenie pełne strachu, przez co szatyn był jeszcze bardziej zdeterminowany. 

- Zjawił się twój bohater, malutki... - szepnął do ucha miliardera białowłosy.

- Odsuń się od niego i rzuć ten jebany nóż. - rzekł głośno Montanha.

- Bo co? Strzelisz? Do twojego Erwinka? - powiedział Albert, jednocześnie mocniej dociskając nóż do gardła siwowłosego. 

Stróżka krwi spłynęła po szyi miliardera, wywołując przysłowiową gulę w gardle szatyna. Gregory słyszał coraz szybszy i niespokojny oddech złotookiego, przez co sam zaczął się denerwować. Podczas tej całej sytuacji, nie zauważył, że nie ma obok niego Hanka...

- Jeśli tutaj umrę, on umrze razem ze mną. To Ci mogę zagwarantować, Montanha. Jest jedno wyjście z tej sytuacji, uwzględniające żywego Erwina. - oznajmił szarooki.

- Myślisz, że będę z tobą negocjował? - spytał, drwiącym głosem szatyn.

- Nie masz wyboru. Zabieram go ze sobą i dajecie nam odlecieć pierwszym samolotem do Hiszpani, a tam nie będziecie nas szukać. - Erwin słysząc słowa oprawcy zaczął się szarpać, co widocznie nie spodobało się białowłosemu. 

- Bądź grzeczny, a jak będzie po wszystkim to może będę delikatniejszy wobec ciebie. - szepnął cicho do ucha miliardera, wywołując u niego nieprzyjemne ciarki w okolicy karku.

W tym samym momencie Gregory zauważył ruch za napastnikiem, orientując się, że Hank znalazł inne wejście do domu, podjął się negocjacji których pragnął Speedo.

- Dobrze, pozwolimy ci odlecieć. - Montanha zauważył, że napastnik zwiększył przestrzeń dzielącą nóż od szyi Erwina. 

- CO?! - wykrzyknął siwowłosy, przez co Albert z powrotem docisnął ostrze. 

- Cicho bądź już, nie widzisz, że negocjuję naszą wolność? - powiedział spokojnym tonem lekarz.

- Wiesz, że i tak będziemy was szukać? - zapytał szatyn, jednocześnie widząc swojego przyjaciela coraz bliżej napastnika.

- Umowa była inna, ale przymknę na to oko. W końcu to są negocjacje. - rzekł białowłosy.

Gregory otwierał usta, aby dalej kontynuować negocjacje, gdy Hank cichym krokiem podszedł do Speedo, przykładając mu broń do tyłu głowy.

- Rzucasz nóż, kładziesz się na podłogę, ręce za głowę. - rzekł twardo Over.

Gregory pomyślał, że poszło o wiele za łatwo. Czuł, że zaraz stanie się coś niespodziewanego. Kolejny raz szatyn się nie mylił. Białowłosy rzucił Erwina przed siebie, po czym zamachnął się z ostrzem w ręku na Hanka. Gregory dokładnie obserwował jak Over zrobił zwinny unik, po czym wyjebał z "kolby" pistoletu Albertowi. Montanha, choć nie przyznałby tego głośno, chętnie by się zamienił z Hankiem miejscami w tamtym momencie. 

- Albercie Speedo, jesteś aresztowany za liczne morderstwa, produkcję narkotyków, próbę porwania oraz spowodowanie uszczerbku na zdrowiu Erwina Knucklesa. - mówiąc to Hank zakuł białowłosego, następnie wyprowadzając go z domu.

Montanha widząc przerażonego Erwina, siedzącego na podłodze, od razu do niego podszedł.

- Erwin, już po wszystkim. Jestem tu, nic już Ci nie grozi. - mówiąc te słowa Gregory trzymał swoje dłonie na ramionach miliardera. 

- Bałem się... o ciebie. - odrzekł cicho Knuckles.

- Wiem...malutki, wiem. - mówił patrząc prosto w złote oczy.

- Boje się to powiedzieć. - szeptał Erwin, myśląc, że szatyn go nie usłyszy.

- Czego boisz się powiedzieć? - spytał Montanha.

- Że Cię kurwa kocham. - Erwin spojrzał głęboko w brązowe tęczówki, nie spodziewając się złączenia ich ust z inicjatywy policjanta.

- Też Cię kocham, idioto. 

To be continued...

------------------------------------------------------------------------------------------------

Po bardzo długim czasie, kończę tą książkę. Według mnie była to wspaniała przygoda, nie żałuję że opublikowałam każdy rozdział tej książki. Każde gwiazdki, komentarze, a nawet wyświetlenia sprawiają u mnie uśmiech na twarzy. Dziękuję, że zostaliście do końca mimo długiego czekania <3. I być może do następnego, kto wie... ;)

Pętla Nieskończoności | MORWINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz